Dwie kreski nadziei

Magdalena Kamińska

Gość Warszawski 49/2020 |

publikacja 03.12.2020 00:00

Cud poczęcia i narodzin bywa niekiedy poprzedzony długimi modlitwami, cierpieniem i ofiarą. Gdy po ludzku wszystkie możliwości zostają wykorzystane, co pozostaje?

▼	W podziękowaniu za wymodloną córeczkę Aneta Kurnikowska każdego roku pielgrzymuje z Karolinką na Jasną Górę. Magdalena Kamińska ▼ W podziękowaniu za wymodloną córeczkę Aneta Kurnikowska każdego roku pielgrzymuje z Karolinką na Jasną Górę.

Miałam już dwoje dzieci na ziemi. Miałam dzieci w niebie. Miałam też nadzieję, że raz jeszcze zostanę mamą, choć po ludzku... No cóż, powiem szczerze: z punktu widzenia medycyny nie było to możliwe. Przeszłam poronienia, różnego rodzaju komplikacje i choć w sercu tliła się nadzieja, z którą szłam na Jasną Górę, to nie liczyłam na wiele – wspomina Aneta Kurnikowska.

Wydeptany cud

Była już pogodzona z wolą Bożą. Na kolejną pielgrzymkę poszła, niosąc w sercu właściwie już tylko intencje swoich koleżanek, które też bardzo pragnęły mieć dzieci. – Ale miesiąc po powrocie na teście pojawiły się dwie kreski. Pierwsza myśl: cud, niespodzianka, podarunek z niebios… „Wydeptany”, a przede wszystkim wymodlony u Matki Bożej dzidziuś – wspomina mama „pielgrzymkowej” Karolinki. Całe swoje życie zawierzyła Maryi. Jest żywym dowodem, że to, co po ludzku niewykonalne, dla Pana Boga nie jest niemożliwe. Szczególnie jeśli o pomoc prosi się Matkę Bożą Częstochowską.

Dostępne jest 27% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.