• ESTHER
    06.12.2014 08:35
    do tej pory mam skutki stresu po rozwodzie i nawyki drapania skórek od paznokci.

    jest to trauma której się nie zapomina. codziennie mimo woli chodzą mi po głowie obrazy z tamtych czasów.

  • zaniepokojony
    06.12.2014 11:31
    Bardzo dobry artykuł. Ja z kolei chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden skutek jakim jest ateizm. Wielokrotnie spotykałem w dzieciństwie ludzi i do dnia dzisiejszego spotykam, którzy ze względu na ogrom przeżyć i emocji związanych z rozstaniem rodziców mówią, "że Bóg nie istnieje", bo inaczej taka tragedia by ich nie spotkała. Niestety to myślenie udziela się im nadal jako ludziom dorosłym. Są daleko od kościoła, sakrametów przez co odrzucają bożą miłość. Oczywiście to nie jest reguła, ale spotkałem wiele takich osób i próby nawracania ich są o wiele trudniejsze niż u innych. To szczególne wyzwanie dla dzisiejszych księży.
  • ddd
    06.12.2014 11:32
    Podoba mi się założenie, że gdyby nie rozwód, wszystko byłoby w porządku. Co z tego, że małżeństwo od dawna nie istniało, ojciec pije albo ciągle go nie ma w domu. Matka powinna robić wszystko sama i udawać...dla dobra dzieci. Tylko, że dzieci też czują takie rzeczy i nie sądzę, żeby były szczęśliwe po latach wiedząc, że matka męczyła się dla nich całe życie. Owszem, rozwód to nie jest łatwa sprawa, jeśli w grę wchodzą dzieci, ale można z tym żyć, zwłaszcza jeśli oboje rodziców umie zachować się odpowiedzialnie. Jeśli nie umieją to pozostanie w związku i tak by nic nie zmieniło.
    • Monika
      06.12.2014 20:15
      Też uważam że artykuł nieco upraszcza rzeczywistość małżeństw które decydują się na rozwód. A źle bywa z różnych powodów, przemoc, zdrady, ubóstwo potęgujące konflikty etc. zgadzam się że trwać na siłe nie warto tym bardziej że są sytuacje w których TRZEBA odejść, nawet jeśli nie mówimy o rozwodzie, ratować siebie swoje zdrowie psychiczne i fizyczne i dzieci. Moim zdaniem trzeba częściej uświadamiać o naturalnych kryzysach każdego związku jak również lepiej przygotowywać do roli jaką jest bycie żoną i mężem. Uczyć jak działać pod presją i mówić czym miłość jest a gdzie napewno jej nie ma. Mam na myśli konkretne zachowania świadczące o dojrzałości, korzystania z rozumu i po prostu dobrym sercu :) takie jest moje zdanie
    • Świadek
      07.12.2014 10:58
      No tak, matka się męczy w małżeństwie, więc pora na rozwód. Jednak prawda jest taka, że najczęściej to kobiety prą do ślubu, bo organizm się domaga zapłodnienia i potrzebują bezpieczeństwa do wychowania dzieci - przepraszam, za bardzo dosadne określenie, ale nazywajmy rzeczy po imieniu. Kiedy już znajdą chłopa, lub po prostu frajera, zafundują sobie z nim dzieci, odchowają przy jego pomocy, wtedy odchodzą. Wspomniana liczba 70% rozwodów z powództwa kobiet dobitnie świadczy o tym zjawisku. To jest straszny egoizm i korzeń wielkiego zła. Stąd dzisiaj wielu mężczyzn po prostu nie chce ślubu, wolą żyć na kocią łapę, najlepiej bez dzieci. A ostatnio upowszechnia się konkubinat weekendowy - w tygodniu osobno, na weekend razem. Małżeństwo to krzyż i ofiara z siebie, a nie czysto egoistyczne zaspokajanie własnych potrzeb kosztem drugiego: męża i dzieci.
    • SzaraMysz
      09.12.2014 09:58
      Proszę zwrócić uwagę na podstawowe uproszczenie obecne w komentarzach: że rozpad małżeństwa jakoś tak sam się dzieje. Że rozwód lepszy niż ciągłe kłótnie rodziców albo przemoc. Tak jakby rodzice nie odpowiadali za te swoje ciągłe kłótnie! Tak jakby przemoc "działa się" sama z siebie, bez niczyjego udziału. Każda ze stron wobec szefa, ważnego kontrahenta, mamusi czy podpitego osiłka potrafi być ugodowa, opanowana i pokorna jak cielę - a wobec "drugiej połowy" nie potrafi powstrzymać się od złośliwości, wyzwisk, rękoczynów?
      Z jednej strony dopuszczamy rozwód niby w imię ochrony słabszej / pokrzywdzonej strony - a tym samym pozwalamy na nieodpowiedzialność i brak dojrzałości tej drugiej strony, a najczęściej obu stron.
      Uzasadniamy rozwód tym, że z nią / z nim nie da się żyć. A w tym tkwi założenie, że człowiek się nie zmienia. Że jak ktoś jest niedojrzały emocjonalnie - to jest i koniec, kropka. Łatwiej odrzucić niż skłonić do pracy nad sobą, a przy okazji - to takie fajne uzasadnienie, aby nie widzieć własnych wad i nie podejmować wysiłku poprawiania siebie - bo przecież sami nie mamy istotnych wad, prawda? No i charakter taki niezmienny... I sam pomysł, że ktoś może od nas wymagać wysiłku tak jakoś nie gra z medialną wizją pełną reklam skupionych na tym , jak sobie sprawić przyjemność (dogonić pociąg z marzeniami, wygrać licytację na fajniejsze prezenty, zastawić się a postawić się itd)
  • Dominika
    06.12.2014 13:05
    Błagałam Mamę, żeby się z ojcem rozwiodła. Przez patologiczną rodzinę miałam "porąbany" okres dojrzewania i wiek dorosły. Mam prawie 40 lat i dopiero odnajduję się w życiu powolutku. Bardzo żałuję, że Mama nie zdecydowała o rozwodzie ( wszelkie inne próby pomocy ojcu nie dały żadnego rezultatu)! Pozdrawiam.
  • oscylator
    06.12.2014 21:52
    O małżeństwo trzeba walczyć od pierwszego dnia po ślubie.
  • Tatko
    07.12.2014 13:27
    "...sieroctwo po separacji lub rozwodzie rodziców to największa nędza setek tysięcy dzieci..." - wiem, że ojciec powinien być z dziećmi na codzień i spędzać z nimi każdą wolną chwilą ale czemu autor tekstu nie rozpatruje drugiej strony medalu i nie zauważa, że dziecko żyjące w rodzinie w której widzi i słyszy ciągłe nieporozumienia rodziców jest jesscze bardziej narażone na psychiczny uszczerbek??? I z całym szacunkiem ale moje dzieci nie są sierotami!!!
    "...sieroty rozwodu są pozbawione najważniejszego fundamentu w życiu człowieka: miłości obojga rodziców..." - z całym szacunkiem ale kocham moje dzieci ponad wszystko i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej.
    • Świadek
      07.12.2014 15:52
      Kocha Pan dzieci ponad wszystko? Oby to była tylko przenośnia. Ponad wszystko trzeba kochać samego Pana Boga. Dzieciom nie tylko takiej miłości nie potrzeba, ale może im bardzo zaszkodzić - niestety częsty przypadek po rozwodzie. Jeśli jednak Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu.
      • anty
        09.12.2014 13:01
        "Jeśli jednak Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu." - tak pewnie twierdzą również Wesołowski, Gil, Paetz i dziesiątki innych im podobnym np. Michalik :))
      • Tatko
        17.12.2014 21:39
        Nie, nie jest to tylko przenośnika, kocham swoje dzieci bezwarunkowo, czego Pan/Pani niestety nigdy nie zrozumie. I to jest moja miłość i nikt nie będzie jej kwestionował, a zwłaszcza Pan/Pani.
        Czy dla wymienionych poniżej Bóg też zawsze był na pierwszym miejscu? Jeśli tak to ta dyskusja jest bezcelowa i utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że na pierwszym miejscu jest miłość do moich dzieci.

  • Sierota która osierociła
    08.12.2014 05:00
    Najtrudniejszy temat jaki kiedykolwiek czytałam. Chciałabym rozpisać się tu na kilka tomów, ale brakuje mi słów bo tego porostu nie da się skomentować to rozumie tylko ten kto sam to przeszedł. Nikt nigdy nie zrozumie nas sierot. Dodam tylko ze te związki w których jest przemoc powinny się rozejść. !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  • Andrzej
    09.12.2014 22:14
    Zycie w hipokryzji, kłamstwie, fałszu... Czy to chcecie zafundować dzieciom? To chcecie pokazać, tego nauczyć? Jeśli oboje małżonków z pomocą Boga nie podejmą walki o rodzinę na nic zdadzą się wysiłki jednego z nich! Wtedy szansę dla dzieci może być miłość każdego z nich, lecz w takiej sytuacji lepiej osobno.. Prawda jest lepsza od okłamywania, że wszystko jest dobrze i robienie czegoś na pokaz lub na siłę. Lepsza goszka prawda niż najpiękniej okazywane kłamstwo.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg