Tylko pytanie dlaczego na podstawie negatywnych "wpadek" wyciągać wnioski co do złego funkcjonowania całego systemu. Czytając ten wywiad możemy odnieść wrażenie, iż Pani koordynatorka, postuluje w ogóle, aby organy Państwa (samorządu) w ogóle nie interweniowały w sprawie przemocy. A kto ma to robić? Sąsiad (często także alkoholik, rodzina (a jeśli jest także patologiczna?)?.Czy np. nie powinni lekarze zgłaszać swoich podejrzeń - gdy uważają, że dzieci są ofiarami przemocy. Raczej - jeśli generalizujemy to w Polsce mamy do czynienia raczej z małym zainteresowaniem społecznym wobec przemocy która dzieje się niekiedy w rodzinach. Opinia społeczna jest często alarmowana doniesieniami o kilkuletnich dzieciach, które po silnych pobiciach znajdują się w szpitalach (i wtedy dowiedujemy się, że dzieci były bite latami, ale tym razem ten rodzic (partner, znajomy itp.) "przesadził".
Częściowo sytuację może wyjaśniać też fakt, że mamy jakąś grupę urzędników po znajomości, z plecami, którym bieda nigdy nie dokuczyła. To, że sami żyją dobrze i nie wyobrażają sobie przetrwania za 1300zł nie oznacza, że tak się nie da. A więc widzą patologię gdzie jej nie ma. Nie chodzi wiadomo w wszystkie przypadki, ale pewną ich część.
Koszty odbierania dzieci są wręcz kosmiczne, jeśli policzyć pensje urzędników, prawników, psychologów, opiekunów, ceny eksploatacji nieruchomości itp. Liczy się je na dzień dzisiejszy w miliardach. Koszt odebrania jednego dziecka to prawie 40 000 rocznie, czyli więcej niż średnia krajowa. Dzięki temu powstała armia ludzi, którzy żyją z odbierania przez państwo dzieci rodzicom. Cały ten gigantyczny aparat i całą tą niesprawiedliwość, musimy finansować jako podatnicy.
Tutaj zabrakło głosu społeczeństwa i Kościoła w obronie rodzin - zarówno tych, którym odbiera się dzieci, jak i tych, które muszą tę ogromną niesprawiedliwość finansować. Możemy jednak wiele zrobić w tej sprawie, choćby przy urnie wyborczej nie głosując na PO, autora ustawy, PSL, SLD i Ruch Palikota.
Niestety obecnie przechodze to na własnej skórze. Przez donos sąsiadki była u mnie policja że dziecko płącze, a teraz czekam już na służby - opiekę społeczną, mają się zjawić. Zawiniłam podobno "krzyczeniem na dziecko by się uspokoiło i było cicho".
Szkoda
Raczej - jeśli generalizujemy to w Polsce mamy do czynienia raczej z małym zainteresowaniem społecznym wobec przemocy która dzieje się niekiedy w rodzinach. Opinia społeczna jest często alarmowana doniesieniami o kilkuletnich dzieciach, które po silnych pobiciach znajdują się w szpitalach (i wtedy dowiedujemy się, że dzieci były bite latami, ale tym razem ten rodzic (partner, znajomy itp.) "przesadził".
Tutaj zabrakło głosu społeczeństwa i Kościoła w obronie rodzin - zarówno tych, którym odbiera się dzieci, jak i tych, które muszą tę ogromną niesprawiedliwość finansować. Możemy jednak wiele zrobić w tej sprawie, choćby przy urnie wyborczej nie głosując na PO, autora ustawy, PSL, SLD i Ruch Palikota.