Gdy Pani da do tego szczyptę miłości, to od razu będzie to Pani widziała inaczej. Gdy ja miałem Maluchy (czworo), to akurat budowałem dom i było tak: Rano do pracy, po racy na budowę do ciemka i gdy przychodziłem do domu, Maluchy już spały, a ja gdy położyłem się do łóżka, to miałem wrażenie że niosą mnie aniołowie. Jednak w niedzielę zamiast odpoczywać, brałem Maluchy i szedłem na spacer. Te chwile z dziećmi na spacerze dodawały mi energii. To były najpiękniejsze chwile mojego dotychczasowego życia.
Licytowanie "a ja to miałem/am gorzej" nie ma sensu, każdy dostaje w rzyć na swoją miarę i każdy kiedyś miał dosyć, normalka. I każdy do tej roboty musiał dodawać miłości nie jak pisze mój Przedmówca "szczyptę", tylko całe garści, inaczej by zwariował albo uciekł gdzie pieprz rośnie. Mój pradziadek miał ośmioro dzieci. Mieszkał w małym galicyjskim miasteczku, i jak to często tam bywało, za sąsiada miał Żyda, też ojca licznej rodziny. I tak sobie kiedyś pogadywali przy płocie, i ten Żyd wypowiedział zdanie, które powtarzamy w rodzinie do tej pory: "Panie Rusinowski, małe dzieci nosi się na rękach, a duże się nosi na głowie".
Gdy ja miałem Maluchy (czworo), to akurat budowałem dom i było tak: Rano do pracy, po racy na budowę do ciemka i gdy przychodziłem do domu, Maluchy już spały, a ja gdy położyłem się do łóżka, to miałem wrażenie że niosą mnie aniołowie.
Jednak w niedzielę zamiast odpoczywać, brałem Maluchy i szedłem na spacer. Te chwile z dziećmi na spacerze dodawały mi energii. To były najpiękniejsze chwile mojego dotychczasowego życia.
Mój pradziadek miał ośmioro dzieci. Mieszkał w małym galicyjskim miasteczku, i jak to często tam bywało, za sąsiada miał Żyda, też ojca licznej rodziny. I tak sobie kiedyś pogadywali przy płocie, i ten Żyd wypowiedział zdanie, które powtarzamy w rodzinie do tej pory: "Panie Rusinowski, małe dzieci nosi się na rękach, a duże się nosi na głowie".