Luźniejsza kreska

Joanna Mazurek; GN 33/2011 Lublin

publikacja 06.09.2011 09:41

– Kiedyś mój kolega powiedział: „Jedni hodują rybki, inni zbierają znaczki, a my... malujemy – mówi Cezary Hunkiewicz z Europejskiej Fundacji Kultury Miejskiej.

Luźniejsza kreska Joanna Mazurek/ GN U góry: Główna ściana imprezy na skwerze przy ul. Peowiaków. Poniżej: Im bardziej doświadczony artysta, tym bardziej pozwala sobie na improwizację. U dołu: Graffiti to kolorowanie szarej rzeczywistości – mówi Piotr Tyczyński.

O tym, co robią, mówią niewiele. Unikają też definiowania swoich dzieł. Jak przyznaje C. Hunkiewicz, grafficiarz z kilkunastoletnim stażem, środowisko graffiti jest hermetyczne, ale też osoby spoza niego nie chcą go poznawać. – Tak naprawdę nie interesuje nas, czy graffiti jest sztuką. A interpretacje są różne, że to np. zabawa, gra w miasto, forma aktywności.

Graffiti jest bardzo trudną dziedziną. Nawet ludziom związanym ze sztuką brakuje kompetencji do jej odbierania. Wiele osób myśli o graffiti jako o ładnym rysunku albo komunikacie, najlepiej kontrkulturowym. Tymczasem nawet piękny obraz w galerii może być przez jego autora uważany za graffiti i nie można tego kwestionować.

Kto umie robić cienie

Lubelski Festiwal Graffiti odbył się w tym roku obok znacznie większej i starszej imprezy, odbywającej się w wielu miejscach na świecie – „Meeting of Styles”. Uczestnicy, którzy przyjechali nawet z Hiszpanii, ozdobili obrazami kilkanaście ścian, samochód i przyczepę kempingową. Pracowali w rożnych dzielnicach miasta, ale najważniejsza ściana znajdowała się przy skwerze na ul. Peowiaków. Malował ją m.in. Piotrek, który pasjonuje się graffiti od półtora roku. – Jeśli tylko ktoś umie robić cienie, to żeby powstał obraz, wystarczą nawet dwie farby. Malując np. w „black and white”, można zrobić coś naprawdę wspaniałego – tłumaczy.

Kolorowanie rzeczywistości

– Dla mnie graffiti to świetny sposób poznawania fajnych ludzi: masz znajomych z całego świata i możesz dzięki temu podróżować. Jest to też sposób kolorowania szarej rzeczywistości, miejsc, które są smutne, a kiedy pojawi się na nich graffiti, stają się kolorowe i przyjemniej się w nich przebywa. Po trzecie to doskonały sposób spędzania czasu. Bardzo pochłania. Siadasz do projektu, a nim się obejrzysz, to mija pięć godzin i to przyjemnie – opowiada Piotr Tyczyński z Europejskiej Fundacji Kultury Miejskiej. – Im ktoś jest bardziej doświadczony, na tym większą improwizację pozwala sobie na ścianie. Ma się wtedy „luźniejszą” kreskę i większą swobodę w malowaniu, ale przygotowywanie projektu pozostaje nieodłącznym etapem powstawania obrazu – wyjaśnia.

Miejski grosz

Lubelskie środowisko graffiti reprezentuje przekrój społeczny. – Nie jesteśmy dzieciakami, które biegają ze sprayami. Mamy po 30 lat, a malujemy od 15. Są wśród nas nauczyciele, wykładowcy, architekci, bezrobotni – mówi Cezary Hunkiewicz. Kilka razy współpracowali już z miastem Lublin.

– Zaczęło się podczas pierwszego Lubelskiego Festiwalu Graffiti. Miasto częściowo skorzystało z niego, przygotowując prezentację Lublina pokazaną w Parlamencie Europejskim. W ubiegłym roku na deptaku powstało trójwymiarowe graffiti, które promowało Lublin i było atrakcją turystyczną przez kilka miesięcy. Także w zeszłym roku powstał mural, który wpisywał się w obchody 30. rocznicy strajków lipcowych. Każdy festiwal jest częściowo dotowany przez miasto – dodaje Piotr Tyczyński.