Zmień perspektywę

GN 12/2022 |

publikacja 24.03.2022 00:00

– Sposobem na zazdrość jest wdzięczność za to, co się ma – mówi ks. Wojciech Szychowski, psycholog.

Zmień perspektywę Tomasz Gołąb /Foto Gość

Agata Puścikowska: Zazdrość pojawia się wówczas, gdy nie mamy tego samego i tyle samo co sąsiad, koleżanka, szef. Podobno jednak może też być bodźcem do pozytywnej konkurencji i realizacji własnych aspiracji. A Kościół mówi: zazdrość to grzech.

Ks. Wojciech Szychowski: Kościół faktycznie naucza, że zazdrość jest grzechem, i to z kanonu siedmiu grzechów głównych. Jednak najpierw trzeba odróżnić uczucie zazdrości – czasem wręcz mówi się o „ukłuciu zazdrości” – od czynu, czyli od tego, co wyniknie z emocji, z uczucia. Emocja nie jest sama w sobie grzechem. Nie podlega więc ocenie moralnej. Jeśli widzę, że sąsiad kupił sobie superauto, i przez chwilę jest mi z tym źle, coś mnie zakłuło w sercu, czuję się przez moment przybity, nie jest to grzechem. Co więcej, jeśli nadam tej emocji odpowiedni kierunek, to może okazać się pozytywnym bodźcem: przyłożę się bardziej do pracy, będę oszczędzał i też za jakiś czas kupię lepsze auto. Jeśli jednak na tej samej emocji zacznę budować zło: znienawidzę sąsiada czy porysuję mu samochód, brnę w krzywdę. W krzywdę sąsiada, ale i własną, bo czynna zazdrość niszczy. Sieje spustoszenie. I co istotne – często łączy się z innymi grzechami. Jak się dobrze przyjrzeć, to towarzyszy wszystkim pozostałym grzechom głównym, chociaż pewnie w różnym stopniu u różnych ludzi.

Co jest przyczyną zazdrości?

Z pewnością lęk i brak zaufania względem Pana Boga. Zazdroszczę ludziom, co jest mocno destrukcyjne, bo po prostu nie wierzę, że to, co otrzymuję od Ojca, jest dla mnie najlepsze. Zazdroszczę, gdyż boję się, że będę miał gorzej, że stanie mi się jakaś krzywda. Jednocześnie nie chcę widzieć dobra, które otrzymuję, nie jestem wdzięczny Bogu za otrzymane łaski. I zamiast odczuwać wdzięczność, zaczynam źle patrzeć na innych, porównywać się, knuć, czasem wręcz ziać nienawiścią. Nie widzę łaski, którą mam wokół siebie, lecz skupiam się na brakach – często wyimaginowanych. Zazdrość bywa więc często połączona z chytrością, skąpstwem. Człowiek zazdrosny to najczęściej egoista, egocentryk, który skupia się wyłącznie na sobie. W sytuacjach ekstremalnych osoba zazdrosna jest w stanie zrobić drugiemu krzywdę fizyczną, a częściej psychiczną. Warto zatem być czujnym i badać, do czego może prowadzić niewinne początkowo uczucie, ukłucie w sercu. Bo jeśli nie jesteśmy w stanie panować nad emocjami, przekraczane są granice, dzieje się zło. To zazdrość przecież jest praprzyczyną wielu konfliktów w rodzinie, ale też konfliktów zbrojnych. W rezultacie zawsze kończy się złem, bólem, cierpieniem. Mimo że nie opłaca się nikomu, tak wielu nie potrafi lub nie chce nad nią zapanować.

To jak zapanować nad zazdrością?

U jej źródła leży brak miłości do drugiego człowieka, do Pana Boga, ale i do siebie samego. I ta trzecia sytuacja, czyli brak mądrej miłości względem siebie, brak akceptacji siebie samego, jest istotna. Jeśli ciągle porównuję się z innymi, walczę o swoje, to może próbuję sobie coś na siłę udowodnić, może nie szanuję siebie i nie doceniam. Zazdrość w czynie, w działaniu – ta aktywność, która niszczy – może być więc pochodną tego, że głęboko w sercu po prostu siebie nie lubię, nie akceptuję. Człowiek szczęśliwy sam z sobą nie potrzebuje nikomu niczego udowadniać. Nie pożąda kolczyków z brylantami, jeśli go na nie nie stać. I nie zgrzyta zębami, że kumpel ma piękną narzeczoną. Człowiek szczęśliwy i szanujący siebie samego dostrzega dobro w swoim życiu. A jeśli nawet poczuje ukłucie zazdrości, to świadomie i dobrowolnie będzie potrafił sobie z tym poradzić. Nie podda się emocjom, nie pójdzie za ciosem i nie narobi głupot. Jeśli lubię i szanuję siebie, zazwyczaj szanuję także drugiego człowieka. Psychologicznym sposobem na zazdrość jest więc zmiana perspektywy: wdzięczność i zauważanie tego, co się ma. A od strony religijnej polecam… jałmużnę. To jest bardzo oczyszczające, bo ofiarowuję coś z siebie, a nie otrzymam za to uznania. Pozwala zrozumieć, że Bóg troszczy się o każdego człowieka, co łamie i zazdrość, i związaną z nią zaborczość czy skąpstwo.

Dlaczego niektórzy ludzie mają większe tendencje do zazdrości niż inni?

Ważne są tu czynniki osobowościowe, to, z jakich domów pochodzimy. Często osoby zazdrosne niemalże o wszystko wyniosły z domu nieprawidłowe wzorce. Dzieci, które nie czują się akceptowane, szanowane, lecz są ciągle porównywane, chwalone wyłącznie za osiągnięcia, jako dorosłe osoby będą miały większe problemy z akceptacją siebie. Nie będą wdzięczne za to, co mają, co osiągnęły, tylko wciąż będą chciały więcej i więcej. Przy jednoczesnej pozie, że są lepsze i to wszystko im się należy.

Podobno nie ma miłości bez zazdrości…

Każda bliska relacja zakłada, że chce się mieć ukochaną osobę na wyłączność. Pragnie się być z nią na zawsze i niemalże przez cały czas. Przynajmniej na pierwszym etapie związku. W początkowej fazie uczucia między dwojgiem ludzi powinna być silna potrzeba bliskości, zaciekawienie drugą osobą, a nawet niepokój, gdy wokół mojej ukochanej, ukochanego jest ktoś jeszcze. Jeśli nie ma takiej fascynacji, zaciekawienia, relacja wygasa. Jednak emocja, jaką jest tu zazdrość o partnera, powinna być ukierunkowana na działania pozytywne: zabieganie o niego, dbałość, szacunek, czyli rozwój związku. Bywa jednak, że idzie to w kierunku niszczącej wszystkich zazdrości i działań, które rujnują życie pary. Zaborcza zazdrość nie ma wiele wspólnego z miłością, bo miłość to zaufanie, działanie na rzecz dobra drugiego człowieka, a nie skrajny egoizm.

A jeszcze większa skrajność to choroba zwana syndromem Otella. To grzech?

Żadna choroba nie podlega ocenie moralnej, bo dzieje się poza świadomością i dobrowolnością. Jednak wielu pacjentów, którzy już mają diagnozę, nie chce się leczyć, chodzić na terapię. I wtedy można mówić o zaniechaniu. Innymi słowy, grzechem nie będzie choroba – w tym przypadku syndrom Otella – i wszystko, co się z nią wiąże, lecz to, że nie chcę pomóc sobie i moim bliskim. W przypadku choroby jesteśmy zobowiązani walczyć z nią na tyle, na ile jest to możliwe. •

ks. Wojciech Szychowski

wikariusz w parafii św. Anny w Piasecznie. Pracuje również jako psycholog i psychoterapeuta. Autor książki „Pożegnanie nieprzywitanych”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.