Dom otwarty dla wszystkich

Monika Łącka

GN 1/2021 |

publikacja 06.01.2021 00:00

Kinga urodziła się rok temu, 14 listopada, i żyła tylko 46 dni. – Dokładnie tyle, ile sobie życzyła – przekonują jej rodzice. Ta historia stała się inspiracją do powstania Domu Życia, który już niebawem będzie działał na terenie sanktuarium pasyjno-maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej.

– Dom będzie przestronny i przytulny. Do dyspozycji rodzin będą nawet taras i ogród, w którym można spędzić cały dzień i nabrać sił – opowiada  o. Leonard. Monika Łącka /Foto Gość – Dom będzie przestronny i przytulny. Do dyspozycji rodzin będą nawet taras i ogród, w którym można spędzić cały dzień i nabrać sił – opowiada o. Leonard.

Wymyślił go o. Leonard Hryniewski OFM, który w ubiegłym roku towarzyszył Basi i Mateuszowi Krzyśkom w ich prywatnej drodze krzyżowej – w przygotowaniu do bardzo trudnego rodzicielstwa. – Gdy o. Leonard dowiedział się, że Kinga ma zespół Patau, powiedział słowa, które głęboko zapadły mi w serce: że gdyby mógł, to nosiłby za mnie tę ciążę – nie kryje wzruszenia Basia. – Bardzo to z nami przeżywał. Mówił też: „Jeśli chcecie, to kłóćcie się z Bogiem; jeśli nie chcecie się modlić, to my modlimy się za was i niesiemy was duchowo”. Jego pomoc była nieoceniona, bo kto inny załatwiłby trumnę w sylwestra (Kinga zmarła 30 grudnia), kiedy wszyscy szykują się do świętowania? I kto inny – wspólnie z kapłanami z naszej parafii – zorganizowałby pogrzeb w Nowy Rok? – zastanawia się Mateusz.

Boga odnajdywałam w ludziach

Wtedy jeszcze o. Leonard mieszkał w klasztorze oo. bernardynów w Alwerni. Gdy wymyślił Dom Życia, przeniósł się do Kalwarii Zebrzydowskiej, by właśnie tam realizować ten projekt i pomagać rodzicom, na których spada krzyż choroby dziecka. Rodzicom takim jak Basia i Mateusz.

Diagnoza prenatalna była dla nich szokiem. Na pierwsze USG poszli z córkami, które zachwycały się widoczną na ekranie siostrą. Lekarka była jednak oszczędna w słowach i długo wykonywała badanie. – W końcu poprosiła, by dziewczynki wyszły na chwilę, i powiedziała nam o swoich podejrzeniach. Doradziła, by dla pewności zrobić jeszcze amniopunkcję, którą zresztą sama wykonała. Już wtedy ujęła nas swoim podejściem do Kingi. Uważając, by nie trafić jej igłą, pukała w mój brzuch i mówiła: „No odsuń się, maleńka” – wspomina Basia.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.