Chodzi o moje dziecko

Katarzyna Widera-Podsiadło

GN 12/2022 |

publikacja 24.03.2022 00:00

Może zostać ochroniarzem, hostessą albo księdzem… – to z diagnozy doradcy zawodowego. Tylko że chodziło o Dominikę z zespołem Downa.

Dominika Kasińska (na zdjęciu z mamą) lubi pomagać innym, więc współtworzy programy  na rzecz osób niepełnosprawnych i angażuje się w akcje charytatywne. Matuszynski Photography Dominika Kasińska (na zdjęciu z mamą) lubi pomagać innym, więc współtworzy programy na rzecz osób niepełnosprawnych i angażuje się w akcje charytatywne.

Tania w utrzymaniu. Taka w opinii pielęgniarki pocieszającej matkę, która właśnie urodziła córeczkę, miała być Dominika. Jakiś sweterek, dresik, plastikowy telefon na tarczę. Siądzie sobie w kąciku i cały dzień będzie się bawić. – Tak mówiono – wspomina Anna Kasińska. Lekarze 29 lat temu nie pozostawiali rodzicom Dominiki nadziei. Trzy minuty po porodzie Anna zmierzyła się z zespołem Downa córki. Do piersi tuliła śliczną dziewczynkę, która jednak na twarzy miała wypisane trudności i problemy, jakich dozna w przyszłości.

Ze zdjęć spogląda ładna, młoda dziewczyna. Kolorowe sukienki opinają jej zgrabną sylwetkę, dobrze ustawione światło podkreśla urodę i tylko niektóre rysy na twarzy zdradzają, że właścicielka tego pięknego uśmiechu została przez naturę obdarowana dodatkowym chromosomem w 21. parze. Tego prezentu jednak nie można zwrócić.

Jak ponieść ten krzyż?

Anioł, któremu podcięto skrzydła – tak wyglądała Anna, gdy wychodziła ze szpitala. Depresja poporodowa dała o sobie znać z ogromną siłą. Wszystkie marzenia prysły, wygasły nadzieje na dzieciństwo Dominiki równie piękne jak u dzieci, które znała. Stwierdzenie lekarskie, że takie dzieci długo nie żyją, nie przynosiło pocieszenia, rujnowało psychikę i łamało serce. Ciosem było też to, że jej córka musiała zostać w szpitalu prawie trzy tygodnie dłużej niż ona. Anna wróciła do domu i odwiedzała córkę każdego dnia. Darem okazał się pewien neonatolog, który rodzicom Dominiki dał nadzieję. – Gdy ją badał pierwszy raz, nie stwierdził żadnych problemów zdrowotnych poza tym nieszczęsnym dodatkowym chromosomem – mówi Anna. Wspomina, że to on pierwszy powiedział, że ma robić wszystko, co w jej mocy, by swoje dziecko wspierać, uczyć, pomagać mu, bo to, jak będzie prowadzone, okaże się w przyszłości bardzo ważne. No więc trzeba było się w sobie zebrać i zawalczyć o tę kruchą istotkę.

Dominika śmiga na nartach, szusuje na ośnieżonym stoku, jest radosna uśmiechnięta, emanuje optymizmem. Chyba jest szczęśliwą młodą kobietą, która zaczyna się spełniać na każdej płaszczyźnie. Dzisiaj zna ją cała Polska, a na pewno ci, którzy obserwują różne serwisy internetowe, oglądają z zainteresowaniem programy telewizyjne typu reality show, a nawet ci, którzy zaglądają na strony świata polityki.

Rodzice Dominiki zaczęli szukać. Kolejne placówki edukacyjne, rehabilitacje, miejsca, gdzie córka mogła znaleźć wsparcie. Wiele spraw podejmowanych we własnym zakresie, za własne pieniądze, z własnym dojazdem, czasem i zaangażowaniem. Rodzice dzieci niepełnosprawnych wiedzą, że taka jest ich codzienność. Sami muszą szukać, a nawet dokształcać się, by lepiej pomagać swoim dzieciom. Tak też zrobiła Anna. Skończyła logopedię, bo widziała, że córka ma olbrzymie problemy z mową. Praca ze specjalistami dawała rezultaty, ale praca z mamą w domu była niezmiernie istotna, bo oprócz wykorzystania wiedzy naukowej doszły eksperymenty, szukanie metody najskuteczniejszej w przypadku Dominiki.

Chodzi jak małpa

Kiedy Dominika uświadomiła sobie, że jest chora, inna? Mówi, że chyba w szkole, gdy zaczęły się zaczepki, a czasem kpiny. Pamięta, jak trudnym doświadczeniem było dla niej, gdy ktoś powiedział, że chodzi jak małpa. Anna przytuliła córkę i musiała zastanowić się, jak zareagować na takie zachowanie. – Zawsze mówiłam jej, żeby dobrem odpłacała za zło – opowiada. Z bólem przypomina sobie tamte chwile, ale wie, że to było wówczas najlepsze wyjście. – Powiedziałam Dominice, by przeszła się po pokoju, przyjrzałam się jej i zaczęłyśmy naukę chodzenia. Kiedy kończyły ćwiczyć, mama zasugerowała córce, by gdy ją ktoś zaczepi, powiedziała, że ćwiczy w domu chodzenie prosto i na pewno już wkrótce będzie się mogła pochwalić lepszą sylwetką. I tak Dominika rosła w przekonaniu, że trzeba się starać i trzeba być dobrym dla innych pomimo wszystko. To się sprawdziło. Dziewczyna pamięta, że koledzy pożyczali od niej przybory szkolne i nie oddawali ich. Po co zwracać, kto przejmowałby się chorą koleżanką? W takich przypadkach Dominika mówiła, że jeśli są im potrzebne, to mogą sobie zostawić, ona znajdzie inne. I tylko nauczyciel coraz bardziej się dziwił, dlaczego, kiedy uczniowie wystawiają sobie oceny z zachowania, Dominika zawsze dostaje od kolegów wzorowe.

Dlaczego jej nie chcą

Przez lata Anna walczyła o przyszłość córki. Do szkoły podstawowej przyjęto ją „na próbę”. Do liceum trudniej było się dostać. Przy wsparciu mamy dziewczyna uczyła się pilnie, więc żal, że nie zdała matury. Nie dlatego, że jej wiedza była zbyt mała, ale z tej racji, że nikt nie potrafił zapewnić jej specjalnych warunków. Dla autystyków, dla dzieci niesłyszących, niedowidzących i z dysleksją były dostępne narzędzia, które pomagały im pisać maturę, ale nie dla dzieci z zespołem Downa. Te nie były ujęte w żadne ramy. Dlatego Dominika nie mogła zawalczyć o studia. Ale skończyła szkoły policealne, liczne kursy, które dały jej możliwość podjęcia stażu i w Domu Kultury, i w biurze poselskim, i w innych miejscach. Wszędzie ją chwalono. Mówiono, że świetnie sobie radzi, była lubiana. Dlaczego więc nikt nie chciał jej zatrudnić na stałe? Przecież była dobrym pracownikiem. Czy zespół Downa nie pasował do biurowych przestrzeni? – zastanawiała się Anna. Dziś już o tym nie myśli, ale wtedy czasami wątpiła, czy postąpiła słusznie, umożliwiając Dominice zdobycie wykształcenia i pozwalając, by uwierzyła, że wolno jej wejść w zdrowe społeczeństwo. Nie traciła jednak nadziei, że coś się zmieni.

Gwiazdka z nieba

I wtedy właśnie ogłoszono casting do programu, w którym osoby z zespołem Downa miały wyruszyć w podróż po kilku europejskich krajach. Producenci uznali, że Dominika znajdzie się wśród uczestników. Wyruszyli w trasę, pokazali się ludziom. Widzowie mogli śledzić każdy dzień w podróży, poznawać problemy, z jakimi zmagają się osoby z zespołem Downa, ich umiejętności i marzenia. Ten program zmienił życie Dominiki. Przede wszystkim zdobyła upragnioną pracę. Została asystentką nauczyciela w Niepublicznej Szkole Słoneczna Kraina. Jest tam potrzebna, lubiana i rozumiana przez dzieci zmagające się z problemami, które dobrze zna. Lubi pomagać innym, nieść dobro – to jej misja, więc współtworzy programy na rzecz osób niepełnosprawnych, angażuje się w akcje charytatywne, programy pomocowe, sformalizowane samorządowe działania. Realizuje również własne pomysły, co przynosi jej najwięcej radości. Tego wszystkiego by nie przeżyła, gdyby nie choroba. Taka się w niej ostatnio zrodziła refleksja, że gdyby nie dodatkowy chromosom, to inaczej wyglądałoby jej życie, może byłoby mniej ciekawie. 62 tysiące osób obserwuje jej kanał na YouTube. Dominika marzy o wydaniu książki, chce być potrzebna, chce nadal nieść dobro, chce polecieć na paralotni i kupić nowy laptop. – Chciałabym też mieć rodzinę i chciałabym, by rodzice żyli jak najdłużej – dodaje Dominika, a Anna wzrusza się i marzy, by jej córka żyła wśród ludzi, którzy potrafią ją kochać taką, jaka jest. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.