Dorota Bojemska: Potrzebna jest kontrrewolucja matek

GN 35/2023 |

publikacja 31.08.2023 00:00

O radzeniu sobie ze stresem związanym z początkiem roku szkolnego i wszechstronnych kompetencjach mam mówi Dorota Bojemska.

Dorota Bojemska: Potrzebna jest kontrrewolucja matek archiwum doroty bojemskiej

Magdalena Dobrzyniak: W skali od 1 do 10, jak bardzo czuje się Pani zestresowana początkiem roku szkolnego?

Dorota Bojemska:
Dla wszystkich rodziców jest to moment pewnej zmiany, więc stres pojawia się w sposób naturalny. Nie chcę sugerować, że to coś negatywnego, bo stres przed czymś nowym, otwierającym, jest potrzebny. Pozwala nam się przygotować, przywołuje tematy, nad którymi trzeba się zastanowić, zbudować jakiś plan. Moje dzieci są już trochę starsze, więc mój poziom stresu mogę określić gdzieś na poziomie 5–6 punktów.

Mówi Pani o zmianie, ale przecież ona pojawia się rok po roku, w stałym, niezmiennym rytmie.

Dynamika rodziny jest jednak taka, że my rok po roku jesteśmy inni, wchodzimy w różne etapy rozwojowe, za każdym razem nowe, i tak naprawdę ta sytuacja nie powtarza się ani razu. Są pewne niezmienne okoliczności, jak szkoła, godziny rozpoczęcia i zakończenia lekcji, zajęcia dodatkowe, ale nasze dzieci się zmieniają, pojawiają się nowe wyzwania, zmienia się też ich spojrzenie na świat, są nowe pytania. My jako rodzice też stajemy się inni.

Jest to jednak pewna droga zbierania doświadczeń, które pomagają w mierzeniu się z wyzwaniami. Ma Pani swoje sprawdzone sposoby na to, jak sobie radzić w tym czasie?

Poczucie, że sytuacja nas przerasta, jest normalne, i to trzeba powtarzać rodzicom. Ważne, by był czas na refleksję i otwartość, na szukanie rad nie tylko ekspertów, ale także innych rodziców. Moje sposoby? Ważne są rodzinne rytuały, planowanie wspólnego czasu, otwarcie i zamknięcie dnia, wspólny posiłek czy wypita razem herbata. Ważne są takie chwile, kiedy możemy na siebie popatrzeć, zadać pytania – nie zaczepne, ale takie, które płyną z pragnienia wejścia w świat drugiej osoby. Dziecko widzi, że jesteśmy nim zainteresowani nie z powodu kontroli, ale z chęci poznania jego doświadczeń, jego samego. Ono też prędzej czy później zaczyna nam zadawać pytania. Ta wymiana ma ogromne znaczenie, bo tworzy relacje.

Kiedyś takim rytuałem był rodzinny pacierz…

I w wielu rodzinach jest on pielęgnowany. Znam też takie rodziny, które modlą się, wyruszając rano samochodem do szkoły czy pracy. Ale może to być zwyczajne dobre słowo dla każdego wychodzącego z domu dziecka, poklepanie po plecach, zmierzwienie włosów. Takie gesty są ważne, choć wiem, jak trudno o nie dbać w codzienności, w porannym zamieszaniu i pośpiechu. Wieczór to błogosławienie krzyżem na czołach dzieci. One to będą później pamiętać. Weekendy to wspólny spacer czy wyjście na lody, koncert lub do muzeum. Nowy rok szkolny musi nam przynieść przestrzeń wolnego czasu dla rodziny. Warto i można się tego nauczyć, bo to najlepsze działanie profilaktyczne dla zdrowia psychicznego naszych dzieci. Trzeba też pamiętać, by zajęcia dodatkowe były rozsądnym wyborem, by zachować balans między rzeczywistymi potrzebami, rozwojem talentów a swobodną zabawą, bo dzieci wiele kompetencji rozwijają właśnie w gronie rówieśniczym, w środowisku, które nie do końca podlega kontroli dorosłych. Trzecia rzecz to zarządzanie dostępem do mediów elektronicznych w domu. Początek roku to świetny moment, by na nowo ogłosić zasady korzystania ze smartfonów, usiąść z dziećmi i wytłumaczyć im, jak ważna jest higiena cyfrowa.

Będą się buntowały!

Oczywiście. Mamy jednak coraz większą świadomość niszczącego działania smartfonów na zdrowie fizyczne, koncentrację i psychikę naszych dzieci. Nie chodzi o to, żeby straszyć, jaki ten cyfrowy świat jest zły. Chodzi o to, żeby wiedziały, że np. sen jest rzeczą świętą i że od określonej godziny nie ma telefonu przy łóżku. Próba ustalenia takich zasad jest ważna, ale dla rodziców ważne jest też to, by się nie zniechęcać i cierpliwie wykuwać nawyki. Taki trud daje spełnienie. Jeśli mądrze zarządzamy naszą rodziną, wszystko może się udać. Jeśli odpuszczamy, pojawia się chaos, nad którym trudno potem zapanować. Od kultury domu, od tego, co dzieje się wokół młodej osobowości, wszystko zależy. Szkoła, zajęcia dodatkowe mają tę kulturę wzmacniać, pomóc w odkrywaniu potrzeby sprawczości u dzieci i takich prostych prawd, jak np. to, że ciężka praca daje efekty.

Jak Pani godzi logistykę funkcjonowania dużej rodziny z uważnością na ośmioro młodych ludzi, ich światy i ich problemy?

Historia każdej rodziny to dynamiczny proces. Nabywamy doświadczenia, rozwijamy się. Duże rodziny mają doskonały skutek uboczny, jakim jest mnogość relacji i wpływ starszego rodzeństwa na młodszych. Mój 5-latek nauczył się czytać od starszego brata, który czytał przy nim na głos. Starsi pomagają w lekcjach, mogą iść z młodszymi na basen czy pograć w piłkę. Wiele rzeczy dzieje się naturalnie, ale trzeba mieć na to pomysł, bo nic nie robi się samo. Rodzina wielodzietna jest świetnym treningiem kompetencji społecznych i zarządzania.

Czy społeczne postrzeganie dużych rodzin w Polsce zmienia się?

Tak. I jest to zmiana pozytywna. Program 500+ początkowo był oceniany jako okazja do „życia z socjalu”, ale trzeba powiedzieć, że ten program poprawił sytuację bytową dużych rodzin tak, by również one mogły uczestniczyć w dodatkowych aktywnościach czy korzystać z dóbr kultury. Kiedyś na przykład wyjście na koncert do filharmonii było poza naszymi możliwościami. Są influencerki, które mają dużą rodzinę i robią wspaniałą robotę, pokazując, jak barwne jest ich życie, ile tam dzieje się dobrego, jak wiele jest radości. Z badań wynika, że w ludziach jest tęsknota za gniazdem, za ciepłem domu. Widzimy to, gdy zbliżają się święta i odbieram telefony z pytaniem, czy będzie u nas kolędowanie, bo „u was jest tak fajnie”. Na taki klimat pracujemy cały rok, ale ludzie to cenią.

Pani jest obecna w różnych przestrzeniach: domowej, zawodowej, społecznej, parafialnej. Czy godzenie tych wszystkich ról jest skomplikowane?

Nie chcę być postrzegana jako kobieta, która na wszystkich polach świetnie sobie radzi. Dochodziłam do tego latami i wszystko miało swój czas. Jestem mamą, która do 3. roku życia dziecka była z nim w domu. O pracy kobiet w domu trzeba zresztą mówić głośno, bo one często chcą być w domu i wychowywać dzieci, ale nie pozwala im na to np. sytuacja ekonomiczna czy presja społeczna. Jedna z mam influencerek ma takie motto: „Kobieta może wszystko, ale nie wszystko naraz”. Podstawą jest pozostawienie kobiecie możliwości realnego wyboru i brak presji na to, że musi być jednocześnie w wielu innych miejscach. Są kobiety, które tego chcą i nie potrafią inaczej żyć, i to dobrze. Ale są takie, które chcą przeżyć swoje macierzyństwo w sposób domowy. Mają do tego prawo, bo taki czas już się nie powtórzy. Ponad jedna trzecia matek deklaruje, że chciałaby być z dzieckiem dłużej niż do 1. roku życia. Trzeba słuchać, o czym one mówią, wbrew obowiązującemu przekazowi, że bycie z dzieckiem w domu to jest frajerstwo, bo pociąg ucieka, a one tracą kompetencje i swoją tożsamość. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Kompetencje nabywane w tym czasie są bardzo cenne, o czym można się przekonać, gdy mama wraca na rynek pracy. Kobiety zresztą mają też potrzebę zaangażowania społecznego, widzą wyzwania i chcą na nie odpowiadać, w naturalny sposób wchodzą we wspólnoty lokalne, tworzą oddolnie różne inicjatywy. To jest jednak pewien rytm, który trzeba dostosować do konkretnej sytuacji życiowej rodziny. Tymczasem kultura masowa lansuje model kobiety aktywnej zawodowo, pięknej, uśmiechniętej i bez zobowiązań rodzinnych. Jest to przekaz, który mówi o samorozwoju, samorealizacji, a nierzadko kończy się samotnością i depresją. Sensu życia nie da się odnaleźć w służbie samemu sobie, on zawsze jest poza naszym ego.

Potrzebna jest więc debata publiczna nad postrzeganiem macierzyństwa i nad tym, jak matki wnoszą w życie społeczne swoje wartości, kompetencje i zaangażowanie.

Powiem więcej: potrzebna jest kontrrewolucja matek. Potrzebne jest podniesienie prestiżu ich roli, ich pracy – także tej w domu – i tego, co wnoszą w społeczeństwo. Kobiety tracą tożsamość matek, gubią się i wątpią, czy to jest zadanie warte życia. Co im przynosi macierzyństwo? Dziś przynosi im często niezrozumienie, osamotnienie, poczucie wypadnięcia z gry. W Czechach, gdzie jest wyższa dzietność, społeczeństwo docenia pracę matek w domu i kwestie rodzinne. U nas praca zawodowa jest na pierwszym planie. To takie przeciąganie liny między postawą nastawioną na pracę i karierę a aktywnością ukierunkowaną na rodzinę. Nasze nastawienie jest trochę spowodowane wspomnieniami z lat 90., kiedy było wysokie bezrobocie i utrata pracy wiązała się ze zubożeniem. Dzisiaj tego nie mamy, ale mocno w nas siedzi przekonanie, że praca jest najważniejsza. Dodajmy do tego przekaz wmawiający kobietom, że na pierwszym planie powinien być ich samorozwój. To wielkie oszustwo, bo samorozwój to również macierzyństwo.

Jakiego wsparcia potrzebują zatem matki, by rozwinąć skrzydła?

Analizując sytuację demograficzną, zauważyliśmy, że zmieniła się struktura rodziny. Rodzinę wielopokoleniową zastąpiła rodzina nuklearna. Brakuje kobiet, które dla innych matek byłyby wsparciem. Tymczasem młode mamy mają setki pytań i potrzebę, by ktoś do nich przyszedł i po prostu z nimi pobył, opowiedział o swoich macierzyńskich doświadczeniach, wytłumaczył, że pewne sytuacje są naturalne, czy po prostu wziął na chwilę dziecko na ręce. Zauważyliśmy, że brak takich grup wsparcia prowadzi do osamotnienia i depresji. Jest duża potrzeba tworzenia takich przestrzeni, gdzie kobieta, która jest na urlopie macierzyńskim, może przyjść, pobyć z innymi mamami, wymienić się doświadczeniami, porozmawiać o wyzwaniach. Kluby Mam, bo o nich mówimy, to także warsztaty komunikacji, chustowania, zajęcia gimnastyczne. Najważniejsze jest jednak, żeby pobyć razem, towarzyszyć sobie w przeżywaniu macierzyństwa. Projekt rozwoju Klubów Mam zaprezentowaliśmy na Radzie Rodziny, co spotkało się z pozytywnym odbiorem w ministerstwie, stąd też idea wspierania powstawania kolejnych klubów i wzmacniania już istniejących. Zadanie to zostało wpisane w priorytety konkursu „Po pierwsze rodzina”. 22 października organizujemy pierwszy zjazd klubów. Sporo kobiet zapisało się już na warsztat „Jak tworzyć Kluby Mam”. Widzimy więc, że jest realna potrzeba takich miejsc. Każdą mamę, która chciałaby taki klub stworzyć u siebie, zapraszamy do udziału w zjeździe, zapisy są prowadzone na stronie: klubymam.pl. Mam nadzieję, że ta inicjatywa będzie się rozwijać. Są to miejsca, w których kobieta może przekonać się, że jej macierzyństwo ma naprawdę głęboki sens. A przykład drugiej osoby jest najlepszym komunikatem wzmacniającym. •

Dorota Bojemska

– przewodnicząca Rady Rodziny przy Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, członek Krajowej Rady Związku Dużych Rodzin 3+. Rzeczniczka i inicjatorka szerokiej współpracy z organizacjami pozarządowymi na rzecz postawienia rodziny w centrum zainteresowania państwa i wspólnoty lokalnej. Współpracowała z Pełnomocnikiem Rządu ds. Polityki Demograficznej w tworzeniu Strategii Demograficznej 2040. Żona, mama trzech córek i pięciu synów.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.