Ciocia, wujcio i 9 rozbójników

Anna Burda-Szostek

publikacja 14.12.2010 12:40

– Jak taki mały, 2-letni szkrab biegnie do mnie, by się przytulić, to wszystkie kłopoty stają się nieważne – mówi Ryszard Wróbel z Rybnika- Chwałowic.

Ciocia, wujcio i 9 rozbójników Hiten_Mistry / CC 2.0

Wraz z żoną Danutą prowadzą rodzinę zastępczą. 2-letnia Agnieszka jest najmłodszą z 9 dzieci, najstarsza Edyta ma 20 lat. Ideą rodzin zastępczych i adopcyjnych państwo Wróbel interesowali się od dawna. – Dla mnie było to bardzo trudne, ale żona mocno forsowała  temat – uśmiecha się pan Ryszard. – Często o tym rozmawialiśmy, odwiedziliśmy nawet dom małego dziecka. Bardzo chciałem pomóc tym dzieciom, ale wydawało mi się, że zabraknie mi dla nich czasu.

Siostry górą

Kiedy ich syn Jakub skończył 7 lat, a bliźniaczki Karolina i Ola 2 latka, państwo Wróbel pojechali do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego w Rybniku, by dowiedzieć się, jakie warunki trzeba spełnić, by zostać rodziną zastępczą. Okazało się, że właśnie rozpoczyna się półroczny kurs dla takich rodzin. Nie wahali się ani chwili. Niedługo potem w ich domu pojawiła się 14-letnia wówczas Edyta, która wcześniej mieszkała w domu dziecka.

– I wtedy nasz syn Kuba zaczął „atakować”, że chce mieć brata, bo na razie przewagę mają siostry – śmieje się pan Ryszard. I tak wkrótce w domu zjawił się Dawid. Jak się okazało, miał etykietkę dziecka niełatwego. Rozrabiał, awanturował się. Ale kiedy, dosłownie, przekroczył tylko próg domu państwa Wróblów, zmienił się nie do poznania. – Wszystkie dzieci staramy się wychowywać dobrocią, i to działa – mówią małżonkowie. – Bardzo lubię swój dom – mówi 15-letni dziś Dawid. – Lubię tu przebywać, czuję się bezpieczny.

Po kilku latach dom zaczął wypełniać się kolejnymi dziećmi. Najbliższa rodzina państwa Wróblów od początku ich  wspierała. Ale od znajomych, czy ludzi spotkanych na ulicy czasem słyszeli cierpkie słowa. Ktoś stwierdził nawet, że stworzyli rodzinę zastępczą, bo chcą na dzieciach zbić fortunę. Jedna z kobiet powiedziała kiedyś Danucie: „Najważniejsze są własne dzieci. Po co bierze sobie pani jeszcze na głowę cudze?” – Takie docinki bardzo bolą – mówi Danuta. – Cała dziewiątka jest przecież moja. Te uwagi bolą, ale tylko chwilę, bo potem szybko mi przechodzi. Poza tym nie ma czasu, by o tym myśleć. A jak nie mam już siły na nic, to biorę do ręki różaniec. To jedna z  moich ulubionych modlitw.

Rodzinny Klub Kibica

Państwo Wróblowie na każdym kroku podkreślają, że bez Bożej pomocy nic by im się nie udało. Rano i wieczorem wszyscy wspólnie się modlą, o godz. 15.00 te dzieci, które wróciły już z lekcji, odmawiają z rodzicami Koronkę do Bożego Miłosierdzia. – Nigdy nie przymuszaliśmy dzieci do modlitwy. Po prostu widząc, że się modlimy, one same także się włączają do modlitwy – mówi Danuta.

13-letni Kuba, który uwielbia teatr, wymyślił, że w Wielki Czwartek cała rodzina w ogrodzie wystawiać będzie misterium Męki Pańskiej. – Pomyślałem, że jak jest nas tak dużo, to z obsadą ról nie będzie problemu – śmieje się. Dzieci same wymyślają scenariusz, kompletują stroje do przedstawienia.

Liczna rodzina „przydaje się” też, kiedy dzieci chcą na przykład zagrać w piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę. Nie ma problemu z doborem zawodników. Chwałowicka rodzina tworzy także własny Klub Kibica. Często jeżdżą na rybnicki stadion, by kibicować żużlowcom. Duża rodzina to także śmieszne sytuacje. Na przykład wtedy, gdy idą wspólnie na pizzę. Kelnerka musi się nieźle nabiegać, żeby zrealizować zamówienie. 

Nie chcę świętego spokoju

Dzień w rodzinie państwa Wróbel zaczyna się bardzo wcześnie. Już o godz. 5.30 Ryszard idzie do piekarni po pieczywo. Codziennie kupuje duży chleb i 20 bułek. – A kiedy chcę trochę ulżyć żonie, kupuję kołaczyki i wtedy nie trzeba już przygotowywać kanapek – mówi. – Choć nie robię tego często, bo to znacznie obciąża domowy budżet.

Rodzice chwalą dzieci za zdyscyplinowanie. Starsze pomagają młodszym w odrabianiu lekcji, pomagają przygotowywać posiłki. Oczywiście nie zawsze i nie wszystko jest w różowych barwach. A to któreś dziecko opuszcza się w nauce, przynosi ze szkoły uwagi, buntuje się. Ale, jak mówią państwo Wróblowie, z Bożą pomocą wszystko udaje się rozwiązać.

Wydawać by się mogło, że przy tylu dzieciach rodzice nie mają już czasu na nic. Tymczasem pani Danuta rozpoczęła zaoczne studia pedagogiczne. Ryszard lubi czasem pogrzebać przy samochodzie, czy wyskoczyć na jakiś koncert. Ale takie chwile zdarzają się rzadko. – Kiedyś kolega chciał, żebym pojechał z nim na giełdę – wspomina Ryszard. – Powiedziałem, że przy tylu dzieciach nie mogę. „Po co ci to?” – usłyszałem. Kiedy odpowiedziałem, że ktoś musi pomagać dzieciom, kolega odpalił: „Ale dlaczego wy?”.

– A ja nie wyobrażam sobie innego życia, tzw. świętego spokoju i domu bez dzieci – dodaje Ryszard. – One jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły – mówi, patrząc na żonę. – Poza tym, dzięki dzieciom, nauczyłem się angielskiego i obsługi komputera – śmieje się. A tak serio, to nauczyły mnie ogromnej cierpliwości. Do rozmowy włącza się 16-letnia Monika. – Ciocia i wujcio są dla nas bardzo dobrzy. Chciałabym mieć kiedyś taką rodzinę, no, może nie aż tak liczną – uśmiecha się - ale chciałabym kiedyś wziąć do siebie dzieci z domu dziecka.