Oraz ograniczają spożycie mleka gdyż krowy są gwałcone jak twierdzi pani Sylwia Spurek. Wszelka przemoc wobec zwierząt jest niedopuszczalna. Dlaczego pani Sylwia Spurek dyskryminuje rośliny płci żeńskiej oraz męskie to ja nie wiemj. One też cierpią. Przypomnę tylko, że ta pani była Radczynią Prezesy Rady Minister i Ministrów w Departamencie Prawnym Kancelarii Prezesy Rady Minister i Ministrów. Dziś ta pani namawia wszystkie feministki i feministów do głosowania w wyborach tylko na kobiety. Tyle w temacie równouprawnienia u wegetarian.
Dałeś się złapać na klasyczny trik środowisk lewicowych. Działa on tak, że mówi się jakąś "głupotę" (np. wspomniane gwałcenie krów), prawica dostaje szału. Dzięki temu każdy usłyszy o pani Spurek, a ludzie o umiarkowanych poglądach zwrócą uwagę na problem przemysłowego traktowania krów. Zwolennicy wyłącznie przedmiotowego traktowania zwierząt tylko się zaplują, że "głupi lewacy", przez co z ich zdaniem nikt się nie będzie liczyć, poza im podobnymi.
W związku z tym zjawiskiem Ordo Iuris zaczęło bić na alarm, podejmując prace nad filmem "Mięsożerca", który ma pokazać, że wegetarianizm jest zagrożeniem pawie tak wielkim, jak gender, czy LGBT.
Twarde dane nie pokrywają się z deklaracjami. Ale to nie dziwi. Mięso dziś jest najtańszym pokarmem, nieudolne próba zastępowania go produktami roślinnymi mającym go naśladować co najwyżej wzbudzają uśmiech. Co nie oznacza, że nie warto np. zjeść mniej zdrowo przyrządzonego mięsa z uzupełnieniem diety warzywami i owocami.
Natomiast dziś problemem są ceny ryb, bo to są składniki niezbędne dla naszej diety. Paradoksem obecnych czasów jest że w bezmięsny, postny niejako piątek wydajemy więcej na jedzenie, niż w inne dni. ps. ważnym dla zdrowia jest radykalne ograniczenie cukru i soli. Bo obu zjadamy zbyt dużo.
Tu nie chodzi o zastępowanie mięsa roślinami, tylko np. o widoczny ostatnio trend zastępowania wołowiny drobiem. W Europie gwałtowny spadek spożycia mięsa jest widoczny od kilku lat. W Polsce efekt był odwrotny, spożycie wołowiny wzrosło, bo lokalni producenci kompensowali utratę europejskiego rynku zbytu konsumpcją krajową, ale nawet oni wiedzą, że nie da się utrzymać tego zjawiska na dłuższą metę. Rezygnacja w wołowiny jest silnie motywowana ekologicznie i politycznie, obecnie większość terenów nadających się pod uprawy wykorzystujemy do celów hodowli bydła (uprawy paszowe to ponad 70% wszystkich upraw, gdy z mięsa dostarczamy jedynie 18% potrzebnej energii). Jest to nie tylko obciążające dla środowiska, ale też nieekonomiczne. Do tego dochodzi świadomość polityczna w krajach rozwiniętych, które odmawiają importu wołowiny z krajów Ameryki Południowej, które dla celów hodowli dewastują lasy tropikalne.
A co do bezmięsnego piątku, to chodzi nie tylko o ceny samych ryb, bo akurat w te dni kupuje się też wykwintne francuskie sery, owoce morza, egzotyczne dania wegetariańskie. Nie bez powodu w wielu polskich domach piątkowy postny obiad jest najbardziej wykwintny i wyszukany w całym tygodniu.
Widziałem te wykresy. Aczkolwiek sojowy "hot dog", "hamburger" czy też "schabowy" znane są z niektórych sklepów, czy restauracji. No i muszą być obecna na większych imprezach. Natomiast w mojej ocenie dobrym pomysłem jest przejście na drób. I to nie tylko ekologicznie czy politycznie. Także zdrowotnie.
Zastępcze produkty sojowe nadal są traktowane jako fanaberia i nie mają większego wpływu na zwyczaje żywieniowe w Polsce. Żeby było ciekawiej soja w Polsce nie cieszy się popularnością nawet wśród naszych wegetarian.
Żeby było ciekawiej, polska tradycyjna kuchnia wiejska była w 100% wegetariańska, oparta o fasolę, soczewicę, kasze i topinambur. Mit "tradycyjnego schabowego i ziemniaków" zrodził się dopiero w XX wieku. Soi u nas nie znano, co wcale nie wykluczało diety bezmięsnej w naszym regionie.
Schabowy był tęsknotą, szczególnie na przednówku. Mięso na wsiach było często na stołach jedynie w niedziele i święta. I nie są to odległe czasy. O czasach końcówki komuny to wielu do dziś pamięta.
Schabowy nie mógł być żadną "tęsknotą", bo hodowla świń w Polsce na jakąś większą skalę to dopiero XIX wiek i to głównie w zaborze pruskim. Wcześniej owszem, zdarzało się, ale głownie na tłuszcz, który i tak przegrywał z tradycyjnie polskim smalcem gęsim.
Polska rodzima rasa świń powstała dopiero w 1953 roku, z krzyżówki świni niemieckiej i szwedzkiej.
O komunie można wiele złego powiedzieć, ale diametralnie zmieniła ona położenie ludzi z niższych warstw społecznych. Awans społeczny za każdym razem wyraża się też w zmianie nawyków żywieniowych. Stąd powszechna zmiana, z jedzonych przed wojną fasoli i ziemniaków z mlekiem, na schabowego i rosół. I stąd też fałszywe przeświadczenie, że schabowy, bigos, rosół, czy nawet ziemniaki to podstawa "tradycyjnych polskich dań". Tymczasem żadna to tradycja, w większości twory kulturowe z okresu Dwudziestolecia. A o prawdziwej tradycji dawno zapomniano, co paradoksalnie też jest polską tradycją :)
Komuna (oprócz dużych miast w czasach lat 70) to była jednak bieda i tym samym nawyki żywieniowe były oczywiste. I nie był to schabowy codziennie.
A tak w między czasie zrobiłem rachunek sumienia i schabowego jadłem ostatnio na stypie na wiosnę zeszłego roku. Ziemniaki też omijam, pozostaje kapustka ;)
Niestety, drób, (mam na myśli kurczak) nie jest dziś dobrą alternatywą dla schabu. Dziś kurczaka hoduje się coś ok.42 dni, na pełnoporcjowych paszach z przedziwnymi dodatkami, równolegle z antybiotykami, które odstawia się na kilka dni przed ubojem. Teoretycznie są niewykrywalne w badaniu, ale my je spokojnie zjemy na obiad. Poza tym - jeśli w sklepie spotykam kurczaka w cenie 4 zł./kg, który przyjechał zza granicy ( a czasem i przypłynął przez ocean) to zaczynam się bać na myśl o tym, co ten kurczak jadł skoro wszyscy wokół i po drodze nieźle na nim zarobili a on raptem tylko tyle kosztuje.
Bo niby schabu nie faszeruje się antybiotykami? Nie dość, że bardziej niż w przypadku kurczaków, to jeszcze stosuje się hormony wzrostu. Paradoksalnie to kurczak będzie lepszy, bo większa świadomość na temat agresywnej hodowli sprawia, że kontrole są prowadzone rzetelniej. Trzoda chlewna zaczęła być kontrolowana niedawno, w wyniku afer dotyczących masowego sprowadzania zakazanych pasz do Polski.
Ależ nigdzie nie napisałam jakoby wieprzowina była zdrowa. Wiem, natomiast, że kurczak jest karmiony paszami, których podstawą jest soja gmo, z dodatkiem kokcydiostatyków oraz przez cały cykl dodatkowo innymi antybiotykami. Owszem, wszystko zgodnie z przepisami. Lekarze jednak zdecydowanie twierdzą, że pozostałości metaboliczne po antybiotykach w mięsie kurczaka mają wpływ na naszą odporność, choroby autoimmunologiczne i alergie. Kokcydiostatyków nie wolno podawać kurom znoszącym jaja, ale mięso kurczaka jemy bez oporów. Tylko mięso ze zwierząt hodowanych ekologicznie czy też u sprawdzonego rolnika ( tudzież samemu) może być bezpieczne - ale też walory smakowe są o wiele wyższe. I cena.
Sposoby hodowli zwierząt, a to co się dzieje z mięsem w przetwórniach, hurtowniach drobiarskich i u pośredników to osobna historia. Mało kto myśli jak bardzo piersi z kurczaka, udka, czy schab nafaszerowany jest dziwnymi płynami aby mięso było długo ładnie różowe, świeże a przede wszystkim miało odpowiednią wagę?
Pasza dla świń też jest GMO, co akurat nie jest jakimś wielkim problemem. A jeśli myślisz, że ze schabem jest lepiej, niż z mięsem kurczaka, to jesteś w błędzie. Kurczaki faszeruje się antybiotykami, barwione itp i "wszystko jest zgodne z przepisami". W przypadku schabu nagminnie łamie się te przepisy, sprowadzając pasze z Chin, z hormonami wzrostu, antybiotykami ludzkimi (zakazanymi, ze względu na tworzenie szczepów bakterii odpornych na "ludzkie" antybiotyki) i środkami zmieniającymi metabolizm, by zwierzę szybciej tyło.
A już największą naiwnością jest branie mięsa "od rolnika". Właśnie ci "sprawdzeni rolnicy" najczęściej sprzedawali padlinę skupom.
Najbezpieczniejszym drobiem do spożycia okazuje się nasza gęś. Gęsi nie da się wytuczyć szybko i na komponentach. Gęś potrzebuje w diecie zielonki czyli po prostu musi sobie wyjść na pastwisko, na świeże powietrze i słońce. Tym samym jej mięso jest zdrowsze niż kurczak czy kaczka. Niestety, kaczka, często spotykana w "dobrej cenie" w naszych marketach jest często "odpadem" ze stołu Niemca czy Francuza. U nich zostaje ta najlepsza sztuka I klasy, a na wschód pozbywają się kaczek poobijanych, uszkodzonych, niewyrośniętych - czyli pozaklasowych.
Tyle w temacie równouprawnienia u wegetarian.
Mięso dziś jest najtańszym pokarmem, nieudolne próba zastępowania go produktami roślinnymi mającym go naśladować co najwyżej wzbudzają uśmiech. Co nie oznacza, że nie warto np. zjeść mniej zdrowo przyrządzonego mięsa z uzupełnieniem diety warzywami i owocami.
Natomiast dziś problemem są ceny ryb, bo to są składniki niezbędne dla naszej diety. Paradoksem obecnych czasów jest że w bezmięsny, postny niejako piątek wydajemy więcej na jedzenie, niż w inne dni.
ps. ważnym dla zdrowia jest radykalne ograniczenie cukru i soli. Bo obu zjadamy zbyt dużo.
A co do bezmięsnego piątku, to chodzi nie tylko o ceny samych ryb, bo akurat w te dni kupuje się też wykwintne francuskie sery, owoce morza, egzotyczne dania wegetariańskie. Nie bez powodu w wielu polskich domach piątkowy postny obiad jest najbardziej wykwintny i wyszukany w całym tygodniu.
Natomiast w mojej ocenie dobrym pomysłem jest przejście na drób. I to nie tylko ekologicznie czy politycznie. Także zdrowotnie.
Żeby było ciekawiej, polska tradycyjna kuchnia wiejska była w 100% wegetariańska, oparta o fasolę, soczewicę, kasze i topinambur. Mit "tradycyjnego schabowego i ziemniaków" zrodził się dopiero w XX wieku. Soi u nas nie znano, co wcale nie wykluczało diety bezmięsnej w naszym regionie.
Polska rodzima rasa świń powstała dopiero w 1953 roku, z krzyżówki świni niemieckiej i szwedzkiej.
A tak w między czasie zrobiłem rachunek sumienia i schabowego jadłem ostatnio na stypie na wiosnę zeszłego roku. Ziemniaki też omijam, pozostaje kapustka ;)
A już największą naiwnością jest branie mięsa "od rolnika". Właśnie ci "sprawdzeni rolnicy" najczęściej sprzedawali padlinę skupom.