Przychodzą służyć z boiska

Krzysztof Król; GN 20/2011 Zielona Góra

publikacja 22.08.2011 06:00

– Mój dziadek był ministrantem, mój tata był ministrantem i ja też jestem ministrantem. Posługa przy ołtarzu kształci charakter – zapewnia Michał Kawalir z Górzyna.

Przychodzą służyć z boiska Krzysztof Król Ministranci z Górzyna nie po raz pierwszy zagrali w finale, ale pierwszy raz zdobyli złoto!

Ponad 900 osób przyjechało na początku maja do Wyższego Seminarium Duchownego w Paradyżu. Goście to uczestnicy dorocznej Diecezjalnej Pielgrzymki Ministrantów i Lektorów. Były spotkania formacyjne, Msza św. pod przewodnictwem bp. Stefana Regmunta, wojskowa grochówka, konkurs wiedzy liturgicznej i diecezjalny finał rozgrywek piłki nożnej. – Połączenie formacji, modlitwy i zabawy to strzał w dziesiątkę – zauważa tata ministranta Waldemar Powchowicz, który sam służył 13 lat przy ołtarzu.

Inwestycja w synów

Ze wzruszeniem promocję lektorów obserwowała Halina Drgas ze Wschowy. Wśród 68 chłopaków z całej diecezji był jej Michał. – Mam trzech synów i wszyscy są lektorami. Jestem z nich dumna – mówi z uśmiechem wschowianka z parafii św. Stanisława Biskupa. – Służba przy ołtarzu bardzo pozytywnie wpływa na ich rozwój i osobowość. Daje im chrześcijańskie wychowanie, a w przyszłości na pewno dobre życie. To moja inwestycja w synów – dodaje. Świeżo upieczony lektor służy, bo patrząc na braci, też chciał być blisko ołtarza. Zdaje sobie sprawę, że ministrantura nie jest czymś popularnym wśród jego rówieśników, ale lubi to, co robi. – Jestem wierzący i dla mnie to jest trendy – zauważa wschowianin, który gra też w Młodzieżowej Orkiestrze Dętej. Michał uważnie słuchał skierowanej do nich homilii bp. Stefana Regmunta. – Wiem, że muszę pamiętać, aby podczas czytania nie myśleć o sobie, ale jak najlepiej przekazać słowo Boże. Bo lektor to taki apostoł głoszący Dobrą Nowinę – podkreśla.

Zaraz po wojskowej grochówce w Sali św. Tomasza z Akwinu ruszyły zmagania intelektualne. Tutaj równych sobie nie mieli świebodzinianie. W konkursie wiedzy liturgicznej indywidualnie zwyciężył Maciej Chorążyczewski z parafii Miłosierdzia Bożego, a drużynowo ministranci z parafii. św. Michała Archanioła. – Nie było łatwo, ale daliśmy radę – mówi Michał Ziach. Dziś jest mniej chłopaków dookoła ołtarza niż kiedyś, bo dla wielu rówieśników być ministrantem to obciach. – Ostatnio mieliśmy takiego kandydata na ministranta. Po tygodniu dowiedziałem się, że przestał chodzić, bo koledzy z klasy się z niego śmiali. Dać sobie wmówić, że coś takiego to głupota – zauważa. – Tu przecież można pogłębić swoją wiarę i zrozumieć, co się dzieje podczas Mszy św. A jak się to zrozumie i uwierzy, to już nie jest obciach, ale zaszczyt – dodaje.

Wyjść z kościoła

Emocje na seminaryjnych boiskach wcale nie były mniejsze niż w Lidze Mistrzów. Najlepsze drużyny z czterech stref (głogowskiej, zielonogórskiej, świebodzińskiej i gorzowskiej) zmierzyły się w finałach Piłkarskiej Ligi Ministranckiej. W kategorii szkół podstawowych najlepsi byli ministranci z Radnicy, wśród gimnazjalistów wygrała służba ołtarza z Chociszewa, a wśród najstarszych ekipa z Górzyna. Pierwszy raz w finale wystąpili ministranci z Kolska. – Jak tylko jest pogoda, to razem gramy – zapewnia ks. Zbigniew Tartak, ich proboszcz. – To jest parafia wiejska, więc przychodzą nie tylko ministranci, a ja nikogo nie odsuwam. Bywa, że później właśnie z boiska przychodzą służyć – dodaje.

Duszpasterz sam często wkłada strój sportowy i korki, aby grać z chłopakami w piłkę. – Jeden z moich kolegów, odpowiadając na pytanie, co zrobić, żeby młodzież nie odchodziła z Kościoła, powiedział: „Dzisiaj będzie miał młodzież ten, kto będzie miał dla niej czas!”. Trzeba wyjść z kościoła do młodych ludzi, aby ich do tego kościoła przyprowadzić. Może to być poprzez sport, teatr czy przez muzykę. Każdy pomysł jest dobry – zauważa kapłan i dodaje: – A z czasem otwierają się też na wyższe sprawy.

W piłkę kopią oczywiście nie tylko w małych miejscowościach. Po raz pierwszy do finału dostała się drużyna z parafii Pierwszych Męczenników Polski w Gorzowie Wlkp. – Co roku przegrywaliśmy w półfinałach ze Strzelcami Krajeńskimi, ale tym razem się udało – mówi z dumą kapitan Tadeusz Piechowiak. – Boisko nas jednoczy, uczy współpracy, zdrowej rywalizacji i kultury języka, bo emocje biorą górę i czasem komuś się wyrwie jakieś słowo, ale staramy się nad tym panować – uśmiecha się gorzowski kapitan. Ministrantem został przez babcię. – Posłuchałem jej i nie żałuję. Nie tylko jestem ministrantem, ale jestem też w oazie – wyjaśnia.

Chcę do seminarium

Słowo „służba” zdaniem rektora seminarium ks. Jarosława Stosia nie jest dziś atrakcyjne. – Cieszę się, że w Wyższym Seminarium Duchownym przy ołtarzu gromadzi się tak wielu młodych ludzi ze względu na służbę Chrystusowi – mówi. – Jest ona czytelnym znakiem innego rodzaju służby. Takiej, która się opłaca oczywiście nie w sensie materialnym, ale moralnym. Ludzie widzą, że przez taką służbę mogą być lepszymi synami, mężami, a niektórzy też księżmi – dodaje. Wielu kapłanów i obecnych kleryków odkryło swoje powołanie, podając ampułki, dzwoniąc gongiem czy chodząc z kadzidłem przy ołtarzu. Paweł Puźniak, który służy od 11 lat w gorzowskiej katedrze, ostatnio był na rekolekcjach powołaniowych w Paradyżu, a później uczestniczył też w pielgrzymce ministrantów. – Te rekolekcje pokazują klimat życia w seminarium. Wspólnie z klerykami spożywaliśmy posiłki, modliliśmy się i rozmawialiśmy – tłumaczy Paweł. Tegoroczny maturzysta decyzję już podjął. – Chcę iść do seminarium w Paradyżu, ale oczywiście muszę pomyślnie zdać maturę – podkreśla i dodaje: – To, że jestem ministrantem, na pewno zaważyło na mojej decyzji.