Pionki idą do nieba

Szymon Babuchowski

publikacja 12.11.2010 06:41

Rzucasz kostką – i lecisz z papieżem do Australii. Klikasz myszką – i już jesteś w świecie pierwszych apostołów. Producenci gier coraz odważniej sięgają po tematy związane z chrześcijaństwem.

Pionki idą do nieba Henryk Przondziono/Agencja GN

Nie od początku tak bywało. Gdy 11 lat temu Wydawnictwo Pasterz uruchamiało swoją produkcję, chrześcijańskie gry komputerowe można było policzyć na palcach jednej ręki. Również w dziedzinie planszówek sytuacja do niedawna nie wyglądała lepiej. Działająca od roku firma Polskie Gry Planszowe, z charakterystycznym „Boćkiem” w logo, jest wyjątkowym przypadkiem na polskim rynku. – Świat gier w dużej mierze koncentruje się wokół tematyki fantasy czy horrorów – twierdzi Paweł Kołodziejski, współwłaściciel Polskich Gier Planszowych. – My wychodzimy z czymś zupełnie innym, więc jest w tym element konfrontacji.

Poważna zabawa
– Powstaliśmy jako przeciwwaga dla gier pełnych przemocy – mówi Grzegorz Chodak z Wydawnictwa Pasterz, specjalizującego się w komputerowych grach biblijnych. Niedawno do sprzedaży weszła najnowsza produkcja Pasterza – „Być uczniem Jezusa”. Informatycy pracowali nad tą grą kilka lat. – Staraliśmy się, by nie odbiegała jakościowo od innych gier obecnych na rynku – dodaje producent.

I rzeczywiście, udało się. Trójwymiarowa grafika przedstawia Palestynę z czasów Jezusa, dialogi wypowiadają prawdziwi aktorzy, a w tle pobrzmiewają nuty żydowskich melodii. Gracz nie tylko czerpie przyjemność z wędrówki po wirtualnym mieście, ale jeszcze otrzymuje sporo informacji o wierze, kulturze i historii. Można je odkrywać przez wiele wieczorów, bo choć głównymi odbiorcami mają być osoby między 10. a 18. rokiem życia, to nawet dorosły potrzebuje na przejście całej gry około tygodnia.

Czy jednak taka formuła rzeczywiście przemówi do młodych ludzi? – Jesteśmy z żoną w oazie rodzin, więc mamy sporo okazji, żeby przetestować nasze gry – uśmiecha się Grzegorz Chodak. – Widzieliśmy na własne oczy, jakim powodzeniem cieszy się wśród najmłodszych „100 gier biblijnych” – zbiór quizów odnoszących się do biblijnych opowieści. Teraz liczymy na to, że do nieco starszych odbiorców przemówi nasza najnowsza produkcja. Jest w niej wiele zabawnych postaci, jak przygłucha babcia Andzia czy kowal, który mówi wyłącznie wierszem. Chcemy, żeby gra była zabawna, ale nie może też być samą zabawą. Zależy nam, by przekazywała w przystępnej formie ważne, ewangeliczne treści.

Rodzina wokół planszy
Podobny cel stawiają sobie producenci z Polskich Gier Planszowych. – To nasz mały wkład w ewangelizację kultury – wyznaje Paweł Kołodziejski. – Wiem, że na świeckim rynku niektórzy mają do nas dystans, bo jesteśmy dla ludzi nowym zjawiskiem, ale właściwie dlaczego chrześcijaństwo ma być zepchnięte tylko do sfery prywatnej? Robimy gry o tym, co dla nas ważne: wierze, patriotyzmie. Choć niekoniecznie opatrujemy to religijnymi emblematami, bo chcemy przyciągnąć także tych, dla których wątki chrześcijańskie są czymś nowym.

W pracowni w podkrakowskiej Olszanicy realizują kolejne pomysły. Są wśród nich gry o misjach i św. Franciszku, ale jest też pomysł na odkrywanie Wawelu i strategiczna „Bitwa pod Grunwaldem”. Hitem może okazać się nowa gra „Dookoła świata z Janem Pawłem II”. A wszystko w ładnej, plastycznej oprawie, za którą stoi sam Kołodziejski – z zawodu malarz. Zwracają uwagę kunsztownie wykonane drewniane pionki, specjalne koła losujące, które zastępują tradycyjną kostkę, czy żetony i karty zbierane przez graczy. Wszystkie te gadżety sprawiają, że gra staje się także pięknym przedmiotem, dającym zmysłową przyjemność, której komputerowa grafika dostarczyć nie może.

Małgorzata i Marek Oczkowscy, którzy wraz z Pawłem Kołodziejskim tworzą firmę z „Boćkiem” w logo, zwracają uwagę na jeszcze jedną poważną zaletę planszówek: można w nie grać całą rodziną: – Zwykle w niedzielne popołudnie zasiadamy do stołu i rozkładamy plansze. To okazja, żeby pobyć razem, porozmawiać – twierdzą. Sam Kołodziejski wyznaje, że na pomysł założenia firmy wpadł podczas rekolekcji, na których co roku z żoną animują zajęcia ewangelizacyjne dla około 70 dzieci. Teraz sam wymyśla gry jedna za drugą. – Bywa, że rzucimy jakiś temat, a Paweł zapala się i na drugi dzień przychodzi z gotowym projektem – opowiada Małgorzata Oczkowska.

Grasz w Hołownię?
Twórcy ewangelizacyjnych gier przyznają, że wiele rzeczy można jeszcze w nich poprawić, zmodyfikować. I że nie jest łatwo zachować złoty środek między dynamiczną akcją a wielością informacji, które chce się przekazać. Z tym problemem musiał się zmierzyć także znany dziennikarz Szymon Hołownia, który dołączył grę planszową do swojej książki „Monopol na zbawienie”. Pionki wędrują w niej do nieba.

Okazało się to świetnym chwytem marketingowym – książka sprzedała się w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy, choć grę trudno potraktować jako pomysł na miły, towarzyski wieczór. Chodzi w niej przede wszystkim o postawienie ważnych pytań. Bo pytania, czy w niedzielę można iść do supermarketu albo ile dać na Mszę, gdy ksiądz mówi „co łaska”, tylko z pozoru są błahe. W rzeczywistości to, jakiej udzielimy na nie odpowiedzi, sporo mówi o nas i naszym podejściu do chrześcijaństwa.

Żeby jednak dojść do tego, czemu za daną odpowiedź jest mniej lub więcej punktów, trzeba przeczytać kolejne rozdziały. A na to nie ma czasu na przykład na studenckiej imprezie. – Fakt, słyszałem, jak studenci umawiali się, żeby „grać w Hołownię” – śmieje się dziennikarz. – Ale dla mnie optymalny pomysł na lekturę tej książki jest taki, żeby każdego dnia raz rzucić kostką i przeczytać jeden rozdział.

W tym przypadku gra jest więc tylko dodatkiem do książki, w nieszablonowy, czasem prowokacyjny sposób mówiącej o sprawach wiary. Trzeba jednak przyznać, że jest to dodatek wykonany bardzo starannie. Dopracowana szata graficzna, gustowne pudełko, karty do losowania – wszystko to sprawia, że chce się wziąć ten produkt do rąk i… zagrać. Z czasem, ciekawi odpowiedzi, sięgamy coraz głębiej do książki. – Udało mi się uzyskać efekt zaskoczenia – cieszy się Szymon Hołownia. Ludzie mówią: „O kurczę, gra o wierze!” i zaczynają się temu przyglądać. Wtedy jest szansa, że zrodzi się dyskusja o tym, co najważniejsze.