Modlitwa różańcowa – dobrze zainwestowane pięć minut

Katarzyna Widera-Podsiadło

GN 25/2023 |

publikacja 22.06.2023 00:00

Paliło się. Krystyna i Piotr Dekowie całą drogę do domu modlili się, by ich dom ocalał. Tu musiałby się jednak zdarzyć cud, ale w końcu niejednego już w życiu doświadczyli, więc może jednak?

Rodzina Krystyny i Piotra Deków.  Ich córka Teresa niedawno przystąpiła do pierwszej Komunii Świętej. Rodzina Krystyny i Piotra Deków. Ich córka Teresa niedawno przystąpiła do pierwszej Komunii Świętej.
archiwum rodzinne

Płomienie ognia lizały ściany domu, próbowały z garażu wedrzeć się do wnętrz każdą szparą i tylko wściekle syczały, bo coś im nie pozwalało tego uczynić. – Podobno tego, co poświęcone, nie można zniszczyć – Krystyna uśmiecha się, kiedy myśli o tym, jak w czasie pożaru siostry służebniczki, które mają swój dom naprzeciwko, stały pod murem i modliły się Różańcem. – To wszystko wyglądało tak, jakby ogień bardzo chciał, ale nie mógł pokonać ściany domu.

Piotr, mąż Krystyny, przypomina, jak strażacy opowiadali, że domy z drewnianymi stropami palą się jak pudełka zapałek. Oni swój ocalili. Kiedy chodzili wewnątrz, zobaczyli, że krzyż, który wisiał na drewnianej ścianie, nie został naruszony. – To był pożar, który budował. Owszem, zniszczył garaż, pomieszczenia gospodarcze – wylicza Krystyna. – Ale nie zniszczył roweru teściowej – śmieje się Piotr. – No tak, rower został, ale zostało coś jeszcze. Po pożarze zobaczyliśmy, jak wiele dobra zadziało się wokół. Ile osób pojawiło się, by nam pomagać. Jak przyjechali do nas przyjaciele i siedliśmy po męczącym dniu porządkowania terenu do wspólnego posiłku, a my zainicjowaliśmy modlitwę, to widzieliśmy, jak w sercach niektórych osób coś się dzieje, coś pęka.

Właściwie to byli przygotowani na to doświadczenie. Dokładnie kilka dni wcześniej uczestniczyli w rekolekcjach i Piotr na nowo odczytał słowa: „Jeśli Cię nie obmyję, nie będziesz miał udziału ze mną”. Piotr nigdy nie umiał przyjmować pomocy. Teraz zrozumiał, jak ma postępować w życiu.

Pomódl się za mnie

Ludzie zawsze towarzyszyli Krystynie i Piotrowi. Również wtedy, gdy usłyszeli, że ich czwarte dziecko, które jeszcze było pod sercem mamy, może mieć poważne trudności rozwojowe. Dowiedzieli się o tym 4 grudnia, a 8 zawierzali swoją różę różańcową rodziców św. Annie, na Górze św. Anny. – Kiedy byłam w tej ciąży, postanowiliśmy założyć różę różańcową rodziców. To najlepszy prezent, jaki można dać dzieciom. Kiedy każdego dnia 20 osób modli się jedną dziesiątkę Różańca w intencji dzieci okrytych tą różą, można być spokojnym o swoje pociechy. Zawsze mówię, że róże różańcowe to najlepiej zainwestowane 5 minut, które daje zabezpieczenie dziecku przez 24 godziny.

I tak modlili się, aż nadeszła ta druzgocąca wiadomość. Dziecko może urodzić się ciężko chore. Krystyna przeżyła trudne chwile. Rozpoczął się wyścig modlitewny z czasem. – Ten miesiąc był niezwykle ciężki, ale kiedy jechaliśmy na kolejne badania, mąż robił, co mógł, bym się nie załamała.

Krystynę z zadumy wyrwał w samochodzie głos Piotra, który widząc zdenerwowanie żony, zapytał, czy odmawia Koronkę do Miłosierdzia Bożego. To było dziwne pytanie, przecież tę koronkę odmawiali codziennie razem. – A pamiętasz, co mówi się na końcu? „Jezu, ufam Tobie”. No więc dlaczego teraz masz wątpliwości, przecież Jezus nas nie opuści.

No tak, łatwo wypowiadać pewne słowa w codziennej modlitwie, a tak trudno jest w godzinie próby. A przecież Krystyna mogła być spokojna z jeszcze jednego powodu. Jej mąż miał ją również w swojej opiece. – Kiedyś usłyszałem o GROM-ie, modlitwie różańcowej za swojego współmałżonka, codziennie polecam więc żonę Maryi również w ten sposób.

Nietrudno się domyślić, że kolejne badania dały już inne wyniki. Przecież to normalne, że w życiu zdarzają się cuda. Kiedyś takim cudem był ratunek dla kilkudniowego Jasia. Lekarze wówczas powiedzieli, że nie mają już na nic liczyć, akcja serca zatrzymała się i raczej było pewne, że dziecko nie przeżyje. Jaś jest dziś wspaniałym chłopcem, a rodzice z kolejnych testów swojej wiary wychodzą zwycięsko. – To wszystko dzięki modlitwie. Wiele widzę wokół sytuacji, w których sprawy beznadziejne Maryja wyprowadza w taki piękny sposób.

Takimi doświadczeniami dzielą się podczas dorocznego czerwcowego spotkania na Górze św. Anny. Cały ten dzień ogarnia Krystyna, która przed laty zgodziła się, by to miejsce stało się drugą duchową stolicą róż różańcowych rodziców, a ona zaangażowała się we wszystkie działania z tym związane. – Tylko że ja mam już strasznie dużo obowiązków i gdy nadchodzi ten czas, że trzeba rozpocząć przygotowania, to w takiej swojej bezradności proszę Maryję, by mi pomogła. Tak było w zeszłym roku. Mówię: „Ja wszystko zrobię, tylko Ty mi, proszę, daj ludzi do pomocy, wskaż, kogo mam w tym roku zaangażować, bo ja nie mam czasu szukać”. I to zadziałało, dostałam jasne wskazówki i trafiłam na Magdalenę.

Wyrok śmierci

Kiedy Krystyna pojawiła się w domu Magdaleny Śląskiej i poprosiła, by poszła w procesji z darami podczas Mszy Świętej, ta specjalnie się nie zdziwiła. Wiedziała, że to nie przypadek. Jej mama od zawsze modliła się za swoje dzieci do Matki Bożej. Magdalena głęboko wierzy, że to Maryja interweniowała w jej życiu, kiedy w 2017 roku, będąc w ciąży, znalazła się w szpitalu. W skierowaniu od lekarza był wypisany wyrok: ciąża martwa, poronienie, należy przeprowadzić zabieg. Badania szpitalne nie pozostawiły żadnych złudzeń, serce maleńkiego jeszcze, pięciotygodniowego dziecka milczało. „Zostałam przyjęta na oddział w poniedziałek wieczorem. Pamiętam, że lekarz zapytał mnie, czy mam już dzieci, a kiedy dowiedział się, że to pierwsze, powiedział, że jeszcze poczekamy. Tak naprawdę odroczył zabieg w czasie. Nie wiedziałam, skąd ta decyzja, ale nie miałam żadnych złudzeń, przecież zostałam przyjęta na oddział z rozpoznaniem „leczenia po poronieniu”.

Magdalenie zrobili jeszcze badania krwi. Dziwna rzecz, bo kolejne badania pokazywały, że rośnie beta HCG, czyli hormon żywej ciąży. Ultrasonograf jedno, badania krwi drugie. Kobieta nie wiedziała, co o tym myśleć, ale w tamtym czasie bała się dawać sobie nadzieję. – Tak dotrwałam do soboty, kiedy moja mama uczestniczyła na Górze św. Anny w zawierzeniu róż różańcowych. Na drugi dzień w jej urodziny okazało się, że serce dziecka bije, że ono żyje.

Dziś są rodzicami szczęśliwej córeczki Marii Rity, bo i do św. Rity babcia dziewczynki od lat zanosiła swoje prośby. – To było dla nas niesamowite doświadczenie. Przecież w tamtych dniach, kiedy byliśmy w szpitalu, już planowaliśmy, że po zabiegu weźmiemy ciało dziecka, pochowamy je na cmentarzu. Do szpitala trafiłam bez nadziei, ale mama cały czas się modliła, również ze znajomymi.

Lekarka, która robiła pierwsze USG przy przyjęciu Magdaleny do szpitala i to ostatnie, kiedy serce zaczęło pracować, nie mogła uwierzyć w to, co widzi. – Nawet położną wezwała, żeby też popatrzyła i potwierdziła, że pod moim sercem bije drugie, maleńkie, mojej córeczki.

Nie potrafiła wytłumaczyć mamie tego, co się zdarzyło. Kiedy Magdalena trafiła po opuszczeniu szpitala do kolejnego lekarza, który dziś prowadzi już jej trzecią ciążę, ten też bezradnie rozkładał ręce. Nauka tego nie wyjaśni, a takie rzeczy się zdarzają. Od tego czasu Magdalena powierza w Różańcu rodziców swoje dzieci. A zeszłoroczne czerwcowe uroczystości były dla niej wyjątkowe, to przecież 5. rocznica, kiedy jej córka dostała od Maryi nowe życie.

Maryjo módl się za nami

Kiedy Krystyna prosiła Magdalenę o niesienie darów, nie znała jeszcze jej historii, ale kiedy ją usłyszała, nie miała wątpliwości, że Maryja poprowadziła ją pod właściwy adres. Krystyna, będąc w piątej ciąży, pojechała na Jasną Górę, by zawierzyć ciążę Maryi. – To mógł być trudny czas, wiedzieliśmy, że zagrożone może być moje życie, ale też życie dziecka.

W siódmym miesiącu ciąży Krystyna pojechała jeszcze raz w trzystulecie koronacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Uczestniczyła też we Mszy, która wieńczyła I Ogólnopolski Kongres Różańcowy. – Po tej Mszy postanowiłam przejść na kolanach wokół ołtarza, by się zawierzać. Człowiek nie zawsze potrafi mówić słowami, stąd takie gesty są czasem więcej warte niż tysiące słów. Ponieważ jednak jestem dość charakterną osobą, więc idąc wokół tego ołtarza, zapytałam: „Maryjo, ale czy Ty mnie tam słyszysz, bo wiesz, ja jestem tu, Ty tam, ale bardzo cię proszę umacniaj mnie, pomóż mi wychować moje dzieci na ludzi”. I poprosiłam jeszcze o poczęcie dziecka w małżeństwie, które się o to od dłuższego czasu modliło.

Krystyna na świecie powitała zdrową Zosię, ale to, co ją zdumiało, to doświadczenie jej męża. Po odwiedzinach w dniu porodu wychodził ze szpitala. Było już późno, na korytarzu zagadnęła go siostra zakonna, która zapytała o przyczynę tej wizyty. Kiedy powiedział, że wraca od żony, która właśnie urodziła piąte dziecko, otrzymał od siostry dziesiątkę różańca, w którym była relikwia św. Jana Pawła II, któremu też jako rodzina Dekowie się powierzali. Krystyna nie wierzyła temu, co trzymała na drugi dzień w ręku. – Po pierwsze nie mam pojęcia, skąd o tej porze w szpitalu znalazła się jakaś siostra zakonna. W dłoni trzymałam dziesiątkę różańca, jak w Różańcu rodziców. A na końcu tego różańca, gdzie normalnie jest krzyżyk, był wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, a na rewersie słowa: „Maryjo, Królowo Polski, módl się za nami”. Maryja dała mi taką odpowiedź w dniu narodzin naszej córeczki. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.