• Kocór
    27.11.2019 12:10
    Tytuł artykuły jest niepoprawny. Nie są to nowe przepisy o przygotowaniu do małżeństwa.Niniejszy dekret odnosi się zasadniczo do wymogów formalno-kanonicznych i nie
    reguluje problematyki katechez przedmałżeńskich oraz innych aspektów troski
    duszpasterskiej o przygotowanie do zawarcia małżeństwa. Obowiązujące w tej dziedzinie
    zasady znajdują się w innych dokumentach Konferencji Episkopatu Polski2

    . Dekret niniejszy,
    wydany przez Konferencję Episkopatu Polski podczas 384. Zebrania Plenarnego w dniu
    8 października 2019 r., na podstawie kan. 1067 i 455, stanowi wyjaśnienie i uzupełnienie
    przepisów zawartych w Kodeksie Prawa Kanonicznego oraz innych aktach prawnych,
    aplikując w warunkach polskich przepisy prawa powszechnego.
  • NIEDZWIEDZ
    27.11.2019 12:44
    Jak tak widzę po znajomych - także tych wierzących - to większość małżeństw się rozpada a nie 1/3. Po prostu nie wszyscy decydują się na rozstanie. Ale to że nie ma rozwodu i mieszkają razem nie znaczy, że są szczęśliwi.
    • DariuszPawluk
      27.11.2019 21:20
      A kto powiedział że małżenstwo musi równać się szczęście? To tani sentymentalizm, miłość to nie uczucie a dobrowolny akt woli, gdyby nim [uczuciem] była nie można było by jej ślubować, była by zmienna jak chormony, miłość to chęć dobra wiecznego dla drugiej osoby, Bóg jako duch nie ma uczuć a jest miłością .
      • Dremor_
        28.11.2019 13:22
        Dremor_
        Mówi tak oficjalna nauka Kościoła. Celem małżeństwa jest DOBRO MAŁŻONKÓW oraz zrodzenie potomstwa. Pod pojęciem "dobro" kryje się właśnie szczęście. W swojej definicji małżeństwa zatrzymałeś się na argumentacji z czasów Soboru Trydenckiego, dawno już obalonej, choć nadal istniejącej w umysłach wielu katechetów, którzy zatrzymali się na XIX wieku.
  • NIEDZWIEDZ
    27.11.2019 12:45
    Właściwie to udane małżeństwa to rzadkość. Nie wiem czy znam takie.
  • ulaN
    27.11.2019 17:57
    Co to znaczy udane małżeństwo? Bezproblemowe, bezkonfliktowe? Nie ma takiej relacji, która jest bezproblemowa i bezkonfliktowa i między innymi to trzeba sobie uświadomić wchodząc w małżeństwo, ale także przyjmując świecenia kapłańskie, wstępując do zakonu, czyli wchodząc na drogę zobowiązań do końca życia. Na każdej z tych dróg musza się pojawić trudności, konflikty, kryzysy. I przez to trzeba twórczo, budująco przejść, w małżeństwie razem z małżonkiem a nie przeciwko niemu. Jeśli sądzimy, ze nasze małżeństwo uniknie problemów, to skazujemy się na pewne rozczarowanie. Jeśli przyjmujemy to jako prawdę, łatwiej będzie spokojnie przejść przez kryzysy, a małżeństw w kryzysie nie oceniać jako rozpadające się, jak to być może (?) Niedzwiedz robi.
    • NIEDZWIEDZ
      28.11.2019 14:40
      Tu nie chodzi o problemy. Tu chodzi o to, że współcześnie małżeństwo jest przede wszystkim krzyżem a nie błogosławieństwem. Wielu moim znajomych wierzących, żałuje, że się ożeniło. Bo np żony ich nie szanują i nie potrafią nic z tym zrobić. Najwyraźniej nie przeszli tej drogi twórczo i ja swojego małżeństwa również nie. Wielu gdyby mogło cofnąć czas w ogóle się nie żenili.
      Problem jest powszechny i szczególnie bolesny jeśli chodzi o ludzi religijnych, ale o małżeństwie to tylko takie pisanie, że albo jest świetnie, albo że nie da się przejść bez problemów. A co jak gość by się rozwiódł, ale tego nie robi tylko ze względu na syna? Stara się, pracuje, jest dobry i łagodny dla żony, przynosi kwiaty i odnosi wrażenie, że tylko tym traci szacunek swojej żony? Że nie może nic powiedzieć, bo nawet go nie wysłuchuje tylko przewraca oczami i przerywa w pół słowa? Że apele do empatii i do rozsądku nie przynoszą rezultatu? Że tylko jak ją ochrzani za takie zachowanie, to ma jakiś chwilowy wymuszony efekt? Mam jakiegoś pecha wśród znajomych? Patrząc na to jak kobiety wypowiadają się w pracy o swoich mężach, to mi się nie wydaje. A chętnie bym poznał rozwiązanie problemu, bo nie mam dzieci, nie mam takiej motywacji i też nie rozumiem co czasem odpiernicza żonie. I chciałbym prawdy - prawdziwego rozwiązania a cukrowanie i opowiadanie frazesów. A może to jest po prostu prawda Mt 19,11n?
    • Dremor_
      28.11.2019 19:55
      Dremor_
      Prawda jest niestety brutalna - odnośnie małżeństwa Kościół nie zna dobrej odpowiedzi. Wynika to z tego, że przez wieki obowiązywał model małżeństwa jako kontraktu społecznego, bez jakiejkolwiek relacji osobowej. To, że małżeństwo opiera się na miłości zauważono dopiero w połowie XX wieku. We współczesnej myśli dotyczącej małżeństwa nie przepracowano wyzwań ostatnich dziesięcioleci, jak emancypacji kobiet, rewolucji seksualnej, czy wyzwań rynku pracy. Dlatego w refleksji na temat małżeństwa trochę "błądzimy po omacku", odbijając się między koncepcjami o zbawczej i oczyszczającej roli kryzysu, postawy ukrytego strachu, nakazującej powrót do modelu XIX wiecznego, z mężczyzną jako panem i władcą, rozmaitymi nowoczesnymi koncepcjami i nierealną wizją opartą o zmitologizowany obraz Świętej Rodziny, nie mający oparcia w niczym, poza fantazją.
      • NIEDZWIEDZ
        28.11.2019 21:12
        Szczerze mówiąc mam wrażenie, że Kościół ten czas rzeczywiście przespał. Kto nie może znaleźć żony/męża? Kobiety sukcesu oraz mężczyźni, którym się nie powiodło w życiu. Wygląda na to, że kobieta potrzebuje kogoś kto będzie nad nią panował. Ma to nawet sens. Może być wtedy sobą, kobiecą, emocjonalną, bo wie, że ma kogoś, kto w razie potrzeby zareaguje. Jeśli tak nie jest, to go po prostu totalnie nie szanuje. To mężczyzna się zachwyca kobietą, łapie go ona za serce, ale nie na odwrót. Słaby mężczyzna wywołuje tylko gniew. Tymczasem związek cywilny daje kobiecie władzę nad mężczyzną (alimenty, wspólnota majątkowa) i dlatego współczesne małżeństwo tak bardzo zaburza relację o czym wie każdy małżonek. Ponadto to całe gadanie, że mamy być partnerami. Nie da się. Bo ja tylko zaczynam traktować kobietę jako partnera, to ona się zaczyna wynosić ponad mnie i traktować jak leszcza i to dotyczy nie tylko relacji małżeńskiej, ale relacji z dorosłymi kobietami w ogóle. Najlepiej się dogaduję z tymi kobietami, którym miałem okazję się postawić - co nie znaczy by stawiać się głupio i na siłę. Trochę to też dla mnie wygląda jakby kobiety uwierzyły, że są lepsze od mężczyzn. Mężczyzna wie, że musi nad sobą pracować i od kobiety oczekiwać czegoś więcej niż dużego biustu a kobietom wydaje się, że są super i nie zauważają, że steruje nimi chęć posiadania macho. Niestety Kościół na to nie tylko nie odpowiada, ale wyrosło coś w rodzaju politycznej poprawności i nie można o takich rzeczach rozmawiać. Podobnie nie można rozmawiać o seksie, pozycjach, itd. Ale przecież trzeba to zagospodarować, bo są alternatywy i wyjaśnienia - niestety niekoniecznie najlepsze jak Red Pill na reddicie - ale mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.
        I czy ktoś prowadzi takie rozmowy na tych naukach? Nie. Jest jakaś trochę wykastrowana rozmowa z ludźmi, którzy są jeszcze przed ślubem, więc nie są w stanie nic zakwestionować. A tyle razy widziałem przerażonych małżonków biorących ślub jak ona w ciąży, że wątpię czy nawet to co jest ktoś ogarnia.
      • Dremor_
        28.11.2019 21:41
        Dremor_
        Wkraczamy trochę na teren gender studies, czyli kolejnego miejsca, gdzie Kościół woli udawać, że problem nie istnieje. To, o czym piszesz, że problem mają kobiety sukcesu i pechowi mężczyźni, nie wynika z biologii, tylko z kultury. A co do nauk narzeczeńskich, to wątpię, że Kościół kiedykolwiek przedstawi jakąkolwiek ofertę dla współczesnych ludzi. Sytuacja, gdy księża żyjący w celibacie próbują pouczać na temat seksualności ludzi, którzy w dużej mierze współżyją ze sobą od lat, a ślub biorą ze względów kulturowych, wygląda trochę tak, jakby przysłowiowy "syn uczył ojca dzieci robić". Inna sprawa, że nauki narzeczeńskie w dużej mierze sprowadzają się do nauki jednej zaaprobowanej metody antykoncepcji. Która pozostaje fikcją, z tą różnicą, że polski episkopat jej nie odrzucił, w przeciwieństwie do episkopatów Niemiec, czy Austrii, gdzie stosowanie antykoncepcji nie jest odgórnie grzechem.
  • ulaN
    27.11.2019 17:58
    A dobrze przeżyty kryzys umacnia małżeństwo...
    • NIEDZWIEDZ
      27.11.2019 19:21
      To zazdroszczę. Ja znam raczej takie co z płomiennej miłości przeszły w wegetację. Niby się nie rozwiodą, ale jakby mieli się ponownie pobrać, to też niekoniecznie.
      • DariuszPawluk
        27.11.2019 21:17
        Więc trzeba to rozbudzić, proszę pamiętać że miłosć to nie uczucie to dobrowolny akt, woli gdyby Nim[uczuciem] była nie można było by Jej ślubować. Była by czymś tak zmiennym jak hormony i samopoczucie.
      • NIEDZWIEDZ
        27.11.2019 23:30
        Do tanga trzeba dwojga. Nic nie zrobisz jak zależy tylko jednej stronie.
    • Dremor_
      28.11.2019 16:42
      Dremor_
      Gadanie, że "kryzys umacnia małżeństwo" to jeden z klasycznych "kato-frazesów". Źle przeżyty kryzys zwykle rozbija małżeństwo. Dobrze przeżyty ogranicza się do zniszczenia, albo ograniczenia zaufania. Mówienie, że kryzys umacnia jest osobliwą wersją syndromu sztokholmskiego.
  • magdas
    28.11.2019 20:21
    Mylisz się Dremor_. To , że kryzysy są nieuniknione w rozwoju ludzkich wspólnot, a dobre ich przeżycie jest konieczne dla dojrzewania wspólnot, to jest całkiem świecka gałąź psychologii zwana dynamiką grupy.
    • Dremor_
      28.11.2019 20:35
      Dremor_
      Nie myl proszę konfliktów z kryzysem sensu stricte. Konflikt jest, gdy małżonkowie się kłócą, gdy się nie mogą dogadać co do koloru zasłon, czy tego u których rodziców spędzą święta. Kryzys w małżeństwie to zdrada, alkoholizm, pracoholizm itp. Nie powiesz mi, że zdrada małżeńska umocni miłość między mężem i żoną, o ile się ją dobrze przepracuje. Nie, o ile zdrada nie rozwali małżeństwa, to zostawi ślad na zawsze.
      • magdas
        30.11.2019 19:47
        Zdrada, alkoholizm, pracoholizm lub inne uzależnienia, to coś więcej niż kryzys w małżeństwie. Mogą się okazać przyczyną nieważnie zawartego małżeństwa. "Nie powiesz mi, że"... Tutaj jest problem zła i grzechu w świecie. To trochę inne zagadnienie, niż "przepracowanie" po ludzku czegoś. To jest Historia Zbawienia... To Chrystus mocą swej miłości zamienia zło w dobro. Ceną jest Jego Krzyż. Ale prawo kanoniczne (na którego gruncie się poruszamy) nie wymaga od małżonków heroicznej wiary, nadziei i miłości...
      • Dremor_
        30.11.2019 20:20
        Dremor_
        W świetle prawa kanonicznego zdrada, czy alkoholizm same w sobie nie są przesłanką do stwierdzenia nieważności sakramentu. Mówię oczywiście o teorii, nie praktyce, bo w praktyce to unieważnienie zwyczajnie się kupuje. Jest nawet wzór, z którego w kurii oblicza się cenę. Jeżeli rozmawiamy o gruncie samego prawa, to żeby zdrada była przyczyną unieważnienia sakramentu musi istnieć intencja istniejąca przed ślubem, że nie dachowa się wierności. W przypadku alkoholizmu musi istnieć zatajona skłonność lub przeświadczenie, że istniejący alkoholizm nie będzie stanowił istotnego problemu, co podciąga się pod brak zdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich. Jeżeli jednak zdrada, choroba, czy skłonność zaistnieje po zawartym małżeństwie, to w świetle prawa kanonicznego nie ma możliwości stwierdzenia nieważności.
      • magdas
        01.12.2019 18:19
        Zgadza się. Za wyjątkiem kupowania - mam nadzieję. Zdrada zdradzie nierówna. Może być sposobem złego poradzenia sobie z kryzysem, lub jakimś rodzajem niezdolności do wypełnienia istotnych obowiązków małżeńskich czy niezdolności do stworzenia wspólnoty małżeńskiej.
      • Dremor_
        01.12.2019 20:11
        Dremor_
        Stwierdzenie nieważności, czy potocznie "rozwód kościelny" (nawet w kurii używa się tej nazwy) zwyczajnie się kupuje, jak mówiłem, jest nawet wzór do obliczenia ceny, w zależności od zarobków. A co do zdrady, niezdolnością do podjęcia obowiązków jest tylko wtedy, gdy przed zawarciem istniała intencja niedochowania wierności. Ale w praktyce każdą zdradę podciąga się pod to, jak mówiłem, kwestia kasy.
      • magdas
        01.12.2019 22:33
        Jest (a przynajmniej była kiedyś) opłata sądowa na pokrycie kosztów procesu, która była zależna od zarobków, ale niezależna od orzeczenia sądu. Kiedyś była ona wysokości jednej pensji tego, kto wnosi sprawę (to raczej nieskomplikowany :-) wzór do obliczeń). Papież Franciszek postulował, żeby tej opłaty procesowej nie było. Nie wiem, jaki jest stan obecny.
      • magdas
        01.12.2019 22:40
        Jeżeli idzie o zdradę, to daje ona prawo stronie zdradzonej do dozgonnej separacji, pod warunkiem, że sama nie dopuściła się również zdrady. Ale można również zdradę wybaczyć, nie ma obowiązku dozgonnej separacji. Zapewne niektóre rodzaje zdrad pozwalają wyciągnąć wniosek, że wierność nie była ślubowana na serio.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg