Po stronie słabych

Szymon Babuchowski

publikacja 03.01.2011 12:10

Po stu latach od śmierci Maria Konopnicka stała się symbolem grafomanii i klasycznym przykładem nudy wiejącej z lektur szkolnych. A jaki jest olbrzymi ładunek współczucia zawarty w jej twórczości.

Maria Konopnicka AUTOR / CC 1.0 Maria Konopnicka

Konopnicka cierpi dzisiaj za popularność. Wysokie miejsce na narodowym Parnasie opłaca dziś zniechęceniem do jej poezji, a nawet lekceważeniem i pogardą – pisała o autorce „Roty” Anna Kamieńska. Trudno o trafniejszą diagnozę odbioru dzieł Marii Konopnickiej przez współczesnych. Pisarka została zredukowana do „Naszej szkapy”, „sierotki Marysi” i kilku rymowanek opisujących chłopską niedolę. Różne były pomysły, by ożywić ten obraz. Próbowano przedstawiać Konopnicką jako poetkę tworzącą kunsztowne sonety, takie jak te z cyklu „Italia”, inspirowanego podróżą do Włoch. Tyle że to niewielki wycinek jej twórczości.

Zainteresować biografią pisarki próbują nas także od pewnego czasu feministki, jako że – faktycznie – walczyła ona o prawa kobiet. Ale nasycenie jej tekstów treściami „bogoojczyźnianymi” musi być dla tychże feministek kłopotliwe. Również tropiciele wątków homoseksualnych w twórczości pisarzy mają z Konopnicką spory problem. Wprawdzie Krzysztof Tomasik w książce „Homobiografie” usiłował wmówić czytelnikom, że Konopnicka była lesbijką, jednak argumenty, które przytacza, wystarczają je¬dynie, by dowieść, że przyjaźniła się z malarką i działaczką społeczną Marią Dulębianką. Wobec faktu, że urodziła aż ośmioro dzieci, owe „dowody” wypadają dość blado.

Rolnicze czucie świata

Problem w tym, że o życiu prywatnym poetki wiemy tak naprawdę niewiele. Nie odsłania się w wierszach, przeciwnie – przyjmuje w nich maskę rozmaitych konwencji. Co więcej, jak pisze o niej Kamieńska: „Nawet w listach i wrażeniach z podróży Konopnicka jest nieodgadniona, jest przede wszystkim pisarką stylizującą nieustannie swoje przeżycia, pamiętającą o tym, że będzie czytana”. Nie pozostaje nam jednak nic innego niż to czytanie. Czasem będzie to lektura drażniąca, ale nie braknie też pozytywnych zaskoczeń. O dziwo, najbardziej poruszają nie przemyślenia na temat sztuki zawarte w sonetach włoskich czy występujące tu i ówdzie intelektualne rozważania o roli poezji. Najsilniej chwytają za serce wiersze z cyklu „Na fujarce”, stylizowane na piosenki ludowe. Naiwność formy, tak często wytykana poetce, jest tu celowym zabiegiem, dzięki któremu możemy lepiej wcielić się w życie mieszkańców wsi. Nie ma to nic wspólnego z „chłopomanią” końca XIX wieku, piętnowaną później przez Wyspiańskiego w „Weselu”. Nie chodzi tu bowiem o modę, lecz o prawdziwe wczucie się, jak mówi Anna Kamieńska, „w rolniczy system myślenia i odczuwania”, takie jak w tych wersach:

Wsiałem ci ja w czarną rolę
Na wiosnę
Dwie głowiny chłopiąt moich
Żałosne.

Kamieńska zwraca uwagę, że autorka „Roty” w swoich utworach zdradza wyjątkową znajomość prac rolnych czy budowy narzędzi rolniczych. „Rzeczowość jej wiedzy o wsi – pisze – rolniczość jej myślenia i metafory - to elementy rzetelniej ludowe niż same strofy, niż podsłuchane i podpatrzone chwyty pieśniowe”.

Blisko zwykłych ludzi

Ta zdolność współodczuwania stanie się znakiem rozpoznawczym dzieła Marii Konopnickiej. W swoich utworach autorka często będzie stawać po stronie słabych – bez względu na to, czy będą to chłopi, kobiety czy męczone przez „Prusaka” dzieci. O doskonałym rozumieniu dziecięcych problemów i radości świadczy jej twórczość dla najmłodszych. Takie utwory jak „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, „Stefek Burczymucha” czy „Na jagody”, dały początek nowoczesnej literaturze dla dzieci. Dziś to już klasyka i nie wyobrażamy sobie edukacji naszych pociech bez tych utworów. Ale w czasie, kiedy powstawały, niewiele było literatury tak silnie rozbudzającej wrażliwość najmłodszych. Umiejętność pisania dla maluchów nie wzięła się oczywiście znikąd. Konopnicka miała przecież doświadczenie w wychowaniu sześciorga dzieci (dwoje zmarło zaraz po porodzie). Jej życie rodzinne nie układało się jednak dobrze. Po dziesięciu latach nieudanego małżeństwa ze starszym o dekadę Jarosławem Konopnickim odeszła od męża i znalazła się na warszawskim bruku. W tym samym czasie zaczęła uczestniczyć w konspiracyjnych i jawnych akcjach społecznych. Pracowała najpierw jako korepetytorka, a następnie redagowała pismo dla kobiet „Świat” – w czasach, kiedy kobietę-dziennikarza rzadko można było spotkać. Materiały do reportaży i prozy zbierała, chodząc po salach sądowych. To wyjaśnia, dlaczego jej twórczość była tak blisko prawdziwego życia zwykłych ludzi.

Zakryj mnie dłonią

Ciekawe, że najlepsze rezultaty odnosiła Konopnicka w formach dziś pogardzanych: poezji społecznej, okolicznościowej, wręcz użytkowej. To one przyniosły jej sławę, o którą zresztą dość skrzętnie zabiegała przez rozwijanie sieci kontaktów, dyskretne liściki i – jak zauważa Kamieńska – „obsługiwanie dziesiątków jubileuszy, rocznic, zebrań i zjazdów”. Na ile stała za tym walka o byt dzieci, a na ile zwykła próżność artystki – trudno dziś orzec. Trzeba jednak powiedzieć, że pisarka robiła to skutecznie. Największą sławę przyniosła jej chyba jednak liryka patriotyczna, a słynna „Rota” o mało nie została hymnem narodowym. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pieśń ta była bowiem kontrkandydatką „Mazurka Dąbrowskiego” do tego miana. Po raz pierwszy wykonano ją publicznie, z muzyką Feliksa Nowowiejskiego, podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie, dokładnie w 500. rocznicę bitwy pod Grunwaldem.

Wątki patriotyczne mieszają się w twórczości Konopnickiej z rozważaniami na temat historii w ogóle. Dzieje Polski konfrontowane są tu z dziejami świata, a zbiorowość – przeciwstawiana jednostce. Jakie jest miejsce Boga w tym wszystkim? Nie da się ukryć, że niemal przez całą swoją twórczość poetka toczy spory ze Stwórcą, nieraz oskarża go o obojętność na ludzkie cierpienie, brak litości czy nawet okrucieństwo. Sama wybiera życie aktywne, w pełni poddane rozumowi. Ale w ostatnich utworach jej głos cichnie i brzmi raczej jak głos biblijnego Koheleta, dostrzegającego marność wszelkich ludzkich poczynań. W wydanym w całości dopiero po śmierci pisarki poemacie „Imagina” jest miejsce także na modlitwę taką jak ta:
O, bądź miłościw, i na małą chwilę
Zakryj mnie dłonią, jak ptaka bez pierza!
Niech odrobiną prawdy się posilę,
Niechaj dokończę mojego pacierza,
Niech kwiat zasiany wzejdzie na mogile,
Niechaj posłucham, jak serce uderza,
Niechaj lot wezmę przez okrąg słoneczny…
Ty możesz czekać! Ty, ty jesteś wieczny!

artykuł z numeru 40/2010 Gościa Niedzielnego