Jak długo żyje sakrament?

Marta Grabarczyk; GN wydanie piekarskie

publikacja 03.09.2011 22:00

– Można się zastanawiać, czy 40 lat po rozwodzie w sercu kobiety jest miejsce na miłość. A ja nie mogłam sobie przypomnieć, co mąż mi zrobił złego – opowiada pani Jadwiga.

Jak długo żyje sakrament? Maria Grabarczyk/ GN Jadwiga Wątroba doświadczyła w swoim życiu, czym jest nierozerwalność małżeństwa.

A mąż Roman dużo pił, stracił pracę, miał dzieci z inną kobietą. – Nic dziwnego, że czułam się nieszczęśliwa i rozbita – wspomina Jadwiga Wątroba. – W naszym życiu nie było Boga. Te resztki wiary, które zostały we mnie z domu rodzinnego, stopniowo zanikały. Taka jest często kolej rzeczy, kiedy żyje się z mężem ateistą i alkoholikiem.

Mieli dwie córki. W końcu jednak Jadwiga postanowiła się z nim rozwieść. Potem wyszła drugi raz za mąż za – jak podkreśla – bardzo dobrego człowieka. – Poczucie pustki jednak nie minęło. Dalej czułam się wewnętrznie rozdarta i niezadowolona. A miałam wtedy wszystko – dobrą pracę, rodzinę. Nawet, kiedy dzieci były dorosłe i wyszły z domu, ja cały czas myślałam, że muszę w końcu ułożyć sobie życie – mówi.

Przełomem były rekolekcje parafialne. Na początku każda wizyta w kościele zaczynała się od obserwowania, jak sąsiadka przyszła ubrana, a kończyła na myśleniu, co ugotować na obiad. Większość małżeństw żyjących w związkach niesakramentalnych przeżywa dramat, nie mogąc przystępować do sakramentów. W Jadwidze tego żalu nie było. Pana Boga jeszcze nie znała.

Tematem tamtych rekolekcji były słowa: „Zostaw wszystko i pójdź za Mną. Nie bój się. Bóg sam wystarczy”. – Usłyszałam tylko: „Zostaw wszystko i pójdź za mną”. Wyraźny, wewnętrzny głos – opowiada Jadwiga. – Pytałam: „Kto Ty jesteś? Gdzie mam iść?”. Po przyjściu do domu głos był jeszcze silniejszy. Nigdy wcześniej nie czytałam Pisma Świętego. Ale odruchowo, nie wiadomo dlaczego, znalazłam je wśród książek na regale. Otworzyłam, a tam znowu słowa: „Zostaw wszystko i pójdź za Mną”. Wystraszyłam się.

Dzieci (z pierwszego małżeństwa, w drugim nie miała potomstwa) były już wtedy dorosłe i samodzielne. Drugi mąż wiedział, że jest nieszczęśliwa. – Napisałam do niego list, że słyszę wołanie, którego nie rozumiem, ale jest tak silne, że muszę za nim iść – wspomina. – Mąż z córkami myśleli wtedy, że dostałam jakichś zaburzeń psychicznych.

Radykalny krok. Taki, który pozostawia Bogu pole do popisu. A On nie czekał długo z przejęciem inicjatywy. Jego reakcja na decyzję o porzuceniu dotychczasowego życia była błyskawiczna. – Jadąc pociągiem do pracy, spotkałam kobietę, która opowiedziała mi o swoim wyjeździe na rekolekcje karmelitańskie. Z całych sił zapragnęłam takiego czasu. Ta kobieta dała mi numer do ojca Cherubina, założyciela Świeckiego Instytutu Karmelitańskiego. Został moim kierownikiem duchowym.

Spowiedź i przyjęcie Komunii św. przypieczętowały decyzję o nawróceniu. Wszystko, co potrzebne do ponownego ułożenia sobie życia, zaczęło spadać z nieba. Najpierw kierownik duchowy, zaraz potem znalazło się mieszkanie i ludzie, którzy – nie znając sytuacji – zaczęli pomagać. Nowe życie było przepełnione poznawaniem Boga. – Codziennie czytałam Pismo Święte, ale nic z niego nie rozumiałam – uśmiecha się. – Ojciec Cherubin towarzyszył mi, gdy kształtowała się moja duchowość. Nigdy wcześniej nie słyszałam o miłości Boga. Byłam głucha i ślepa.

Minęło kilka lat. Jezus zaczął przypominać jej o jedynym mężu, jakiego w Jego oczach miała. – On bardzo by się ucieszył, gdybyś pierwsza wyciągnęła rękę do pierwszego męża – naciskał kierownik duchowy. Bóg doprowadził do spotkania małżonków i wzajemnego przebaczenia. – Przeprosiłam go za wszystko, co złe było z mojej strony, za moją pychę i zarozumiałość; że nie potrafiłam mu pomóc w różnych sytuacjach – opowiada Jadwiga. – Roman mnie wysłuchał, po czym wstał, pocałował w rękę i również przeprosił za wszystko. Była godzina 15...

Kolejne miesiące upływały na modlitwie o nawrócenie męża. Po 10 latach zadzwoniła pani z urzędu gminy z informacją, że mąż ma raka, jest umierający i trzeba się nim zająć. – Można się zastanawiać, czy 40 lat po rozwodzie w sercu kobiety jest miejsce na miłość. Ja nie potrafiłam sobie wtedy nawet przypomnieć, co on mi zrobił złego. Zajęłam się nim. Widziałam w nim Chrystusa i modliłam się, aby nie umarł bez pojednania z Bogiem – mówi.

Roman żył jeszcze trzy miesiące, co bardzo dziwiło lekarzy. W dzień Przemienienia Pańskiego odbył spowiedź z całego życia, przyjął Komunię św. i sakrament chorych. – Łaska płynąca z sakramentu odnawia się przez całe życie. Bogu nie podobało się moje życie i przyszykował mi lepsze. Moje zadanie było tylko jedno: nie przeszkadzać  – przekonuje Jadwiga.

Dzisiaj jest na emeryturze, mieszka z córką Basią i jej rodziną. Od 10 lat kroczy drogą neokatechumenatu. Co roku uczestniczy również w rekolekcjach Świeckiego Instytutu Karmelitańskiego. – Po śmierci Romana nigdy nie pomyślałam, że teraz nie ma już przeszkód, żebyśmy z drugim mężem znowu byli razem. Jezus oczyścił mnie z takich pragnień, z chęci powrotu do tego, co było. Jedynym moim pragnieniem jest przylgnięcie do Pana Boga – zapewnia.