Ołtarz i grill

Marcin Jakimowicz

GN 26/2011 |

publikacja 30.06.2011 00:15

Młodzi Polacy spoglądali spod parasoli na ołowiane chmury i wzdychali… „Ach, mein Gott!”. Niemiecka Polonia przyjechała do Concordii szukać lekarstwa na samotność.

Ołtarz i grill Henryk Przondziono Do Concordii zjechali Polacy ze wszystkich landów

Przyjechaliśmy ze stolicy futbolu i aspiryny! – woła ze sceny ksiądz z Leverkusen. – Nie ma nas tu 80 tysięcy jak na stadionie Borussii, ale z 80 się znajdzie – dodaje kapłan z grupy z Dortmundu. Stoi pod obrazem: „Jesus, ich vertaue auf Dich”. Dwa tysiące pielgrzymów kursuje między grillem a ołtarzem. Czy koniecznie muszę się w tym dopatrywać metafory kondycji niemieckiego Kościoła?

Przyjemność über alles!

Na dresach i koszulkach napis „Polska”. Ale między sobą rozmawiają po niemiecku. Tłum moknący pod sceną to w większości młodzi, którzy urodzili się już w Niemczech. Nic dziwnego, że przy stole czy na spacerze w lesie „szprechają”. Na polski przechodzą, widząc siostrę Andrzeję Spyrę czy ks. Bogdana Renusza. W domu mówią po polsku, ale już w szkole i na podwórku przechodzą znów na niemiecki. Żyją w dwóch światach.

Mijają właśnie stragany z szaszłykami i stosami książek. Z co drugiej okładki uśmiecha się Jan Paweł II. Spoiwo. Wizytówka. Za chwilę o świętości papieża z Wadowic opowie ze sceny ks. Sławomir Oder.

– Przekazuję wam cząstkę Jana Pawła – uśmiecha się biskup Antoni Długosz. – Byłem przez niego konsekrowany, czyli solidnie przyciśnięty. I ten nacisk na głowę wam przywiozłem – mówi. Gdy hierarcha zaczyna tańczyć w czasie dziękczynienia w otoczeniu małych dzieci, smutne, zmoknięte towarzystwo eksploduje. Zrywa się burza braw.

Poszukiwacze świętego grilla

Spotkanie rozpoczęło się na dobre, gdy Siewcy Lednicy poprowadzili Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wówczas nie trzeba już było przekonywać ludzi: „Zostawcie kiełbaski i przyjdźcie do Jezusa”. W niebo popłynęła modlitwa. Po polsku i niemiecku.

– W czasie prześladowań kościół pękał w szwach – opowiadała kiedyś siostra Emmanuel ze Wspólnoty Błogosławieństw. – Ludzie przestali przychodzić na nabożeństwa, gdy… telewizja wyemitowała serial „Santa Barbara”.

Mówiła o Hercegowinie, ale ta diagnoza idealnie opisuje sytuację niemieckiego Kościoła. Telewizja nadaje niekończący się serial, dobrobyt wyciąga swe lepkie łapki, trwa nieustanna impreza. A kraj jest postrzegany jako dojna krowa. Stąd szukanie łatwych, prostych (i koniecznie przyjemnych!) rozwiązań. Bezpiecznej drogi na skróty.

Z tej przyjemnej drzemki starali się wybudzić młodych organizatorzy spotkania w Concordii. I między innymi dlatego rozdali im… nekrologi. Ludzie wrzucali puste klepsydry do kosza. Najważniejszy gest świata. Śmierci już nie ma.

Kpina, nie katecheza

– Ci młodzi są samotni w swoim środowisku, ale dzięki naszym spotkaniom mają szansę zobaczyć rówieśników, którzy żyją tymi samymi wartościami – opowiada współorganizator 9. Spotkania Młodej Polonii, ks. Bogdan Renusz. – Ci młodzi chcą iść pod prąd tego, co widzą i słyszą w szkołach. A co słyszą?

– U nas w mieście religii uczy osoba niewierząca – opowiada siostra Andrzeja. – To powszechne w Niemczech. Jak tacy ludzie mają zarazić wiarą młodych? – Kilka perełek? Bardzo proszę: katechetka mówi dwunastolatkom: żyjcie tak, jakby Boga nie było – dopowiada ks. Bogdan. – Inny kwiatek? „Jan oparł głowę na piersi Jezusa. Tych mężczyzn musiał łączyć jakiś bliski związek. Wiadomo jaki…”. Często zdarza się, że nasi młodzi muszą wejść w polemikę, przeciwstawić się katechecie, zasygnalizować, że opowiada bzdury. To do-piero odwaga!

Większość w Polskich Misjach Katolickich stanowią ci, którzy przyjechali tu „na pochodzenie niemieckie”. Wielu z nich jest bardziej niemieckich niż Helmut Kohl. Często, o ile nie deklarowali wystąpienia z Kościoła, przechodzili do parafii niemieckich. Tu kompletnie nie działa kontrola społeczna, która funkcjonuje w Polsce. Tu żyje się w laickim społeczeństwie. Jeśli sąsiedzi nie chodzą do Kościoła, a cały świat nie przejmuje się Bogiem, to wpływa to na człowieka… Jest też spora grupa „nawróconych”, czyli tych, którzy po latach stwierdzili, że nie ma sensu udawania Niemców.

Niemieckie wspólnoty dla młodych? Działa tu zasada: każdy sobie rzepkę skrobie. Każda parafia tworzy własną wspólnotę. Nie ma właściwie powszechnych form rekolekcji dla młodzieży. Młodzi, którzy przyjechali do Concordii, na co dzień żyją rozdarci między dwoma światami. Ale nie wstydzą się pochodzenia. Są o wiele bardziej patriotyczni niż ich koledzy nad Wisłą. Nie mają wątpliwości, komu kibicować w meczu Polska–Niemcy.

– Zdarza się, że dzieci idą do Komunii, a potem pytają: „A kiedy będzie spowiedź”? – siostra Andrzeja rozkłada ręce. – W parafii rządzi rada parafialna albo referentka pastoralna. I wówczas wszystko zależy od jej widzimisię. Chce spowiedzi? Będzie spowiedź. Nie chce? Zrobimy jakieś ogólnorozwojowe nabożeństwo. Dzieci opowiadały mi: u nas spowiedź wyglądała tak: ksiądz namalował na szybce nasze grzechy, a potem wytarł je ściereczką. Przepraszam, a gdzie tu sakrament?

Młodzi Polacy.de

Niebo ma stalowy kolor. Wokalista Siewców Lednicy śpiewa: Słuchaj Izraelu, jak powiedział Pan, weźcie parasole i przyjdźcie do Mnie, a przestanie padać. O, właśnie przestaje… Na minutę.

Na spotkanie przyjeżdża koło 2 tysięcy Polaków. Zjeżdżają ze wszystkich landów (największa grupa z Zagłębia Ruhry). Ośrodek Concordia schował się w gęstych lasach wśród gór. Klimat jak w Beskidach. Świerki, strumień, wiewiórki. Plus zabytkowa kopalnia. To znakomite miejsce przystankowe na trasie do Francji, dlatego wielu pielgrzymów nocuje tu w drodze do Lourdes czy la Salette.

Gdy młodzi z Concordii ruszyli przed tygodniem na pielgrzymkę do Neviges – westfalskiej Częstochowy, usłyszeli z niemieckich balkonów: przeciwko czemu protestujecie? – śmieje się ks. Bogdan. – Trwał akurat jakiś festyn, a my szliśmy wzdłuż grilli i stolików uginających się od piwa. Zapamiętałem twarze zdumionych biesiadników, którzy zobaczyli młodych rozśpiewanych chrześcijan.

Ze sceny płyną pieśni chwały. Kto to? – pytają ciekawie mieszkańcy sąsiedniego Herdorfu – Jugendmusikgruppe „Voluntate Dei”.

Kapłan do młodych w czasie homilii: „Jesteście męczennikami coraz bardziej niezrozumianymi w swym przeżywaniu wiary”.

Po wakacjach modnie ubrani i obcięci męczennicy ze słuchawkami na uszach wrócą do swych niemieckich klas i zblazowanych, omijających szerokim łukiem kościoły rówieśników.

– Oni są w swej wierze bardzo samotni – podsumowuje ks. Bogdan. – Są mniejszością. I dlatego muszą od czasu do czasu zobaczyć tłum rówieśników, którzy uwielbiają Boga. Muszą zobaczyć, że nie są jedyni, nie są dziwakami. Każdego dnia walczą. Dlatego zabieram ich na Lednicę, do Madrytu czy tu – do Concordii. Ostatnio usłyszałem: wie ksiądz, zauważyłem, że to tu, a nie u mnie w klasie, jest normalna młodzież.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.