Pociąg do równowagi

Agata Puścikowska

GN 32/2011 |

publikacja 11.08.2011 00:15

Założenie, że matka i chrześcijanka powinna pisać subtelnie, jest równie prawdziwe, co stwierdzenie, że dziennikarz musi działać wyłącznie złośliwie i ostro.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Otrzymałam list od zbulwersowanego czytelnika. Skoro nazywam się „dziennikarką domowego ogniska”, a do tego jestem chrześcijanką, to nie powinnam jątrzyć, wybierać kontrowersyjnych tematów.

Kobiecie i matce – kapłance domowego ogniska – przysługują tematy lekkie, subtelne. Takie, co nikomu nie wadzą, a radość przynoszą. – Może i prawda – pomyślałam. Bo chociaż w nazwie „dziennikarka domowego ogniska” czai się zamierzony oksymoronik: dziennikarz, jak wiadomo, stworzenie z natury drążące i czasem sarkastyczne, „domowe ognisko” natomiast, mechanizmy ostrego komentowania i jątrzenia – przynajmniej w teorii – wyklucza, to jednak w głos czytelniczy wsłuchać się z szacunkiem należy...

Zrobię więc felieton subtelny, w tonie „domowego ogniska”. Opiszę romantyczną podróż pociągiem nad wspaniały Bałtyk, do cudownych, stęsknionych (całe 7 dni bez matki) dzieci!

Sobotni wieczór, dworzec Warszawa Centrum. Tłumy. Stoimy na peronie 3. Stąd, według rozpiski, ma odjechać pociąg. 20 minut spóźnienia, zero komunikatów. I nagle, bez zapowiedzi, na peronie... 4. zjawia się jakiś skład. Ktoś z podróżnych przytomnie pyta: – A dokąd to? – A nad morze – rzucają z okien wagonu. Coś ze 300 osób rzuca się do pociągu. Ja również. Udało się, ale na korytarzu dzieją się sceny dantejskie: tłumy na walizkach, krzyki, papierosy w przedziałach dla „niepalących”, panowie oferujący „zimne pyfko” i inni – chętnie z oferty korzystający. I w końcu toalety: opisu nie będzie, bo „domowe ognisko” zobowiązuje. Wiwat PKP!

Tuż za toaletą spotykam 17-letniego Niemca. Chciał poznać nasz piękny kraj. Tymczasem jego oczy wołają: „ratunku”. Włącza mi się opcja macierzyńska. Pocieszam chłopaka, że da radę, że niedługo dojedziemy i będziemy nad pięknym Bałtykiem... Gdy pada zasmucone pytanie, co będzie z polskimi pociągami na EURO, staram się, by opcja „dziennikarska” nie przejęła kontroli.

Jedyne 12 godzin (dlaczego kiedyś jechało się 6?) i koniec podróży. W końcu tlen! Nadmorska bryza mnie ocuciła. Wniosek: założenie, że matka i chrześcijanka powinna pisać subtelnie i nieinwazyjnie, jest równie prawdziwe, co stwierdzenie, że dziennikarz musi działać wyłącznie złośliwie i ostro. A między tym, co „dziennikarskie” a tym, co „domowe”, potrzebny jest... pociąg do równowagi.
Byle nie taki jak w PKP.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.