Pułapki refundacji. Czy darmowe leki są rozwiązaniem problemów ochrony zdrowia czy dokładają kolejnych?

Agnieszka Huf

GN 37/2023 |

publikacja 14.09.2023 00:00

Darmowe leki dla dzieci i seniorów – rewolucja w ochronie zdrowia czy kampania wyborcza?

Pułapki refundacji. Czy darmowe leki są rozwiązaniem problemów ochrony zdrowia czy dokładają kolejnych? shutterstock; montaż studio gn

Od 1 września osoby, które ukończyły 65 lat, a także dzieci i młodzież do 18. roku życia otrzymać mogą bezpłatne leki. To rozszerzenie zapoczątkowanego w 2016 roku projektu darmowego dostępu do leków – wtedy dotyczył on pacjentów powyżej 75. roku życia. Teraz, oprócz znacznego powiększenia grupy uprawnionych osób, poszerzona została także lista darmowych leków.

Farmaceuta dr Piotr Merks przeprowadził przed kilku laty badania, z których wynikało, że jednym z najpoważniejszych problemów seniorów jest konieczność decydowania, z których zapisanych leków zrezygnować z powodów finansowych. – To są dramatyczne pytania przy aptecznym okienku: które leki muszę brać, żeby nie umrzeć – mówi w rozmowie z „Gościem Niedzielnym”. A nieprzyjmowanie leków przy chorobach przewlekłych powoduje komplikacje – nadciśnienie czy cukrzyca, dotykające sporej części seniorów, bez odpowiedniego leczenia skutkować mogą udarami czy zawałami, co oznacza długą hospitalizację, rehabilitację i często nieodwracalną utratę zdrowia.

– Każde działanie, które ma na celu zmniejszenie zjawiska niewykupywania leków z powodów finansowych, z założenia jest korzystne dla wszystkich. Dla pacjentów, bo stosując zalecone leczenie, są w lepszym zdrowiu, dla lekarzy, bo jeśli pacjenci mają lepiej kontrolowane choroby, to nie wymagają hospitalizacji, i dla systemu ochrony zdrowia, który nie wydaje pieniędzy na leczenie powikłań – wyjaśnia nam dr Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej. – Program, który wprowadza podpisana właśnie ustawa, wymaga jednak dopracowania, środowisko lekarskie podnosiło ten problem – dodaje. Jakie zastrzeżenia mają lekarze i farmaceuci?

Nie zawsze darmowe

Dla pacjentów zgłaszających się do apteki myląca może być nazwa programu – choć mowa jest o „darmowych lekach”, nie wszystkie medykamenty pacjent otrzyma za darmo. Według informacji na stronie pacjent.gov.pl, bezpłatne leki przysługują wszystkim osobom, które łącznie spełniają 3 kryteria:

– mają ukończone 65 lat lub mają mniej niż 18 lat,

– lek znajduje się w wykazie D1 lub D2 refundowanych leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych w załączniku do obwieszczenia ministra zdrowia,

– mają rozpoznane schorzenie, które jest zgodne z zakresem wskazań objętych refundacją.

Pierwsze kryterium jest najprostsze: wynika wyłącznie z daty urodzenia. Wykazy leków wspomniane w drugim kryterium obejmują 2825 pozycji dostępnych dla dzieci i młodzieży, natomiast lista dla seniorów, w porównaniu z wykazem 75 plus, została poszerzona z 2056 do 3789 pozycji. Znalazły się na niej jednak w dużej mierze leki, które podlegały refundacji. – Darmowe są te, które już refundowano, więc i tak dla pacjenta są tanie – kosztowały po refundacji na przykład 3,20 zł. A leki, które nie były refundowane, nadal refundowane nie są i kosztują kilkaset złotych. Przykładowo na liście nie znalazły się ważne i szeroko stosowane leki przeciwkrzepliwe nowej generacji, które kosztują od 150 do 300 zł miesięcznie. Możemy stosować leki starszego typu, ale one powodują dużo więcej powikłań – pacjentom grożą masywne krwawienia, zawały, udary – wskazuje dr Kosikowski.

Największą trudność sprawia kryterium trzecie – zakres wskazań refundacyjnych, który określa, jakie warunki musi spełniać pacjent, aby móc skorzystać z refundacji. – Istnieją nowoczesne leki stosowane w cukrzycy czy chorobie wieńcowej, które według światowych wytycznych są tak skuteczne, że powinny być stosowane od chwili postawienia diagnozy, co pozwala uniknąć powikłań. Tymczasem polskie wskazania mówią, że refundacja należy się pacjentowi, który przyjmuje na przykład dwa inne leki, a mimo to jego wyniki są dramatycznie złe. Może to oznaczać, że pacjent, który stara się przestrzegać diety oraz zaleceń lekarskich i osiąga nieco lepsze wyniki, musi kupić lek za 150 zł, bo jest „zbyt zdrowy” na refundację, a ten, który stara się mniej, dostanie go za darmo, bo wstrzeli się w kryteria – tłumaczy „Gościowi” dr Krzysztof Tomczyk, kardiolog. – Niektóre leki są refundowane tylko w jednej chorobie – a ja je zapisuję w kilkunastu innych, ale wtedy pacjent ponosi pełny koszt – dodaje. Odpowiedzialność za wypisanie leku zgodnie ze wskazaniami refundacyjnymi ciąży na lekarzu – jeśli podczas kontroli okaże się, że pacjentowi nie przysługiwał darmowy lek, jego pełną cenę wraz z odsetkami pokrywa z własnej kieszeni lekarz.

Leki do kosza

Obawy lekarzy budzą też inne kwestie, między innymi obecność na liście antybiotyków, w tym tych, które powinny być stosowane jedynie w określonych wskazaniach – rifampicyna, spiramycyna, klarytromycyna czy azytromycyna. Choć odpowiedzialność za zapisywanie leków spoczywa na lekarzach, od dawna mówi się, że w Polsce medycy zbyt często przepisują antybiotyki na zapas – z zaleceniem, że należy je włączyć, jeśli stan pacjenta nie poprawi się po paru dniach. Rośnie ryzyko, że w sytuacji, kiedy leki będą darmowe, pacjenci lub ich rodzice wykupią preparat od razu, po czym wykorzystają go tylko częściowo, albo – co gorsza – zachowają w domowej apteczce i zastosują przy innej chorobie czy u innego członka rodziny. Tymczasem stosowanie leków tego typu w niewłaściwy sposób prowadzi do antybiotykoodporności, która stanowi poważne zagrożenie dla pacjentów i lekarzy.

Po stronie pacjentów leży inny problem: nie szanujemy tego, co dostajemy za darmo. Marta Trafidło, farmaceutka z jednej z małopolskich aptek, niejednokrotnie była świadkiem sytuacji, w której pacjent zgłaszał się do apteki z receptą na nowy lek, zapisany od razu w ilości wystarczającej na sześć miesięcy albo cały rok. Wykupywał cały zapas, a po kilku dniach okazywało się, że dany preparat powoduje u niego skutki uboczne i leczenie musi zostać zmienione. Pacjent przynosił więc kupione przed kilkoma dniami farmaceutyki i wyrzucał je do pojemnika na leki przeterminowane (choć ich termin ważności jeszcze nie minął, apteka nie może przyjąć zwrotu raz wydanego leku).

– W mojej ocenie pieniądze, które są przewidziane na realizację tego programu, można wydać lepiej – zauważa dr Kosikowski. Podstawową propozycją środowiska medycznego jest rozszerzenie wskazań refundacyjnych poszczególnych leków. – Wolę, żeby lek kosztujący dziś 150 zł kosztował np. 40 zł, ale był dostępny dla wszystkich pacjentów, którzy go potrzebują, niż był za darmo dla niewielkiej garstki – tłumaczy dr Tomczyk. Jednym z możliwych rozwiązań, które proponują lekarze, jest też refundacja kosztu wszystkich leków powyżej miesięcznego limitu, który mógłby być ustalony na 150 czy 200 zł – po przekroczeniu tej kwoty wszystkie leki zapisane na receptę przysługiwałyby za darmo.

Aby uniknąć kupowania leków na zapas, a potem ich wyrzucania, dr Merks proponuje, aby nowy lek pacjent otrzymywał na 30 dni. Potencjalne problemy, jak np. działania niepożądane, pojawiają się z reguły maksymalnie do dwóch tygodni od wzięcia pierwszej dawki.

Po tym czasie można już ocenić, czy terapia odnosi skutek i czy jest dla pacjenta właściwa. W kontynuacji leczenia pacjentów przewlekle chorych dr Merks podkreśla znaczenie farmaceutów, którzy powinni mieć uprawnienia do przedłużania recepty, wykonując jednak przy tym, wzorem innych krajów na świecie, podstawową diagnostykę: pomiar glukozy, ciśnienia, cholesterolu. Wynik w granicach normy oznaczałby przedłużenie recepty i wydanie kolejnych leków, nieprawidłowości skutkowałyby skierowaniem pacjenta do lekarza w celu modyfikacji leczenia, co w dłuższej perspektywie pozwoliłoby uniknąć powikłań oraz zaoszczędziło państwowych pieniędzy.

Komu pomóc?

Zbyt krótka kołdra budżetowa w ochronie zdrowia sprawia, że nie da się sfinansować wszystkich niezbędnych wydatków. Trzeba rozstrzygnąć, czy lepiej stworzyć świetnie wyglądający w mediach program „darmowych leków dla wszystkich seniorów” i dofinansować w niewielkim stopniu dużą grupę ludzi, czy w mniej chwytliwy wizerunkowo sposób pomóc mniejszej liczbie pacjentów, których być albo nie być zależy od stosowania bardzo kosztownego leczenia. Przykładem może być lek Enhertu, zwany koniem trojańskim onkologii. Pod petycją o jego refundację podpisało się już ponad 20 tys. osób. Ten nowoczesny preparat stosowany jest u kobiet chorujących na przerzutowy nowotwór piersi i – jak wskazują badania – charakteryzuje się niespotykaną u innych medykamentów skutecznością. Przyjmujące go pacjentki mogą liczyć na znaczącą poprawę zdrowia i powrót do aktywności życiowej i zawodowej. Do tej pory lek dostępny był w ramach RDTL – ratunkowego dostępu do technologii lekowych, dzięki któremu możliwe jest finansowanie u polskich pacjentów terapii lekami niefinansowanymi ze środków publicznych w danym wskazaniu. Rok temu został usunięty z tej listy, co jest standardową procedurą stosowaną przed włączeniem na listę refundacyjną. Problem w tym, że preparat kolejny raz nie znalazł się na ogłoszonej 1 września liście i – jak wyjaśnia wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski – terapia ta nie będzie finansowana ze środków publicznych w trakcie najbliższych dwóch miesięcy. „Proces refundacyjny nie został jeszcze zakończony i nie jest możliwe określenie terminu finalnego rozstrzygnięcia sprawy oraz jego efektu” – stwierdził wiceminister, cytowany przez portal rynekzdrowia.pl. Pacjentki, dla których ten lek stanowi często ostatnią szansę wyleczenia, nadal zmuszone są więc pokrywać jego koszty, sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie, z własnej kieszeni.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.