Nie było nikogo, kto mógłby zespołowi delikatnie przypomnieć, Kto jest w Kościele idolem
Agata Puścikowska
Sobotnie popołudnie w miasteczku X: festyn parafialny. Zorganizowany świetnie – cieszą się dzieci, zadowoleni rodzice, konkursy, zabawy, loterie. A na scenie głównej – gwiazdy wieczoru: zespół młodych kleryków z miejscowości Y. Naprawdę dobrze grają – gitary, klawisze, jakaś perkusja. Żeby posłuchać ciekawych, nowoczesnych aranżacji i zupełnie nieznanych (religijnych) piosenek, przed sceną przystają nawet zupełnie przypadkowi przechodnie. Powiewają w rytm muzyki czarne sutanny, przytupują do taktu i wykonawcy, i słuchacze. Koniec ostatniej piosenki, zasłużone brawa! Wszyscy, zdecydowanie, „trzy razy na tak”.
Dzień później, niedzielna wieczorna Msza św. Zaznaczam, nie młodzieżowa czy wspólnotowa. I znów znajomy zespół kleryków! Tym razem ustawili się centralnie, na schodkach przed ołtarzem, z lekka zasłaniając i ołtarz, i księdza odprawiającego Mszę. Tabernakulum, na szczęście, na sporym podwyższeniu, więc (między głowami kleryków) widoczne. Pierwsze akordy pieśni na wejście. Tylko jakby zaśpiewać razem się nie da... Bo, jak na festynie, aranże, słowa i skale mocno egzotyczne. A potem – już, już człowiek chce włączyć się w części stałe, a tu... znów pas. Bo melodia mocno udziwniona i nikt nie wie... jak to leciało. Najstarsza latorośl, wyszczerzona od ucha do ucha, podrygując odwraca się i wypala: – Zupełnie jak na dyskotece kolonijnej!
Końcówka Mszy. Pieśń na wyjście. Bardzo piękna solówka młodego kleryka z towarzyszeniem gitary. Koniec „występu”. Ech... Chyba jestem „na nie”...
Zapewniam: nie jestem konserwa, która podczas Mszy św. tylko „Bogurodzicę” uznaje. Z drugiej jednak strony, po nieco gwiazdorskim występie kleryków, zaczynam rozumieć grupy wierzących, którzy np. wybierają Msze trydenckie, bo tam „jest Jezus, piękna celebracja, a nie ma nowoczesnego wygłupu” (cytat ze znajomego). Oczywiście nie jest też tak, że zespół kleryków dokonał czegoś bardzo niestosownego. Z pewnością chęci miał dobre, starał się, a wcześniej długo i z zaangażowaniem ćwiczył. Chyba po prostu nie było nikogo, kto mógłby zespołowi, bo młody i niedoświadczony, delikatnie przypomnieć, Kto jest w Kościele idolem... I że warto, żeby podczas Mszy, zamiast Must be the music było... Must be the Msza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.