Zaprośmy dzieci do tego świata

GN 47/2022 |

publikacja 24.11.2022 00:00

Wojciech Widłak, autor wielu opowiadań dla dzieci, mówi o tym, dlaczego warto czytać najmłodszym.

Zaprośmy dzieci do tego świata Daniel Bednarz /instytut ksiażki

Maciej Rajfur: Dlaczego zaangażował się Pan w kampanię społeczną „Mała książka – wielki człowiek”, realizowaną przez Instytut Książki?

Wojciech Widłak: Najkrócej mówiąc – bo ta kampania to świetne przedsięwzięcie. Co prawda gdy poproszono mnie o napisanie książki, która trafi do 300 tys. dzieci i – bagatela! – ma zachęcić je do czytania, początkowo miałem ochotę odmówić. To zadanie wydało mi się ponad siły. W końcu jednak pomyślałem, że warto spróbować. W epoce kultury obrazkowej, natłoku informacji, ale także emocji książka pozwala się zatrzymać. Koi, wycisza, zaprasza do namysłu i rozmowy. To ważne dla dorosłych, a jeszcze ważniejsze dla dzieci. Czytanie rozwija, służy zarówno czytającemu, jak i słuchającemu, buduje między nimi więź. No i jest przyjemne! Aż dziw, że trzeba do czegoś takiego zachęcać. Czarne znaczki zmieniają się w opowieść pełną emocji, przygód i wartości. Czy to nie fascynujące? Dlaczego nie zapraszać dzieci do tego wielowymiarowego świata?

O czym jest książka „Krasnal w Krzywej Czapce”, którą dzieci otrzymują w kampanii w ramach Wyprawki Czytelniczej?

Tytułowy bohater jest ulubioną przytulanką rodzeństwa Tesi i Tycia. Oni sami jeszcze nie umieją czytać, ale bardzo lubią, gdy czytają im mama i tata. Pewnego wieczoru rodzice nie mają jednak czasu. Wtedy z pomocą przychodzi krasnal. Okazuje się, że potrafi czytać, a w dodatku ma za pazuchą opowiadania, które nawiązują do wydarzeń z życia rodziny Tesi i Tycia. Tych opowieści – dla przedszkolaków i ich rodziców – jest dziewięć. Proszę wybaczyć, ale nie chciałbym zdradzać, o czym dokładnie są i ku czemu prowadzą...

To książka z dedykacją?

Pisząc ją, pomyślałem, że trafia się okazja do podziękowania wielu ważnym dla mnie osobom. Chodzi o pracowników bibliotek, którzy z poświęceniem służą książce i tworzą centra kultury w małych ośrodkach. To wspaniałe dzieło, które chyba wciąż nie jest dostatecznie doceniane. Chciałem im bardzo podziękować.

Jako pisarz tworzący książki dla dzieci może Pan coś doradzić współczesnym rodzicom?

Chyba nie powiem nic nowego. Czytanie rozwija wyobraźnię, poszerza słownictwo, ułatwia rozpoznawanie i nazywanie emocji. Książka buduje empatię. Kiedy czytamy z dzieckiem, zwykle bierzemy je na kolana albo przytulamy. Ten kontakt fizyczny pozwala wręcz poczuć to, co przeżywa dziecko. Wartościowa książka uczy, jak odróżnić dobro od zła, i zachęca do opowiedzenia się po stronie dobra. W klasycznych baśniach dobro zwycięża, a zło ponosi klęskę. We współczesnej literaturze i popkulturze nie zawsze jest to równie czytelne. Ochrona dziecka przed kontaktem z atrakcyjnym złem w internecie wydaje się trudna. Z książkami jest prościej. Można samemu przeczytać albo przejrzeć lekturę, którą chcemy przedstawić dziecku. Tu działa proste kryterium – jeżeli nam się spodoba, to najpewniej oznacza, że jest nam bliska ze względu na wartości.

Myśli Pan, że książka jest w stanie dzisiaj wygrywać ze smartfonem? Że biblioteka nie odeszła w zapomnienie?

Miałem szczęście odwiedzić wiele polskich bibliotek. Widzę, że te miejsca żyją. Niezależnie od tego, czy to duże, czy małe miasto. Wiele zależy od ludzi. Kiedy pojawiło się kino, mówiono, że zabije teatr. A teatr funkcjonuje. Gdy pojawiła się telewizja, przepowiadano, że zabije kino. Kino trwa. Gdy nastała era internetu, wieszczono, że teatr, kino i telewizja znikną – ale istnieją. I tak jest z książką. Ona się ostanie, jestem tego pewien. Wiele jednak zależy od nas. Czy poddamy się kulturze coraz krótszych, coraz płytszych i coraz szybciej płynących zapisków i obrazków, które są po prostu męczącą pstrokacizną? Los książki spoczywa w naszych rękach.

W to, że czytanie dzieciom, a potem czytanie książek przez dzieci, jest rozwijające – nikt chyba nie wątpi. A jednak jesteśmy z tym na bakier. W czym tkwi trudność?

Już św. Paweł powiedział: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę”. Apostoł z pewnością miał na myśli poważniejsze sprawy niż czytanie książek, lecz na niechęć do czytania można by spojrzeć przez pryzmat tych słów. Wiadomo, że skłaniamy się do tego, co jest łatwiejsze. Łatwiej jest włączyć dziecku kreskówkę na tablecie i mieć chwilę spokoju. Tylko że im dziecko młodsze, tym szybciej się uczy. Jeśli nauczy się w ten sposób spędzać czas, niebawem zamiast spokoju możemy mieć problem. Myślę, że warto o tym pamiętać. To tak jak z jedzeniem. Nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas zjemy w barze szybkiej obsługi. Jednak jedzenie tam codziennie nie posłuży naszemu zdrowiu. Książka smakuje lepiej i jest pożywniejsza i zdrowsza niż internet. Nie rezygnujmy z tego wielkiego daru. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.