• Karolinka
    22.04.2012 14:26
    Święci są wśród nas...
  • Karolinka
    22.04.2012 16:16
    Dziewczyny, kiedy spotka Was taka sytuacja, przynajmniej dodatkowe USG u innego ginekologa. Za dużo znam osób, które po 1 opinii ginekologa szły na zabieg
  • ikona
    22.04.2012 19:32
    Lekarze niestety bardzo często podchodzą do tematu poronienia mechanicznie, czasem wpędzając przez to kobietę w jeszcze gorsze samopoczucie.
    O ile nie dochodzi do poronienia z porodem, ale diagnoza mówi o ciąży obumarłej - koniecznie trzeba iść do przynajmniej jeszcze jednego lekarza, KTG, USG - co się da.
    • Minerwa
      23.04.2012 11:20
      Minerwa
      KTG może wtedy już było, ale przecież nie w powiatowym szpitalu, a o USG czytało się jako o cudzie techniki funkcjonującym gdzieś tam w cywilizowanych krajach.
  • lores
    23.04.2012 09:07
    Tak sobie pomyślałam, że może ta Pani przeczyta nasze komentarze... Pani Franciszko, wiele kobiet powinno brać z Pani przykład! Lekarze również! Wzruszyłam się czytając tę historię... Życzę dużo zdrowia i Błogosławieństwa Bożego!
  • halinka
    23.04.2012 11:59
    znam przypadek, jak lekarz namawiał na zabieg i zapowiedział, że dziecko ma ciężkie wady rozwojowe, dziecko urodziło się jako wcześniak, ale zdrowia i rozwinięcia inni by mogli zazdrościć
  • 1986
    23.04.2012 12:00
    Mnie chcieli usunąć, ponieważ "pani nie potrzebuje drugiego dziecka zaraz po pierwszym".
    Matka się nie zgodziła i się urodziłem.
    I żałuję, choć wiem, że jeśli znajdę w sobie tyle siły, by opuścić ten kraj, w którym ateista-komunista jeździł w jednym papamobile z katolikiem kryjącym pedofili, będzie lepiej;)
    Byleby z dala od katolickiego "miłosierdzia" i lewicowej "wrażliwości".
  • m
    23.04.2012 13:09
    To był 11 tydzień. Pojawiło się plamienie. Wizyta u lekarza i od razu skierowanie do szpitala. USG i diagnoza. Martwa ciąża. Potem godziny czekania w łóżku... Wieczorem wzięto mnie do gabinetu zabiegowego. Która to pani ciąża? - czwarta. To jaki jest pani stosunek do tej ciąży? - panie doktorze nie rozumiem tego pytania? No, mamy ratować, czy nie. Burza myśli w głowie. Jak to "ratować" skoro kilka godzin wcześniej usłyszałam, że dziecko nie żyje.
    Zostawmy niech się samo ... skoro tak. I znowu wróciłam na salę. W środku nocy obudziłam się z bólu. Czułam, że jest mi wokół brzucha ciepło i mokro. Obudziłam koleżankę, która leżała obok. Zapaliła światło. Leżałam w kałuży krwi. Na własnych nogach doszłam do gabinetu. Bez znieczulenia. Wszystko słyszałam, wszystko widziałam. Lekarz oburzony, że obudzono go o 3 w nocy. I znowu na salę. To było straszne. Nikt ze mną nie rozmawiał, nikt nie powiedział dobrego słowa. Tak po prostu. I na drugi dzień do domu. Dopiero przy wypisie inny lekarz przypisał mi leki uspokajające, porozmawiał ze mną i powiedział, że dziecko na pewno dołączyło już do Aniołów w niebie.
    To był rok 1998.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg