W stronę nieba

Karol Białkowski

GN 21/2021 |

publikacja 27.05.2021 00:00

Tak po ludzku szczęśliwe zakończenie tej historii trzeba będzie rozpatrywać w kategoriach cudu. Dobrze, że jest jeszcze Boża perspektywa.

– Planu dalszego leczenia nie ma, bo wszystkie możliwości medyczne zostały już wyczerpane. Jesteśmy pod opieką Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska „Formuła Dobra” – mówi Marcin. Karol Białkowski /Foto Gość – Planu dalszego leczenia nie ma, bo wszystkie możliwości medyczne zostały już wyczerpane. Jesteśmy pod opieką Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska „Formuła Dobra” – mówi Marcin.

Małgosię Kląskałę i jej walkę o życie zna wiele tysięcy ludzi. Od kilku lat mogą oni śledzić, jak dziewczynka radzi sobie z tym, co dla większości z nas jest niewyobrażalne, na jej profilu na Facebooku. 15 maja przyjęła I Komunię Świętą. Wcześniej niż większość rówieśników, bo czasu zostało jej bardzo niewiele. – Z jednej strony Komunia to wielka radość, że w końcu będzie mogła przyjmować w pełni Jezusa do swojego serca, z drugiej mam świadomość, że to pierwszy krok w oddawaniu jej Bogu – mówi mama Ania.

Wygrane bitwy

Pierwsze objawy choroby pojawiły się w sierpniu 2016 r. Wówczas 3,5-latka skarżyła się na silne bóle brzucha. Diagnozowanie trwało długo. Dopiero po czterech miesiącach ogłoszono wyrok: neuroblastoma – nowotwór powstający najczęściej w jamie brzusznej u dzieci do 5. roku życia. Żmudne leczenie przyniosło jednak owoce. Po 14 miesiącach rodzice usłyszeli: „Jest czysta”. Gdy wydawało się, że nowotwór został pokonany, po 12 miesiącach, w Wigilię Bożego Narodzenia, Małgosia znów zgłosiła ból brzucha. – W pierwszy dzień świąt wylądowaliśmy na SOR-ze, ale skończyło się bez konkretnego działania. Na porządne badania musieliśmy zaczekać do Nowego Roku – mówi tata Marcin. W połowie stycznia tomograf wykazał „niewielkie zmiany”, które później okazały się znów tym samym nowotworem. Guz pojawił się z drugiej strony jamy brzusznej. Pojawiły się też przerzuty na węzły chłonne i na płuca. Zapadła decyzja, by potraktować nowotwór najcięższymi działami. – Małgosia przeszła 10 cykli chemioterapii, a następnie megachemię z autoprzeszczepem szpiku. Przy tej ostatniej od sierpnia do października spędziliśmy w szpitalu 51 dni – wylicza Ania. Wszystko jednak przyniosło dobry efekt. Gosia po raz kolejny była „czysta”. Mimo to nauczeni doświadczeniem nawrotu choroby rodzice podjęli działania, by tym razem do tego nie doszło. Szansą była immunoterapia przeciwciałami anty-GD2, którą można porównać do szczepionki zwiększającej odporność przed chorobą. Problem był jeden – cena. Jej koszt w klinice w niemieckim Greifswaldzie wynosił 1,7 mln zł (dziś immunoterapia jest „za darmo” w ramach NFZ – przyp. red.). – Pieniądze udało się zebrać bardzo szybko poprzez jeden z portali pomocowych i w grudniu mogliśmy wyjechać do Niemiec. Całe leczenie tam trwało etapami aż do lipca. Trudnością były też podróżowanie w pandemii i wszelkie kwarantanny, które musieliśmy z tego powodu odbyć – tłumaczy mama dziewczynki. Zaznacza, że immunoterapia nie gwarantuje życia. – Daje ok. 21 proc. szans, że dziecko przeżyje do roku, nieco ponad 20 proc., że do dwóch lat, a ok. 19 proc., że do pięciu. To nie są jakieś ogromne liczby względem tej kwoty, którą musieliśmy zebrać, ale chyba każdy w naszej sytuacji walczyłby, ile się da – dodaje.

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.