Niewidzialne skrzydła

Magdalena Dobrzyniak

GN 17/2021 |

publikacja 29.04.2021 00:00

– Mogę robić w życiu różne rzeczy, ale jeśli chcę być blisko Boga, to powinnam mieć taką pracę, żebym mogła codziennie zjeść obiad z niepełnosprawnymi intelektualnie – śmieje się Stanisława Szczepaniak.

Od lewej: Kornelia, Stasia i Katarzyna, autorka powstałego w skawińskim domu obrazu św. Franciszka. roman koszowski /foto gość Od lewej: Kornelia, Stasia i Katarzyna, autorka powstałego w skawińskim domu obrazu św. Franciszka.

Zaczęło się od Aldony, która po przejściu choroby Heinego-Medina poruszała się o kulach. W prowadzonym przez siostry urszulanki liceum 14-letnia Stasia od razu znalazła z nią wspólny język. – Jej stosunek do ograniczeń ciała na zawsze przesunął zwrotnicę mojego myślenia o niepełnosprawności jako przeszkodzie do tego, by cieszyć się życiem. Wydawało mi się, że człowiek chory wymaga współczucia, troski, pielęgnacji, że to jest osoba, która wciąż czegoś wymaga. Aldona z pewnością nie wymagała ode mnie jednego: litości – wspomina swoją przyjaciółkę Stanisława Szczepaniak.

Bez reszty

Stanisława Szczepaniak w podkrakowskiej Skawinie prowadzi Środowiskowy Dom Samopomocy dla osób z niepełnosprawnościami. Dom jest po brzegi wypełniony miłością. Goście witani są od progu serdecznie, jakby byli jedyni na świecie. Na ścianach, na półkach prace podopiecznych – obrazy, figury aniołów, cudne filiżanki, różnokolorowe skrzyneczki na bibeloty. Ciasno. Przytulnie. Domowo.

Gospodyni znów wraca wspomnieniami do szkolnej przyjaźni. – Kiedyś wyjechałyśmy razem na weekend. Kolejka do kasy ogromna, bałam się, że nie zdążymy na pociąg i namawiałam Aldonę, żeby kupiła bilety poza kolejnością. Popatrzyła na mnie uważnie. „Jak tak bardzo chcesz litości, to idź sama” – powiedziała. To było wołanie o godność, bo wędrówka o kulach wzdłuż kolejki byłaby dla niej upokarzająca – przyznaje Stasia.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.