Broń przeciw procentom

GN 30/2022 |

publikacja 28.07.2022 00:00

O tym, jak rodzina i praktyki religijne chronią młodych ludzi przed piciem, mówi dr hab. prof. ucz. Krzysztof Wojcieszek.

Broń przeciw procentom Tomasz Gołąb /Foto Gość

Szymon Babuchowski: Czy młodzież pije dziś więcej, czy też mniej alkoholu niż dawniej?

Krzysztof Wojcieszek: Zależy, jak na to spojrzeć. Utrzymują się pewne stałe zagrożenia, zwłaszcza w grupie podwyższonego ryzyka, stanowiącej mniej więcej jedną siódmą populacji. Nadużywanie alkoholu w tej grupie jest efektem innych kłopotów – rodzinnych, szkolnych, związanych z przemocą. W ostatnich badaniach EZOP II mówi się o sześćdziesięciu kilku tysiącach takich młodych ludzi, którzy wymagaliby bardzo intensywnej pomocy, wsparcia terapeutycznego. Jeśli tego im się nie zapewni, prostą drogą idą do głębokiego uzależnienia. Natomiast jeśli chodzi o ogół populacji młodzieży, to obserwujemy raczej pozytywny trend. Rośnie liczba abstynentów, a maleje liczba tych, którzy w ostatnim okresie pili czy upijali się. Z raportu z ogólnopolskich badań ESPAD z 2019 r., sporządzonego przez Janusza Sierosławskiego, można wyczytać, że w grupie osób w wieku 15–16 lat po inicjacji alkoholowej było 80 proc., podczas gdy w 1995 r. ten odsetek wynosił 92,8 proc. Od strony socjologicznej to jest bardzo poważna zmiana. I jest to trend światowy, a nie tylko polskie zjawisko: w młodszych grupach wiekowych, zwłaszcza wśród chłopców, mamy przyrost abstynencji i spadek upijania się.

To powód do optymizmu?

Umiarkowany, bo ten odsetek nadal jest bardzo wysoki, a nie wiemy do końca, czy trend się utrwali, czy nie odbije w drugą stronę. Poza tym u dziewcząt już tak optymistycznych wyników nie mamy. Odpowiedź na pytanie o picie w ostatnich 30 dniach jest obecnie na tym samym albo nawet nieco wyższym poziomie wśród dziewcząt niż wśród chłopców. Oczywiście trzeba się cieszyć z wszelkich oznak, które mogą zapowiadać poprawę sytuacji, ale każde używanie alkoholu przez młodzież, zwłaszcza upijanie się, trzeba traktować bardzo poważnie.

Dlaczego?

To po prostu niebezpieczne. Alkohol nadal jest najczęściej używaną przez młodych substancją psychoaktywną. I zbiera żniwo, m.in. w postaci zgonów. Szacuje się, że jedna czwarta wszystkich zgonów w Unii Europejskiej w grupie wiekowej między 15 a 29 rokiem życia ma pochodzenie alkoholowe. To są głównie wypadki, śmiertelne zatrucia, utonięcia. To, co są w stanie wymyślić po pijanemu nastolatki, zwłaszcza na wakacjach, jest niesamowity i bardzo groźny. Potrafią np. położyć się na torach kolejowych i tam spać, albo wspinać się na transformator... Więc zagrożenie jest śmiertelne, a my nauczyliśmy się lekceważyć te niebezpieczeństwa. Dodać trzeba, że dla młodego człowieka upicie się oznacza spożycie jednorazowo 30 g czystego alkoholu. To są trzy szklanki piwa.

A jak wpływa systematyczne picie alkoholu przez młodych ludzi na ich układ nerwowy?

Cofa ich w rozwoju, powodując trwałe uszkodzenia. Stają się po prostu mniej wydajni w zakresie inteligencji, skupienia uwagi czy zapamiętywania. To z kolei przekłada się na gorsze wyniki w nauce. Alkohol zwiększa też tendencję do sięgania później po inne środki. Jeśli człowiek oswoi się z faktem, że może manipulować własną psychiką, to chętnie szuka jeszcze do tego innych narzędzi. Pisała na ten temat wybitna badaczka Denise Kandel, która sformułowała koncepcję substancji torujących drogę. Oczywiście nie każdy temu ulega, ale inicjacja w jednej dziedzinie otwiera bramę do drugiej. Więc nie jest tak, jak czasem rodzice mówią: niech sobie wypije, byle nie brał narkotyków. Nie! Jeśli wypije, jest bardziej prawdopodobne, że po te narkotyki sięgnie.

Niektórzy rodzice uważają też, że lepiej, żeby dziecko wypiło alkohol pod ich kontrolą, niż miałoby sięgać po zakazany owoc. Czy to właściwe podejście?

Nie, choć są eksperci, którzy twierdzą podobnie jak wspomniani rodzice. Ja bardzo stanowczo przed tym przestrzegam. Bo jak odczytuje tę sytuację młody człowiek? Jako przyzwolenie. Rodzic się łudzi, że dziecko będzie korzystało z tego przyzwolenia tylko w jego obecności, a tymczasem ono widzi w tym zielone światło dla wszystkich sytuacji: imprez, spotkań z przyjaciółmi, samotnego picia. Rodzic powinien stanowczo trzymać front wychowawczy i mówić: nie chcę, żebyś pił, nie zezwalam ci na to.

Czy trzymanie takiego frontu wpływa na rosnący odsetek abstynentów w młodym pokoleniu?

Niektórzy specjaliści wiążą ów trend ze zmianami w stylu życia, przebywaniem raczej przed komputerem czy smartfonem niż w towarzystwie. Ale istnieje też sporo danych, które wskazują, że na zjawisko to ma wpływ właśnie postawa dorosłych. Porównano np. społeczności Szwecji, gdzie trend wzrostu abstynencji istniał bardzo mocno wśród młodszej grupy młodzieży, i Danii, gdzie tego trendu w ogóle nie było. I znaleziono jedną różnicę: w Szwecji rodzice mówili swoim dzieciom, żeby nie piły, podkreślali, że nie akceptują takiego zachowania, natomiast w Danii nie wypowiadali się na ten temat, zostawiali rzecz własnemu biegowi. Wniosek był taki, że trend w kierunku abstynencji pojawia się tam, gdzie rodzice starają się chronić swoje dzieci czynnie: przez komunikaty czy monitoring. Powinni wiedzieć, co dziecko robi, gdzie się znajduje, z kim przebywa, jak się zachowuje...

Czyli pełna kontrola i restrykcje?

Tu nie chodzi o restrykcje. Jest mocniejsza broń, którą rodzice mają pod ręką. Klasyczna definicja posłuszeństwa głosi, że posłusznym jest się wtedy, kiedy spełnia się prośby swojego wychowawcy ze względu na życzliwość wobec niego, na relację, jaką z nim mamy, na miłość. To nie jest wymuszanie jakiejś postawy. Odwrotnie – mówimy: ponieważ mnie kochasz, proszę cię, żebyś sobie nie szkodził. Taka strategia rodzicielska jest najbardziej rozsądna. Oczywiście jest to możliwe w przypadku rodziców, którzy sami starają się być wstrzemięźliwi, zachowują umiar. Bo jeżeli rodzic upija się w obecności dziecka, to jego rady będą brzmiały jak znane powiedzenie: co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Ale wstrzemięźliwi rodzice mają ogromną broń w ręku w postaci wspomnianej wcześniej prośby. Jeżeli między dziećmi a rodzicami jest więź, to taka prośba staje się bardzo skuteczna. Bo dziecko w sposób naturalny ufa swoim rodzicom. Nawet jeżeli się z nimi kłóci, to liczy się z ich zdaniem.

Skąd jeszcze płynie wsparcie?

Trzeba bardzo głośno mówić o tym, że czynnikiem chroniącym przed wszystkimi właściwie zagrożeniami: piciem, paleniem, narkotykami, przedwczesnym seksem, przemocą – są praktyki religijne młodych ludzi. Nie wiara hołubiona w sercu, bezobjawowa, ale właśnie praktyki. Na świecie przeprowadzono setki badań, w różnych kulturach i religiach zresztą, które potwierdzają, że jeżeli dziecko praktykuje – modli się, uczestniczy w nabożeństwach – to jego odległość od niebezpiecznych zachowań jest znacznie większa niż w tej grupie, która nie praktykuje. Odbieranie tej ochrony przez np. wypisywanie dziecka z katechezy, krytykowanie przy nim Kościoła czy brak naszego uczestnictwa w życiu religijnym sprawia, że w życiu dzieci natychmiast pojawia się ogromne ryzyko. Tu nie chodzi o żaden przymus, o prowadzenie dziecka na łańcuchu do kościoła, tylko o dobry przykład. Niestety, w Polsce przeżywamy pod tym względem okres rozchwiania i jeśli proces laicyzacji będzie nadal postępował w takim tempie, to za kilka lat będziemy zbierać jego owoce, np. w postaci wzrostu narkomanii wśród młodych. To już widzimy w innych społeczeństwach. Jeśli wchodzi się w duchową pustkę, to brakuje też parasola ochronnego. Młodzi żeglują wtedy sami po wzburzonym morzu.

Także kultura raczej nie zachęca do abstynencji. W telewizji i na billboardach pojawiają się reklamy piwa, w miastach mamy „pijalnie wódki”, tak jakby chodziło o wodę zdrojową. Czy możemy się temu przeciwstawić?

To nie tyle kultura, ile marketing, który oczywiście na kulturę też wpływa. Wiele z tych reklam kierowanych jest intencjonalnie właśnie do młodego pokolenia. Ale i dorosłych zachęca się do tego, żeby się upijali – mogę wskazać takie reklamy, w których proponuje się przekroczenie granicy picia. Ludzie zaczynają wówczas sądzić, że to jest zachowanie względnie bezpieczne i, przede wszystkim, powszechne. Ulegają też z tego powodu, że jest u nas bardzo dużo punktów dystrybucji napojów alkoholowych. Dla porównania: w roku 1920 uchwalono w Polsce prawo, według którego jeden taki punkt mógł przypadać na nie mniej niż 2,5 tys. osób na danym terenie. Dziś jest ich dużo więcej. Skoro alkohol jest przez 24 godziny na dobę dostępny, np. na stacjach benzynowych, to łatwo można nabrać przekonania, że to substancja niezbędna do życia. Nie kupi pan tak łatwo leków, chleba czy masła jak alkoholu. Stąd już tylko jeden krok do tego, by uznać, że jest on niegroźny, bo przecież trucizny by tak szeroko nie dystrybuowano.

Nabieramy się na to?

Wielu uwierzyło, że nie da się żyć bez alkoholu. Tymczasem dane WHO z 2018 r. mówią o tym, że 57 proc. ludności świata powyżej 15. roku życia nie spożywało w ciągu 12 miesięcy żadnego napoju alkoholowego. W Polsce ten odsetek wynosi zaledwie 32 proc. Przed wiekiem należeliśmy do najtrzeźwiejszych narodów w Europie i piliśmy ok. 1 l czystego alkoholu rocznie na głowę. To 10 proc. tego, co wypijamy obecnie. To przesunięcie nie dotyczy, oczywiście, całego społeczeństwa – zawdzięczamy je mniej więcej jednej czwartej populacji. Cały czas mamy w Polsce ok. 40 proc. osób dorosłych, głównie kobiet, którym wystarcza taka porcja alkoholu jak sto lat temu. Ale po tej drugiej stronie, wśród „wyczynowców”, są tacy, którzy spożywają ponad 30 l czystego alkoholu rocznie.

Jak więc wzmacniać trend ku abstynencji młodych ludzi?

Przede wszystkim musimy go zauważyć, chwalić, podtrzymywać. Ale kluczowe w wychowaniu jest utrzymanie więzi rodzinnych. Dwie sprawy przesądzają o wszystkim: czy rodzice się kochają, są sobie wierni i czuli wobec siebie, oraz czy mają zdrową więź z dziećmi. Żadnych dobrych rezultatów wychowawczych nie osiągniemy, jeżeli te dwie kwestie będą kulały. W społeczeństwie, w którym gaśnie wiara w Boga i miłość między ludźmi, nie może być dobrze w tych sprawach, o które pan pyta. Więc to jest walka o miłość i o wiarę. •

Krzysztof A. Wojcieszek

Doktor habilitowany, profesor Szkoły Wyższej Wymiaru Sprawiedliwości, gdzie kieruje Instytutem Społecznych Podstaw Penitencjarystyki. Specjalizuje się m.in. w profilaktyce problemów alkoholowych i narkotykowych. Członek Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych przy KEP. Autor projektu Narodowego Programu Trzeźwości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.