publikacja 14.07.2011 00:15
Pomysł obniżenia wieku szkolnego jest nietrafiony– uważa prof. Aleksander Nalaskowski.
AGENCJA GAZETA/KRZYSZTOF SZATKOWSKI
Prof. Aleksander Nalaskowski
jest dziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu
Stefan Sękowski: Czy danie wyboru rodzicom 6-latków, czy chcą wysłać je do szkoły, zdało egzamin?
Prof. Aleksander Nalaskowski: – Tu nic nie zdaje egzaminu. Rodzice wybierają między opcjami, których nie znają. Sam pomysł obniżenia wieku szkolnego jest nietrafiony. U nas patrzy się na inne państwa, które mają zupełnie inne tradycje edukacyjne. W Wielkiej Brytanii króluje zimny chów, tymczasem największą wartością Polaka jest rodzina. Obniżenie wieku szkolnego zabiera dziecko od rodziny rok wcześniej.
Z powodów kulturowych nie należy obniżać wieku szkolnego?
– Pan lekceważy względy kulturowe. Ale nie tylko z ich powodu. Dla trzydziestolatka rok to jedna trzydziesta życia. Dla sześciolatka to o wiele więcej. Dziecko zupełnie inaczej postrzega czas. Większość 6-letnich dzieci nie jest przygotowana do nauki szkolnej.
Ministerstwo twierdzi, że w ten sposób wyrównuje szanse edukacyjne dzieci ze wsi i miast.
– Nie rozumiem tego. Przecież wiek szkolny obniża się wszystkim. Jeśli rządowi chodzi o to, by dzieci ze wsi miały dostęp do edukacji taki sam jak dzieci z miast, niech buduje drogi, by miały łatwiejszy dojazd do teatrów czy filharmonii. Ten argument to demagogia.
Czyli należy przywrócić obowiązek szkolny od 7. roku życia?
– Ja bym zostawił rodzicom wybór jak jest teraz. Jeśli rodzic uważa, że dziecko sobie nie poradzi, niech wyśle je do szkoły później. A jeśli uważa, że ono odstaje od rówieśników, potrzebuje socjalizacji, niech wyśle je wcześniej. Zresztą zdecydowana większość rodziców nie posłała w ubiegłym roku sześciolatków do szkół. Tu nie trzeba robić referendum, rodzice zagłosowali nogami.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.