• Nab
    02.06.2010 23:04
    Jak zwykle treść znakomita. Niemniej chciałbym nieco skomplikować rzecz.
    Otóż zgadzam się w całości z tym co pisze autor, jednak chyba należałoby też wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt - otoczenie i jego presję. A ta presja powoduje, że niezwykle trudno być zarówno mężczyzną jak i ojcem.
    Przytoczę tu przykład jednego z moich znajomych - od razu zaznaczam,że moim zdaniem i w kontekście powyższego artykułu z pewnością jest mężczyzną.
    Otóż człowiek ten należy do tych, o których mówimy "porzuceni".
    Kiedyś powiedział mi coś, co mnie dość mocno "uderzyło" - powiedział, że jestem jedyną ze znanych mu osób,która nie tylko akceptuje, ale pochwala jego wybór - pozostanie wiernym przysiędze,życie samemu i ukierunkowanie na jak najlepszy kontakt i wychowanie dzieci (dzieci mieszkające z matką i jej konkubentem jak to w Polskich warunkach jest zazwyczaj po rozwodach).
    Każdą chwilę jaką tylko może stara się być z dziećmi, to on daje przykład - dzięki swojemu wyborowi razem z nimi może przystępować do sakrame u Eucharystii.
    Dlaczego tak to opisuję? Bo gdy mówił mi to co powyżej napisałem potem dodał,że nawet ci którzy uważają się z praktykujących katolików nieustanie próbują go przekonywać do utworzenia konkubinatu. Jego postawa przez nich postrzegana jest nie jako coś oczywistego dla wierzącego w takiej sytuacji, ale jako jakieś dziwactwo i cierpiętnictwo. Słychać było w jego głosie pewną gorycz i ciężar,ale nie z powodu wyboru, lecz z powodu braku wsparcia i namawiania na coś wręcz przeciwnego niż wybrał. Powiedział mi kiedyś, że nawet na którejś z kolęd ksiądz starał się go przekonać do rozpoczęcia procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa - choć mój znajmomy twierdzi, że nie potrafiłby wskazać nic co by mogło wskazywać na podejrzenie nieważności sakramentu.
    Wydawało mi się, że jego postawa w sytuacji w której się znalazł nie z własnej woli i i winy jest czymś naturalnym, stąd moje zdumienie, jego wyznaniem, że wśród jego znajomych - a jakże wierzących - tylko ja odniosłem się normalnie do jego sytuacji.
    Zatem uświadommy sobie jak trudno być mężczyzną, a jak dodatkowo trudność tę potęguje np. sytuacja w jakiej człowiek może się znaleźć, presja otoczenia i brak minimalnego choćby wsparcia na tym zwyczajnym ludzkim poziomie. Przecież człowiek to nie tylko dusza, ale i ciało ze wszystkimi jego słabościami. Bóg umacnia, ale człowiek potrzebuje także nieco akceptacji i wsparcia także od drugiego człowieka - przecież nikt nie jest samotną wyspą, a tego wsparcia takiego zwykłego, ludzkiego dla chcących być mężczyznami bardzo brakuje, zwłaszcza niektórym, nieco słabszym. Tę potrzebę wsparcia, tak po ludzku, dla właściwych wyborów i postaw uświadomiła mi właśnie ta rozmowa ze znajomym, uświadomiła mi też, że jedno zdanie - "dobry wybór, to nie dziwactwo, tylko właściwa postawa" - dla osoby poddanej takiej presji może znaczyć bardzo wiele, także w motywacji, żeby być mężczyzną.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg