Niezastąpieni dziadkowie

Szymon Babuchowski

publikacja 21.01.2011 22:20

Co zawdzięczamy dziadkom? Poczucie, że się jest kochanym, wiarę, zasady moralne i znajomość dziejów rodziny.

Niezastąpieni dziadkowie NataPics / CC 2.0

Coraz bardziej szanujemy dziadków. Tak przynajmniej wynika z naszych ocen wyrażanych w sondażach CBOS. Jeszcze w 1998 roku na pytanie dotyczące szacunku do osób starszych odpowiedzi: „zdecydowanie” i „raczej się szanuje” udzieliło 35 proc. Polaków. Jedenaście lat później taką samą odpowiedź dało już 64 proc. naszych rodaków. Co ciekawe, największą wdzięczność do nich odczuwają ludzie młodzi, pomiędzy 18 a 24 rokiem życia. Aż 80 proc. osób wchodzących w dorosłość twierdzi, że zawdzięcza coś swoim dziadkom. Im wyższy wiek, tym bardziej ta wdzięczność maleje – wśród osób po 65 roku życia deklaruje ją zaledwie 39 proc.

Dziadki – dziatkom

Czy jednak postawy Polaków zgodne są z tymi deklaracjami? Kiedy popatrzy się na odpowiedzi udzielane przez osoby starsze, można mieć wątpliwości. To właśnie ludzie starsi najczęściej twierdzą, że są dla społeczeństwa raczej obciążeniem. By zmienić ten obraz, Fundacja Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Życia postanowiła poświęcić tegoroczny Dzień Życia właśnie babciom i dziadkom. – Chcemy pokazać ludziom starszym, że są potrzebni w rodzinie; że mogą wnieść do niej wielki wkład, przekazując kulturę, tradycję, wzorce zachowań – mówi Jacek Sapa, prezes fundacji. – Młodych zachęcamy, by od swoich dziadków i babć wydobywali informacje dotyczące historii Polski czy historii rodziny.

W spocie reklamowym promującym akcję „Dziadki – dziatkom” wziął w udział wybitny aktor Jan Kobuszewski. Propozycję organizatorów przyjął bez wahania: – Moje doświadczenie życiowe mówi, że rodzina jest podstawą w procesie wychowywania dzieci i wnuków. Nie miałem żadnych obiekcji, akcja jest zgodna z moimi przekonaniami – wyznaje. Sam jest aktywnym dziadkiem, dlatego zdaje sobie sprawę z trudności związanymi z tą rolą. – Różnica pokoleniowa jest niesłychana. Do 10–11 roku życia wnuk bardzo ufa dziadkom, jest w nich zakochany i przywiązany do nich. Potem, gdy ma 16–17 lat, wydaje mu się, że zjadł wszystkie rozumy i nie zawsze traktuje to, co mówi dziadek, z należytą powagą. Ale to słowo jednak zapada w serce i po jakimś czasie dziadkom przyznaje się rację. Więc nawet kiedy rzuca się grochem o ścianę, to rzucanie w przyszłych latach procentuje. Co zawdzięczamy dziadkom? Złośliwi powiedzą zapewne, że spadek albo mieszkanie, ale statystyki mówią coś zupełnie innego. Otóż najczęściej wskazywana przez respondentów odpowiedź brzmi: poczucie, że się jest kochanym. Niemal równie wysoko na tej liście znajdują się: wiara religijna, zasady moralne i znajomość dziejów rodziny. Potwierdzeniem tych statystyk mogą być rodzinne historie opowiedziane przez trzech naszych rozmówców.

Kościół i karty

Lider zespołu Armia Tomasz Budzyński tak wspomina swoją babcię Anielę: – Nauczyła mnie dwóch rzeczy, które do dziś lubię robić: zabierała mnie do kościoła i grała ze mną w karty. Wieczorne nabożeństwa u dominikanów w Tarnobrzegu pamiętam bardzo dobrze. Kościół był cały wymalowany, pełen zakamarków, ukrytych światów. Lubiłem się przyglądać obrazom. Jestem wrażliwy na piękno, Pan Bóg działa na mnie przez sztukę. Uważam, że sztuka powinna pomagać we wchodzeniu w rzeczywistość nadprzyrodzoną. Dobrze czuję się w kościołach gotyckich i barokowych, natomiast w niektórych współczesnych – cierpię.

Tomek napisał o swojej babci piosenkę „Anielo, mój aniele”. Śpiewa w niej: „U ludzi to niemożliwe, u Boga na wszystko jest czas/ Zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas/ I piją ze mną herbatę i sadzą cynie po wsiach/ Do kina nie ma co iść, zostańmy tu w karty grać”. – Myślę, że starzy ludzie lepiej rozumieją dzieci – mówi wokalista Armii. – Z wiekiem człowiek sam patrzy na świat jak dziecko i dzieci to wyczuwają; wiedzą, że są rozumiane. To podobieństwo polega na tym, że jedni i drudzy nie muszą udawać. Nie robią nic dlatego, że „tak kazali” albo „tak wypada”. Stary człowiek staje się na nowo istotą wolną. Uwalnia się od wielu namiętności wieku dojrzałego, stresów związanych z pracą, walką o byt. Te wszystkie afekty miłosne, erotyczne ma już za sobą. Dlatego łagodnieje.

Buszujący w płytach

– Mój dziadek Jerzy był oazą spokoju – wspomina kompozytor Piotr Rubik. – Życzliwy, serdeczny, ciepły. Na zawsze zapamiętam atmosferę jego mieszkania w Warszawie na Ochocie i szafę, w której trzymał ponad trzy tysiące płyt. W czasach głębokiej komuny taka kolekcja to było naprawdę coś. Lubiłem otwierać szafę i buszować wśród tych płyt. Już samo oglądanie okładek to było obcowanie z pięknem. Potem siadaliśmy i słuchaliśmy ich razem. Dziadek Piotra nie był zawodowym muzykiem, lecz prawnikiem. Grał jednak amatorsko na pianinie i skrzypcach. – To jemu zawdzięczam miłość do muzyki – twierdzi Piotr Rubik.

Redaktor „bruLionu”, najważniejszego pisma literackiego przełomu lat 80. i 90., Robert Tekieli mówi, że swojej babci Zofii zawdzięcza… nawrócenie. – Wszedłem w życie dorosłe jako osoba niewierząca, ateista – wspomina. – Jednak przygotowując kolejne numery pisma, nieświadomie otwierałem się na rzeczywistość demoniczną. Wszystko to uwieńczył kurs doskonalenia umysłu, zwany Metodą Silvy, który doprowadził mnie do depresji. Proces nawrócenia rozpoczął się dopiero po śmierci babci.

– Bardzo głęboko wiążę ze sobą te wydarzenia – zwierza się redaktor „bruLionu”. – Zobaczyłem wtedy oczyma duszy, jak babcia chodzi za Maryją, ciągnie ją za sukienkę. Babcia zawsze była bardzo maryjna. Chodziłem z nią do kościoła w rodzinnych Krzepicach, który zapamiętałem jako miejsce pełne pięknych przedmiotów. To była parafialna święta, która prała i krochmaliła obrusy na ołtarz. Wiem, że to ona wymodliła moje nawrócenie. Moje życie całkiem się wywróciło. Do 30. roku życia nie myślałem, że w ogóle mógłbym mieć dzieci. Teraz mam ich sześcioro…

Jesteście potrzebni!

– Była najcichszym człowiekiem, jakiego znałem – opowiada Robert Tekieli. – A mimo to właśnie ona jednoczyła wokół siebie rodzinę po śmierci dziadka, który umarł ze zgryzoty, kiedy komuniści zniszczyli jego stolarnię. Bieda była taka, że wujek cieszył się z jednego skwarka pływającego w zupie. Babcia wnosiła w ten świat atmosferę ciepła. Nigdy nie zapomnę jej pysznej, kruchej szarlotki. – Miała ciężkie życie – wspomina Tomasz Budzyński babcię Anielę. – Jej mąż zmarł wcześnie, została sama z sześciorgiem dzieci, w czasach dalekich od dobrobytu. Sama schorowana, też nie żyła długo. Ale dla mnie była jak anioł.

Niektórzy mówią, że starość się Panu Bogu nie udała; że starzy ludzie są niepotrzebni. Moja babcia była strasznie potrzebna! – podkreśla z mocą. Zdaniem lidera Armii współczesna kultura zachodnia nie jest jednak przychylna osobom w podeszłym wieku: – Dzisiaj stawia się na „jakość” życia – ocenia. – Starszych chce się zepchnąć na margines, a nawet ich uśpić. A ja wiem, że oni przez swoje doświadczenie życiowe dają nam bardzo wiele. Dlatego apeluję do wszystkich ludzi w podeszłym wieku: jesteście bardzo potrzebni!

artykuł z numeru 11/2010 GN