"Zawołałam do Boga: „Jeśli istniejesz, daj mi poznać prawdziwą miłość, choćbym miała cierpieć”. Krótko potem poznałam swego przyszłego męża. W kościele. To było dla mnie jak znak. Tylko że... on miał żonę i trzy córeczki. Ale to mi nie przeszkadzało. Byłam bardzo zakochana. Myślałam, że nareszcie znalazłam to, czego szukałam." Dramat współcześnie rozumianej wiary. Dramat który pociąga kolejne i kolejne tragedie. Zakochanie - emocja która może zabić i jak widać zabiła. Do tego nie ważne, ze się rozbiło cudzą rodzinę, ale ważne że się tęskni za Komunią św. Jakieś totalne pomieszanie pojęć. Natomiast dalsza część tej opowieści to niestety jakże częsta potrzeba pokazania siebie. I znów granie na emocjach, tym razem czytelników. W myśl pięknej bajki jak to wszyscy żyli szczęśliwi.
Zamiarem Boga nigdy nie było rozbicie rodziny . Konsekwencje z tego płynące odczuli wszyscy . Aborcja,dzieci wychowujące się bez ojca,rozpacz byłej żony.Ta Pani sięgnęło po to co nie należało do niej.Straszne to.
Małgorzato, straszne jest to co uczyniła ta pani. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest fakt, że zrozumiała, żałowała, starała się naprawić co dało się naprawić . I najważniejsze - wróciła do Boga. Ilu ludzi dziś porzuca swoich małżonków, zabiera innym prawowitych małżonków i całymi latami tkwią w takich związkach niesakramentalnych wmawiając sobie i otoczeniu, że tak jest dobrze. A sumienie śpi, albo się go zagłusza. Bóg każdemu daje czas na nawrócenie. Cieszmy się z tymi,którzy go dobrze wykorzystali.
Bóg zapewne wybaczył, bo przecież tak wygląda Miłosierdzie zapisane w przypowieści o Dobrym Ojcu. Ale nie oznacza to, że trzeba w taki sposób opowiadać, bo niestety jak dla mnie ten tekst może sprowokować osoby do podobnych działań i zuchwałej wiary, że Bóg i tak wybaczy. Nie na tym polega droga katolika.
"...pragnęłam iść do Komunii. Myślałam o białym małżeństwie..." - ta pani myślała, że będzie mogła przystępować do Komunii żyjąc z cudzym mężem i budując swój związek na krzywdzie sakramentalnej żony i jej dzieci. Co za obłuda. życie z cudzym małżonkiem jest grzechem niezależnie od tego, czy w białym czy niebiałym związku. W ogóle nastąpiło jakieś piramidalne poplątanie z pomieszaniem z tymi "białymi związkami", tak jakby takie życie było dozwolone przez Pana Jezusa.
Czy nie widzicie, że media kościelne pomału oswajają nas z cudzołóstwem oraz rozwodami, które potępił Pan Jezus? Przecież ten artykuł to jest wręcz zachęta do porzucenia małżonka lub rozbicia małżeństwa i rodziny! Sam znam przypadek, że małżeństwo "oazowiczów", mające 5 dzieci, będąc w kryzysie rozpadło się. Ojciec rodziny wszystko sobie to wytłumaczył, m.in. takimi argumentami jak w tym artykule. Więcej, śmiało mówi, że jak nie unieważni małżeństwa to i tak z nową "żoną" będzie przystępował do Komunii Świętej, bo przecież papież Franciszek pozwolił na to w "Amoris Leticia"? Szokujące jest to, że mój Kościół zaczyna głosić taką naukę, pokazując jako chwalebne przykłady po prostu bardzo złe.
Wierzę, że prowadząc rekolekcje wyrwie diabłu więcej niż jedną osobę. Już szatan się cieszył z rozbicia jednego małżeństwa, a może stracił na swoim sukcesie więcej.
Ale mam jedną wątpliwość. Powracając po latach do Meksyku ta osoba musiała być bardzo pewna swojej wiary, że dawne opętanie nie wróci. Podjęła wielkie, niekonieczne ryzyko. Po co? Prosić o przebaczenie można było w liście, telefonicznie, ale bez potrzeby spotykania się nim. Jeśli ktoś wyrwie się z drugiego związku, niech zakaże sobie podtrzymywania tego kontaktu w imię mniejszych wartości.
Krótko potem poznałam swego przyszłego męża. W kościele. To było dla mnie jak znak. Tylko że... on miał żonę i trzy córeczki. Ale to mi nie przeszkadzało. Byłam bardzo zakochana. Myślałam, że nareszcie znalazłam to, czego szukałam."
Dramat współcześnie rozumianej wiary. Dramat który pociąga kolejne i kolejne tragedie. Zakochanie - emocja która może zabić i jak widać zabiła. Do tego nie ważne, ze się rozbiło cudzą rodzinę, ale ważne że się tęskni za Komunią św. Jakieś totalne pomieszanie pojęć.
Natomiast dalsza część tej opowieści to niestety jakże częsta potrzeba pokazania siebie. I znów granie na emocjach, tym razem czytelników. W myśl pięknej bajki jak to wszyscy żyli szczęśliwi.
Ale nie oznacza to, że trzeba w taki sposób opowiadać, bo niestety jak dla mnie ten tekst może sprowokować osoby do podobnych działań i zuchwałej wiary, że Bóg i tak wybaczy. Nie na tym polega droga katolika.