Bunt jest dobry

GN 37/2011 Katowice

publikacja 20.09.2011 06:30

O różnicach między nianią a babcią, dziecięcej samotności i wymagających nauczycielach z dr Danutą Krzywoń rozmawia ks. Roman Chromy.

Bunt jest dobry ks. Roman Chromy/ GN Dr Danuta Krzywoń, adiunkt na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ, mężatka, mama Szymona, Karoliny i Jacka (na zdjęciu), przy parafii na Dolnym Tysiącleciu w Katowicach zaangażowana w duszpasterstwo małżeństw.

Ks. Roman Chromy: Ks. Marek Dziewiecki, specjalista od psychologii wychowawczej, napisał kiedyś: „Dzieci wierzą, że szklanki same się tłuką, a rodzice wierzą, że dzieci same się wychowują”.

Danuta Krzywoń: – Dzieci same się nie wychowują. Ogromną rolę w procesie wychowania odgrywają rodzice, dziadkowie i opiekunowie, gdy rodzice są w pracy. Niestety, obecnie mamy bardzo szybko po porodzie wracają do pracy i powierzają nawet kilkumiesięczne maleństwa obcym osobom.

Co na to pedagodzy?

– Do trzeciego roku życia dziecko powinno pozostać pod opieką najbliższych mu osób, czyli mamy i taty. W tym okresie opieka rodziców jest konieczna po to, żeby rozwijało się społecznie, emocjonalnie, psychicznie i duchowo. Żeby, dorastając, nie miało problemów w relacjach z innymi ludźmi. Bo nie ma wychowania bez miłości rodzicielskiej.

Jeśli jednak pojawia się konieczność pozostawienia dziecka z osobą trzecią, czym powinna wyróżniać się niania?

– Najpierw potrzeba czasu, żeby kandydatkę na nianię poznać. Taka osoba powinna być uczciwa, życzliwa i konsekwentna. Poza tym, optymistycznie nastawiona do świata i – w moim przekonaniu – wierząca i praktykująca.

A co z babciami?

– Po mamie są najlepszymi opiekunkami.

Dlaczego?

– Z wnukami łączą je przede wszystkim więzy krwi. Z babcią łatwiej niż z opiekunką rodzice ustalają priorytety wychowania i granice rozpieszczania dziecka. One ogarniają wnuczęta tą samą miłością, którą kiedyś darzyły własne dzieci.

I Tydzień Wychowania to nowa inicjatywa, która ma uwrażliwić katolików na znaczenie wychowania w rozwoju człowieka. Ale czy wszyscy mogą wychowywać?

– Tylko ci, którzy kochają drugiego człowieka. Bo kto prawdziwie kocha, ten nie krzywdzi!

Jak jednak wychowawca powinien tę miłość realizować w codziennych sytuacjach?

– Uważam, że dobry wychowawca (zatem i rodzic) musi mieć pewien system wartości. Powinien być konsekwentny, uwzględniając motywy działania i potrzeby podopiecznych. W przeciwnym razie nie będzie cieszył się szacunkiem i autorytetem, a w procesie wychowawczym niczego nie osiągnie.

Konsekwentnych wychowawców doceniamy po czasie...

– Bardzo często! Po latach wspominamy wymagających nauczycieli, bo nas czegoś nauczyli, oraz dyscyplinę narzuconą przez rodziców, dzięki której uniknęliśmy niewłaściwych wyborów.

W wychowaniu jest miejsce na wymaganie, a nie samowolkę?

– Tak. Bo kochać to znaczy także wymagać.

Jak ma reagować rodzic, wychowawca wobec buntu dziecka, które nie przyjmuje wymagań?

– Bunt jest zjawiskiem normalnym i powszechnym. Może nawet cieszyć. Wskazuje na dojrzewanie dziecka, które próbuje dorosłych, na ile może przekroczyć wyznaczone przez nich granice. Bunt jest bardzo dobrym objawem. Jeżeli go nie ma, to oznacza, że albo z dzieckiem, albo z wychowawcą jest coś nie tak. Jego brak może wskazywać np. na zbyt liberalną postawę wychowawcy.

Zatem paradoksalnie życzenie rodziców, aby dorastająca córka wróciła do domu o 23.00, pomimo jej niezadowolenia, jest wyrazem miłości?

– To sygnał dany przez rodziców córce: „Zależy nam na tobie. Nie jesteś nam obojętna!”.

Z jednej strony statystyczny polski ojciec poświęca dziś dziecku kilkanaście minut dziennie. Z drugiej – rodzice, jeśli mają możliwości, organizują dzieciom szereg dodatkowych zajęć.

– Czas poświęcony dziecku jest bezcenny. Nie chodzi jednak o ilość, lecz o jakość. Rzeczywiście dzieci funkcjonują w wielu rodzinach według tygodniowego grafiku: szkoła, taniec, lekcje gry na pianinie itd. Tak może być, ale pod warunkiem, że dziecko tego chce. Podkreślam, że zajęcia dodatkowe nie zrekompensują braków w kontakcie dziecka z rodzicami.

Przemęczeni pracą rodzice kupują wyszukane zabawki, gry komputerowe, laptop, żeby dziecko zajęło się sobą...

– Niektórym rodzicom wydaje się, że w ten sposób mają pełną kontrolę nad dzieckiem: jest w domu i nie włóczy się z rówieśnikami. Zapominają o uzależnieniach od gier, o kontaktach dzieci z przygodnymi osobami na portalach społecznościowych. Bywa np. w czasie wakacji, że dziecko zaprzątnięte Internetem zapomina o podstawowych potrzebach. W południe jest bez śniadania, nieumyte i w piżamie. To początek dziecięcej samotności.

Trzy instytucje: rodzina, szkoła, Kościół grają do tej samej bramki?

– Jak najbardziej. Wartości proponowane przez Kościół są uniwersalne. Myślę jednak o jeszcze większej współpracy tych trzech podmiotów. Nie możemy liczyć wyłącznie na pracę katechetów w szkołach. Duszpasterze powinni dołożyć wszelkich starań, żeby ściągnąć dzieci i młodzież do salek parafialnych. Grupy, wspólne zajęcia sportowo-rekreacyjne, wycieczki, festyny organizowane przez księży przekonują do Kościoła rodziców, tzw. chłodnych katolików i osoby poszukujące.