Tutaj gasną spokojnie

Ks. Roman Chromy; GN 41/2011 Katowice

publikacja 24.10.2011 06:30

- Nazywanie go „umieralnią” jest bardzo krzywdzące. Biorąc pod uwagę wszystko, co tutaj przeżyłem, uważam, że hospicjum jest przede wszystkim domem miłości – mówi ks. Zdzisław Tomziński.

Tutaj gasną spokojnie ks. Roman Chromy/ GN – Pacjenci w ciężkim stanie cieszą się każdą chwilą, która jest im dana – mówi Bernadeta Cichos, pielęgniarka oddziałowa. Na zdjęciu z Heleną Gottlieb z Katowic, podopieczną hospicjum.

Nowotwór może być bezlitosny. W ostatniej fazie rozwoju przykuwa do łóżka nawet najsilniejszych. Obezwładnia. W takich chwilach rodzinie, sąsiadom, przyjaciołom chorych daje znać o sobie bezradność. Na szczęście – tak uważają pacjenci – nadzieję przynoszą nie ludzie, a aniołowie. – Personel hospicjum, mimo nawału pracy, reaguje na każdą moją prośbę, nawet drobnostkę – mówi Joanna Kotarba z Katowic, podopieczna hospicjum. – Wyczuwam wyraźnie, jak bardzo chcą mi pomóc.

Park Kościuszki w Katowicach. Na jego skraju budynek, w którym znajdują profesjonalną opiekę osoby najbardziej doświadczone przez los i ciężką chorobę. Joanna Kotarba jest lekarzem. Z najbliższych pozostał jej tylko brat, na dodatek niepełnosprawny. – Jak miałby mi pomóc? – pyta. Kiedy okazało się, że z powodu stanu zdrowia lekarka nie może mieszkać sama, zdecydowała się na pobyt w hospicjum.

Walka z bólem

Archidiecezjalny Dom Hospicyjny im. Jana Pawła II w Katowicach utworzono przed dziesięciu laty. Swoją strukturą obejmuje hospicjum stacjonarne, domowe, poradnię medycyny paliatywnej, Zakład Opiekuńczo-Leczniczy (ZOL) w Krzyżowicach oraz stacje opieki Caritas w Chorzowie i Gorzycach. Dyrektor hospicjum ks. Zdzisław Tomziński wylicza, że aktualnie zapewniają fachową opiekę prawie 200 osobom z naszego regionu – chorym terminalnie albo przewlekle. Wyjaśnia, że w hospicjum, w ZOL, wszystkie usługi medyczne dla pacjentów wykonywane są na podstawie kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, więc nieodpłatnie.

– O przyjęciu chorego decyduje kryterium medyczne, a nie religijne. Wystarczy skierowanie od lekarza i spełnienie przez chorego warunków wyznaczonych przez NFZ. Hospicjum archidiecezjalne współpracuje z hospicjami m.in. w Katowicach, Chorzowie, Tychach i Sosnowcu. Na terenie Chorzowa i gminy Gorzyce zespoły medyczne docierają do domów podopiecznych. Na miejscu przeprowadzają zabiegi usprawniające, jeśli trzeba – kąpią pacjentów albo przynoszą im obiady. Kadrę hospicjum tworzą lekarze, pielęgniarki, rehabilitanci, psychologowie, terapeuci zajęciowi, kapelani i wolontariusze. – Zatrudniłam się tutaj jako emerytowany lekarz – mówi dr Teresa Grzanka. – Chcę ulżyć chorym. Trafiają do nas pacjenci, którzy cierpią fizycznie i psychicznie. Praca lekarza hospicyjnego polega na walce z bólem. Obok nowotworu pojawiają się też inne schorzenia. Należy je rozpoznać i właściwie dobrać leki, żeby nie doszło między nimi do szkodliwych interakcji.

Lekarka uważa, że w polskich realiach wiele osób jeszcze nie wie, co to jest hospicjum. Opory jednak mijają, kiedy rodziny chorych poznają istotę pracy tej placówki. Bernadeta Cichos, pielęgniarka oddziałowa, zatrudniła się w hospicjum archidiecezjalnym dzięki pacjentce, którą spotkała w szpitalu. Wtedy pracowała jeszcze na neurologii. – To była samotna kobieta. Otrzymała skierowanie do hospicjum stacjonarnego i bardzo się tym przejęła – wspomina. – Obiecałam jej, że ją odwiedzę. Zdążyłam tylko raz… Pozostało jednak wrażenie tego miejsca. Ostatecznie zwolniłam się ze szpitala, żeby pracować z najbardziej potrzebującymi.

Wyrzucony z domu?

– Hospicjum jest szkołą życia – mówią jego pracownicy. Pacjenci w ciężkim stanie pokazują, jak cieszyć się każdą chwilą. – W ten sposób uczą mnie pokory i docenienia tego, co mam i osiągnęłam – mówi Bernadeta Cichos. Ale jest jeszcze inny, głębszy wymiar. Ks. Zdzisław Tomziński pamięta dzień, kiedy do hospicjum zadzwoniła żona chorego. Opowiadała, że z mężem są kilkadziesiąt lat po ślubie. On teraz ciężko choruje, ma skierowanie do hospicjum. – Czy ja męża nie wyrzucam z domu? – pytała. – Uspokoiłem ją – opowiada ks. Zdzisław. – Powiedziałem, że będzie mogła odwiedzać go, kiedy tylko zechce, że może z nim być nawet przez całą dobę. Wyjaśniłem, że ukochany jest w dobrych rękach. Dzięki opiece hospicyjnej kobieta sama zadbała o własne zdrowie, bo znalazła czas dla siebie.

Duszpasterz podkreśla, że podobnie reagują dzieci wobec rodziców, i odwrotnie. Hospicjum jak w szkle powiększającym pokazuje stan ludzkich relacji: z najbliższymi, z sąsiadami, przyjaciółmi, wreszcie z Bogiem. – Biorąc pod uwagę wszystko, co tutaj przeżyłem, twierdzę, że hospicjum jest domem miłości. Pod jego dachem można zobaczyć różne jej oblicza: do Boga i między ludźmi. To piękne, choć niekiedy trudne chwile, gdy chorzy jednają się z najbliższymi i z Panem Bogiem.

Więzień w hospicjum

Ksiądz Zdzisław pracuje z chorymi nie od dziś. Już w 1996 roku, będąc wikariuszem w Pszczynie, zajął się organizacją ośrodka dla niepełnosprawnych. Realizuje swoje dość odważne pomysły. Do grona wolontariuszy przyjął chłopaków z Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich. W katowickim hospicjum dał szansę osadzonym w pobliskim Areszcie Śledczym. – To elita wśród osadzonych. Darzę ich zaufaniem, podobnie jak dyrekcja katowickiego aresztu – zaznacza ks. Zdzisław. Dla osadzonych kontakt z chorymi terminalnie jest sposobem, jak mówią, na odnalezienie się w życiu, pomimo pozbawienia wolności. – Troszczymy się o budynek i o sprzęt w hospicjum. Rozładowujemy towar do magazynów, pomagamy pielęgniarkom podnosić obłożnie chorych – wyjaśnia pan Tomek, który za pięć miesięcy opuści więzienie.

Swojego niezadowolenia nie ukrywa pan Antoni. Cieszy się wprawdzie z posługiwania chorym, ale narzeka na prokuraturę. – Korzystam z przepustek wolnościowych, mogę wychodzić z zakładu karnego bez nadzoru i jestem nagradzany. Od lat pomagam chorym i personelowi w hospicjum. Szkoda, że mojej postawy nie zauważają prokuratorzy, kiedy razem z dyrekcją zakładu karnego zwracam się do nich z prośbą o warunkowe i przedterminowe zwolnienie z więzienia.

W katowickim hospicjum rocznie odchodzi kilkaset osób. Zostawiają swoich najbliższych. – Tak powiększa się grono tych, o których możemy powiedzieć: rodzina hospicyjna. Tworzymy już potężną wspólnotę, ponad 1500 osób – mówi ks. Zdzisław. – Spotykamy się zawsze jesienią. Zobaczymy się w krypcie katedry Chrystusa Króla 23 października. To właśnie od tej grupy personel hospicjum słyszy najczęściej: „Boże, jaka wasza praca jest ciężka”. – To prawda – uśmiecha się Bernadeta Cichos. – Ale wciąż uważam, że wobec tych, którzy gasną, mam misję do spełnienia.

Imiona osadzonych zostały zmienione.

Teresa Grzanka z Katowic, lekarz hospicyjny

– Większość personelu pracuje w hospicjum z zamiłowania. praca jest ciężka, bo nasi pacjenci są leżący. Wymagają całodobowej opieki i pielęgnacji. Nieraz nakarmienie pacjenta bez apetytu trwa tak długo, że jedzenie trzeba drugi raz podgrzać. Najbardziej żal mi tych pacjentów, którzy odchodzą bez pojednania się z Bogiem.

Teresa Jączyńska z Katowic, pielęgniarka

– W hospicjum archidiecezjalnym pracuję od początku jego istnienia. oprócz opieki medycznej, staram się dawać pacjentom wsparcie duchowe. trafiają do nas chorzy, którzy w życiu rozminęli się z Panem Bogiem, albo widzą w nim wyłącznie sędziego. Mówię im wtedy dużo o Bożym miłosierdziu. niektórzy nawracają się po latach.

ks. prob. Jan Grzegorzek z Krzyżowic, kapelan wolontariusz w ZOL

– Zawsze myślałem o pomaganiu ludziom chorym i starszym. Marzenia się spełniają. Jestem opiekunem duchowym Wspólnoty Cenacolo w Krzyżowicach, a od 2006 r. codziennie zaglądam do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego naszego hospicjum archidiecezjalnego. Nie miałbym sumienia pozostawić tych osób bez duszpasterskiej opieki. Każdego dnia 12 chorych przystępuje tam do Komunii św.

 

Dane kontaktowe

Archidiecezjalny Dom Hospicyjny im. Jana Pawła II; 40-589 Katowice, ul. Różyckiego 14d; tel. 32 609 22 45, 519 546 400; www.hospicjumcaritas.pl lub www.katowice.caritas.pl

TAGI: