Szkoła na artystycznych resorach

Agata Puścikowska

GN 37/2023 |

publikacja 14.09.2023 00:00

Kilkanaście tysięcy młodych ludzi w Polsce uczy się w szkołach artystycznych muzyki, plastyki, a nawet… sztuki cyrkowej.

Szkoła na artystycznych resorach unsplash, montaż studio GN

Wiemy, że szkoły o profilu artystycznym na poziomie podstawowym i średnim kształcą (głównie) młodych muzyków i plastyków. Nie bardzo jednak wiemy, jak funkcjonują i jak się do nich dostać. I dla kogo są przeznaczone. Tymczasem polskie szkoły artystyczne to zazwyczaj placówki na najwyższym poziomie i dla wielu młodych ludzi stanowią pierwszy szczebel i miejsce wybicia w karierze zawodowej. Jednocześnie wokół tych miejsc narosło sporo niedopowiedzeń, stereotypów i sprzecznych opinii. Jakie są więc polskie szkoły artystyczne? Warto posłać tam dzieci? A dlaczego piszemy o tym we wrześniu? To właśnie teraz (a nie w kwietniu lub w maju) dzieci i młodzież, z pomocą rodziców, podejmują ważne decyzje dotyczące dalszej edukacji i często podporządkowują kolejne miesiące czekającym je pod koniec roku szkolnego egzaminom.

Całkiem sporo

Szkolnictwo artystyczne w Polsce to blisko 1000 szkół i placówek artystycznych. Pracuje w nich kilkanaście tysięcy nauczycieli, którzy kształcą prawie 95 tys. uczniów. Niebagatelna liczba, niebagatelne środowisko, które rozsiane jest po całym kraju: szkoły działają w wielkich miastach i mniejszych miejscowościach. Szkolnictwo artystyczne nadzorowane jest przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i tworzy (w stosunku do systemu edukacji ogólnej) odrębny system kształcenia. Szkoły takie prowadzone są jednak nie tylko przez ministerstwo, lecz także przez jednostki samorządu terytorialnego, stowarzyszenia czy fundacje i osoby fizyczne. Oprócz szkół publicznych działają też niepubliczne szkoły artystyczne o uprawnieniach publicznych szkół artystycznych oraz bez uprawnień.

Szkoły artystyczne, na poziomie podstawowym i średnim, można podzielić również ze względu na typ nauczania: jedne kształcą wyłącznie w zakresie przedmiotów artystycznych, w innych uczniowie otrzymują również wykształcenie ogólne. Te pierwsze zwyczajowo nazywane są „popołudniówkami”, a drugie szkołami „z pionem ogólnym”. Podstawy programowe kształcenia w zawodach szkolnictwa artystycznego określa Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zaś kształcenie ogólne realizowane jest w oparciu o podstawy programowe kształcenia wydawane przez Ministra Edukacji i Nauki. Innymi słowy: dzieci i młodzież kształcące się w szkołach artystycznych obowiązuje taka sama podstawa programowa w przypadku matematyki, języka angielskiego czy historii.

A czego dokładnie mogą uczyć się dzieci i młodzież w szkołach artystycznych? Najwięcej młodych ludzi kształci się w placówkach muzycznych, nieco mniej w plastycznych, jeszcze mniej w baletowych (tanecznych), a garstka w jedynej w Polsce szkole… cyrkowej – gdzie można zdobyć tytuł i umiejętności aktora cyrkowego. Celem wszystkich szkół natomiast, bez względu na kierunek kształcenia, jest, jak podaje MKiDN, „wychowanie nowych kadr zawodowych kultury i sztuki. Służy temu zindywidualizowany system kształcenia, bazujący na relacji mistrz–uczeń oraz uwzględniający zróżnicowanie tempa i intensywności nauczania. (…) System szkolnictwa artystycznego w Polsce otacza szczególną troską uczniów wybitnie uzdolnionych artystycznie. Stosowanych jest wiele różnorodnych form promocji, które dają szansę młodym artystom na weryfikację swoich umiejętności w konfrontacjach z rówieśnikami oraz z oceną profesjonalistów. Szkoły artystyczne, których głównym zadaniem jest działalność dydaktyczna, dodatkowo są inspirowane do podejmowania aktywnych działań kulturotwórczych dla lokalnego środowiska”. Tak to wygląda, przynajmniej w teorii.

Mali (?) muzycy

Chyba większość z nas zna dzieci, które uczą się grać na instrumentach. Nie musi to jednak oznaczać, że odbierają formalne wykształcenie muzyczne. Można uczyć się przecież prywatnie, w różnego rodzaju ogniskach czy kółkach zainteresowań. Wówczas dziecko uczy się nut, gry lub śpiewu, jednak nie obowiązują go programy zajęć ani egzaminy, weryfikujące zdobywane umiejętności. Formalne kształcenie muzyczne w Polsce ma natomiast strukturę trzystopniową: podstawy wykształcenia, następnie zaawansowanie w wybranej specjalności, aż do mistrzostwa szkoły wyższej (to już osoby dorosłe, po maturze).

Jak w praktyce wyglądają pierwsze dwa stopnie? – W przypadku dzieci i młodzieży jest to – odpowiednio – kształcenie na poziomie szkoły muzycznej podstawowej (I stopnia) oraz szkoły muzycznej średniej (II stopnia). Szkoły muzyczne podstawowe „popołudniowe” działają w cyklach czteroletnim lub sześcioletnim – tłumaczy klawesynistka Jowita Graicevci-Szornel, prezeska Fundacji Muzyczna Przystań, prywatnie mama młodych muzyków. – Ogólnokształcące szkoły muzyczne (OSM) to natomiast osiem lat nauki w podstawówce, potem cztery w liceum muzycznym. Pierwszy typ kończy się egzaminami muzycznymi. Drugi typ dodatkowo też zwykłym egzaminem ósmoklasisty, a po liceum – maturą.

Aby dostać się do wybranej szkoły, dzieci przechodzą tzw. badanie przydatności, czyli sprawdzian predyspozycji do nauki muzyki. Badanie odbywa się co roku na terenie wybranej placówki w kwietniu, maju lub czerwcu, i polega na sprawdzeniu uzdolnień muzycznych, warunków psychofizycznych oraz predyspozycji do nauki gry na określonym instrumencie. Dziecku, najczęściej w wieku 6–7 lat, przydzielany jest konkretny instrument, a zajęcia z niego prowadzone są indywidualnie. Ponadto obowiązkowe są przedmioty umuzykalniające, zespoły instrumentalne, chór etc.

Po ukończeniu muzycznej podstawówki tylko część dzieci decyduje się na kontynuację nauczania w szkole średniej muzycznej. Są to najczęściej młodzi ludzie, którzy w jakiś sposób łączą swoją przyszłość z muzykowaniem profesjonalnym, zwykle mają na kontach laury w różnego rodzaju konkursach muzycznych.

Dla zawodowców?

Czy lepiej zdecydować się na „popołudniówkę”, czy szkołę z pionem ogólnym? Maria Walasek, wiolonczelistka i pedagog, która przez lata pracy wychowała dziesiątki profesjonalnych muzyków, w tym znanych wirtuozów, twierdzi, że decyzję należy podjąć na podstawie doświadczeń konkretnej rodziny, dziecka, brać pod uwagę odległość do szkół, a także ewentualne aspiracje i predyspozycje ucznia. – Zazwyczaj w szkołach z pionem ogólnym dzieci są bardziej zorientowane na muzykę i tak widzą swoją przyszłość. Jednak obserwowałam wielu młodych muzyków, którzy świetnie sobie radzili, łącząc dwie szkoły – opowiada Maria Walasek. – Moje doświadczenie jako matki jest natomiast takie, że troje z pięciorga dzieci uczyło się w szkołach pierwszego i drugiego stopnia, z pionem ogólnym, i zostało profesjonalnymi muzykami. Dwójka dzieci otrzymała podstawowe wykształcenie muzyczne i przerwała naukę. Jednak muzyka do dziś przydaje im się w pracy zawodowej, bo nawet podstawowa edukacja muzyczna bardzo rozwija młodego człowieka.

Wydaje się, że młodzież decydująca się na szkołę średnią muzyczną częściej wybiera placówki bez tzw. pionu ogólnego, czyli w ciągu dnia uczy się w zwykłym ogólniaku, a popołudniami – w szkole muzycznej. Ma to związek m.in. z tym, że muzyczne ogólniaki zazwyczaj działają w większych miejscowościach. W obiegowej opinii daje to też większe możliwości na przyszłość. – Sama biegałam między szkołami i dobrze to wspominam. Nie było to dla mnie obciążające, lubiłam obie szkoły. Natomiast trójka moich starszych dzieci uczy się w szkołach z pionem ogólnym. To świetne placówki, które kształcą na dobrym poziomie i ogólnym, i muzycznym. Przy tym – ponieważ mieszkamy w Warszawie – nie wymaga to dodatkowego czasu na dojazdy. Każdy musi więc wybrać taką opcję, jaka mu najbardziej będzie służyć – mówi Jowita Graicevci-Szornel.

Ogólnokształcące szkoły muzyczne II stopnia umożliwiają nie tylko uzyskanie tytułu zawodowego „muzyk” po zdaniu egzaminu dyplomowego, ale także uzyskanie świadectwa dojrzałości po zdaniu egzaminu maturalnego. Młodzież ma możliwość wyboru specjalności, m.in. instrumentalistyki, wokalistyki, rytmiki czy nawet lutnictwa. Co ciekawe: by dostać się do szkoły średniej muzycznej, nie wystarczy świadectwo, dyplom ukończenia szkoły podstawowej muzycznej. Każdy kandydat musi zdać egzamin wstępny: praktyczny z instrumentu oraz z kształcenia słuchu i ogólnej wiedzy muzycznej. Tym samym, jeśli uczeń kształcił się prywatnie i nie ma dokumentu potwierdzającego ten fakt, ma szansę dostać się do szkoły średniej muzycznej.

I ty zostaniesz (?) Picassem

Nieco inaczej wygląda sytuacja w tzw. plastykach. Nie ma wyspecjalizowanych szkół plastycznych na poziomie podstawowym. Uczeń po ośmiu klasach zwykłej podstawówki (w niektórych są rozszerzone zajęcia z przedmiotów plastycznych, kółka zainteresowań etc.) może wybrać liceum plastyczne, po którego ukończeniu otrzymuje tytuł zawodowy „plastyk”. Licea sztuk plastycznych to szkoły o pięcioletnim (!) cyklu kształcenia. Młodzież ma w nich niejako podwójny program: ogólnokształcący (zakończony maturą) i przedmioty zawodowe. Starsi – absolwenci ogólniaków czy techników – mogą też wybrać policealne szkoły plastyczne, o dwuletnim cyklu kształcenia. Po zdaniu egzaminu dyplomowego również otrzymują tytuł zawodowy „plastyk”.

Aby dostać się do liceum plastycznego, kandydaci zdają egzaminy wstępne – niezależne od zwyczajnych egzaminów klas ósmych. Celem egzaminu jest sprawdzenie uzdolnień plastycznych i wrażliwości estetycznej kandydata. Młodego człowieka, który chce uczyć się w plastyku, czeka egzamin praktyczny z rysunku, malarstwa i kompozycji przestrzennej, egzamin ustny ze znajomości zagadnień związanych z różnymi dziedzinami sztuk plastycznych na poziomie podstawowym.

Istotna uwaga: aby później zdawać do Akademii Sztuk Pięknych, nie jest konieczny dyplom ukończenia szkoły plastycznej niższego szczebla. Na temat zaś „przydatności” (lub nie-) takiego dyplomu od lat toczą się spory wśród plastyków. Jedni twierdzą, że licea plastyczne „zabijają styl i artyzm”, inni – że doskonale przygotowują na studia. A jaka jest prawda? – Jak przypuszczam, prawda leży pośrodku, bo wszystko zależy od szkoły, nauczyciela, ale i konkretnego ucznia – mówi Marcin Krupiński, nauczyciel plastyki, absolwent wyższej uczelni plastycznej. – Widziałem świetnych studentów po plastykach, inni byli faktycznie zmanierowani, jeszcze inni byli po prostu zmęczeni i mieli dość. A w tym zawodzie trzeba mieć świeżą głowę, a nie tylko sprawne palce i oko.

Baletnice i inni

Co roku przynajmniej kilkaset dzieci próbuje swoich sił i zdaje (lub nie) do szkół baletowych. Zajęcia prowadzone są jednocześnie z przedmiotów ogólnokształcących i zawodowych, najpierw na poziomie podstawowym, następnie średnim. Po ukończeniu szkoły baletowej można uzyskać tytuł „tancerz”, a także pisać zwyczajną maturę. Co ważne: do klasy pierwszej ogólnokształcącej szkoły baletowej może zdawać dziecko, które nie ukończyło 10 lat.

Pewnego rodzaju ciekawostką jest jedyna w Polsce szkoła cyrkowa: Państwowa Szkoła Cyrkowa w Julinku. Nauka trwa tam trzy lata, a po jej zakończeniu uczeń otrzymuje tytuł „aktor cyrkowy”. Placówkę często wybierają dzieci artystów cyrku. Aby zdawać do tej szkoły, trzeba mieć minimum 13 lat oraz nie więcej niż 23 lata. Prócz (rzecz jasna) predyspozycji kandydaci muszą mieć zaświadczenie o braku przeciwwskazań zdrowotnych do podjęcia kształcenia danej specjalizacji. Wydaje je lekarz medycyny sportowej. A specjalizacje to m.in. akrobatyka, ekwilibrystyka czy… klaunada.

Wyścigi szczurów kontra zdrowa rywalizacja

Niezależnie od rodzaju szkoły artystycznej chyba o wszystkich tego typu placówkach można usłyszeć obiegową opinię: „tam jest wyścig szczurów, a dzieci nie mają dzieciństwa”. Czy jest tak naprawdę? – Z mężem [znanym wiolonczelistą i pedagogiem – przyp. aut.] uważaliśmy, że każde nasze dziecko, niezależnie od predyspozycji, zasługuje na edukację muzyczną. Bo to jest potrzebne każdemu dziecku do dobrego rozwoju – tłumaczy Maria Walasek. – Jednak jest jasne, że nie każdy ma takie same zdolności i chęci. Dlatego ważne jest, by widzieć możliwości dziecka, wspierać je wszechstronnie, nie wymagać niemożliwego, lecz patrzeć bardzo realnie. W pierwszej fazie nauki pomagać planować czas, zachęcać. Potem już w pewien sposób klaruje się, które dzieci dalej będą chciały i mogły się kształcić, a które nie. Jeśli dziecko – a właściwie młody człowiek – chce iść do średniej szkoły artystycznej, powinna to być już jego decyzja, ponieważ ta droga wiąże się z ciężką pracą i wyrzeczeniami. Nie wyobrażam sobie kształcenia artystycznego na poziomie średnim w warunkach przymuszania czy gonienia do ćwiczeń i pracy.

A co z osławionym „wyścigiem szczurów”? Pewnie jest, było i będzie bardzo różnie – w zależności od miejsca, ludzi i czasu. Niewątpliwie też szkoły artystyczne skupiają młodzież uzdolnioną w konkretnych kierunkach, a przez to rywalizującą ze sobą. Co powinno być po prostu… zdrowe. Na to jednak mają wpływ nie tyle dzieci, ile pedagodzy i rodzice, czyli dorośli. – W tzw. elitarnej szkole muzycznej, gdzie uczyłam się wiele lat temu, była niedobra atmosfera, nie było zdrowej rywalizacji. Panowała wręcz przemoc psychiczna i nawet fizyczna wobec uczniów. Dlatego samego procesu nauki nie wspominam dobrze. Jak jest tam teraz? Trudno powiedzieć – opowiada pisarka Justyna Bednarek. – Jednak nauka muzyki – czy w ogóle rozwój talentów artystycznych – to coś budującego i ogromnie ważnego dla młodego człowieka. Dlatego moje dzieci uczyły się i grają na instrumentach. Jednak nie były to szkoły państwowe, nie miało to wymiaru sformalizowanego i „reżimowego”. Moim zdaniem tylko wybitne zdolności młodego człowieka usprawiedliwiają zabierany dzieciom (szczególnie małym) czas na zabawę, twórcze nudzenie się. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że placówki artystyczne bardzo mocno ingerują w najmłodsze lata dziecka.

Niewątpliwie jednak w różnego rodzaju szkołach artystycznych dziecko zdobywa umiejętności uniwersalne: dyscyplinę i zorganizowanie, zdolność radzenia sobie ze stresem etc. Nawet jeśli w przyszłości młody człowiek pójdzie w zupełnie inną zawodowo stronę, nabyte umiejętności nie przepadną. – Przesada nigdy nie jest wskazana. Trzeba obserwować miejsce, pedagogów, dziecko. Moja córka skończyła podstawówkę muzyczną na puzonie. Liceum wybrała zwyczajne. Ale potrafi grać, rozwinęła się wszechstronnie, nadal muzykuje dla siebie – mówi Marek Wojtaszek, z zawodu organista. – Muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i rozwija. A forma nauczania? Niech każda rodzina wybierze najlepszą dla swojego dziecka. Taką, która nie będzie zbędnym ciężarem dla młodego człowieka, lecz faktycznie wesprze jego rozwój. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.