No i co z tego, że miliony sobie podemonstrują? Potem będą wybory i znowu te same miliony oddadzą głosy na francuskich odpowiedników różnych Tusków i Komorowskich.
Problem w tym, że te lewackie rewolucje obyczajowe wprowadzają nie Biedronie, tylko właśnie ci safandułowaci głupkowato uśmiechający się niby-chadecy i niby-konserwatyści, czy w Polskim przypadku niby-postsolidarnościowcy. Homoseksualiści są dla nich tylko mięsem armatnim, bo przecież nie o żadną "tolerancję" tutaj chodzi.
Polska powinna przestać oglądać się na Zachód, a zamiast tego trzymać się własnej tradycji, która bardzo jasno odróżniała tolerancję od nachalnej promocji. Warto spojrzeć na historię: W tradycyjnie tolerancyjnej Polsce odrodzonej w 1918 roku nie było żadnych praw prześladujących homosiów: chcesz, baw się w łóżku jak chcesz ale nie krzycz o tym wszystkim dookoła. W Wielkiej Brytanii jeszcze w latach 50-tych przymusowo kastrowano pederastów, a dzisiaj przeginają bagietę w drugą stronę. Społeczeństwa zachodu miotają się ze skrajności w w skrajność.
@Polak - zauważ, że @Obywatel pisze wyraźnie, że w Polsce homoseksualiści nie byli prześladowani. To homoseksualiści domagają się specjalnych praw i przywilejów, a ich "idee" są ewidentnie EGOISTYCZNE I CORAZ BARDZIEJ ZABORCZE. Jeśli nie chcemy mieć takich problemów, jak Zachód, to powinniśmy promować wartości uniwersalne, a z tego co właśnie widać, to jest akurat odwrotnie - to lewica, rząd/liberałowie/ i mainstream chcą z Polski uczynić drugi Iran - tyle, że różowy... A jeśli się im uda, to dopiero będzie katastrofa... :-(
Może jednak Francuzi zrozumieją,że wybrali sobie francuskiego Stalina na głowę państwa. Pozostaje im kolejna walka o wolność. Wierzę, że tym razem pod właściwymi barwami.
Zadam proste zrozumiałe dla kazdego pytanie:co to za państwo które oficjalnie podaje że demonstracja liczyła 150 tys.osób a w rzeczywistości było ponad milion???Pytanie to kieruję do zwolenników zboczeń.
Wystarczy poszperać trochę w internecie, choćby zapewne na stronie Le Figaro i popatrzeć na zdjęcia i... nie trzeba wcale liczyć do miliona, żeby się domyślić, że w tych demonstracjach bierze udział o wiele więcej ludzi, niż tylko "150 tysięcy" ...
Skoro tak drastycznie zaniżono ilość manifestantów (z co najmniej miliona do 150 tys.) do zakładam, że w przypadku parad "tęczowców" ich liczba jest odpowiednio zawyżana...
Choć ślę ukłony Francuzom sprzeciwiającym się dyktaturze gender i Hollande, to jednak ubolewam że dopiero teraz, po fakcie się obudzili. Ale jest w nich siła i determinacja! Jeśli nie spoczną na laurach - wszystko można odwrócić i być mądrym na przyszłość. A czy my, Polacy nauczymy się wreszcie na błędach innych?
Poza tym uważam, że Kozłowska-Rajewicz powinna być niezwłocznie odwołana.
Wytłumaczcie mi proszę jaka to jest demokracja, gdzie takiego tłumu ludzi się nie słucha, zamiast tego realizując cele garstki ludzi z homolobby? Ja myslałem, że demokracja to rządy większości...
Demokracja jest wtedy, kiedy ludzie popierają jedynie słusznie rządzących. Kiedy popierają niesłusznie rzadzących, to jest totalitaryzm. Kto ma media, ten ma wałdzę. W mediach można wszystko pokazać i każdemu dać władzę. Także zboczeńcowi. Wyniki polskich wyborów są kontrolowane i obrabiane na serwerach rosyjskich. Czy do tego faktu trzeba komentarza? Dobrze, że w polsce na króla nie wybrali jeszcze putina.
Ależ @Mat Francja liczy ponad 66 mln obywateli. Większość głosujących 18 mln wybrała obecnego Prezydenta popierając jego program. To jest sprawa Francji. U nas też będą związki partnerskie, to kwestia czasu.
"Jeśli słusznie zarzucamy naszej kulturze w jej obecnym stanie, że niedostatecznie spełnia nasze postulaty co do uszczęśliwiającego trybu życia, że dopuszcza zbyt wiele cierpienia, którego prawdopodobnie dałoby się uniknąć, jeśli z bezwzględną krytyką próbujemy odkryć korzenie jej niedoskonałości, to z pewnością korzystamy z przysługującemu nam prawa i nie występujemy bynajmniej jako wrogowie kultury. Możemy oczekiwać, że z wolna uda nam się przeprowadzić takie zmiany w naszej kulturze, iż w bardziej optymalny sposób będziemy mogli zaspokoić nasze potrzeby, a wtedy też unikniemy owej krytyki. Ale być może zapoznamy się też z ideą, podług której pewne trudności są nierozerwalnie związane z samą istotą tej kultury i nie ulegną żadnej próbie reformy." - Zygmunt Freud
Ostrożny pogląd twórcy psychoanalizy na temat modyfikacji kultury (cywilizacji) najwyraźniej nie pasuje do radykalnych zmian kulturowych Nowej Lewicy, która nie raz bierze sobie na sztandary swojej ideologii Freuda.
To pieknnie brzmi: Obrona tradycyjnenj rodziny. A przed czym? Pytam sie, bo na transparentach nie wudac hasel skierowanych przecuwko rozwodom. A to wlasnie rozwody niszcza tradycyjna rodzine. Wiec dlaczego demonstranci protestuja przeciwko czemus, co z tradycja nie ma nic wspolnego, a pomijaja cos, co naprawde ja podwaza.
Przed zmiana definicji tejze rodziny, ktora wlasnie godzi w tradycje i znaczenie tego slowa. Natomiast Twoje pytanie mozna zilustrowac przykledem per analogiam.
Wyobrazmy sobie marsz w obronie np. dzieci bo oto jakis lewacki pedofil -polityk wymyslil sobie, zeby zniesc kare za seks z nieletnimi a jednoczesnie wprowadzic obowiazkowe zajecia z antykoncepcji w szkolach podstawowych. I tak oto zebralo sie kilka milionow ludzi na ulicach z transparentami ¨chronmy nasze dzieci¨ tymczasem niejaki Kopyrda wyskakuje z pytaniem przeciw czemu wlasciwie protestuja z takimi haslami - wszak powinni przeciw pijanym kierowcom, ktorzy rzeczywiscie zabijaja male dzieci na drogach.
Panie Marcinie. To nie jest dobra analogia a to dlatego ze: Po pierwsze, definicja tradycyjnej rodziny nie jest ostra i podlega ciagleh ewolucji. I obecny spor (we Francji, w Polsce) dotyczy czesto nie tyle definicji rodziny, lecz tego, kto ja definiuje. Po drugie, jesli zgodzimy sie z panska definicja rodziny, to malzenstwa gejowskie i rodziny, ktore sa ich konsekwencja do tej definicji nie pasuja, wiec demonstracje przeciwko nim nie moga miec zwiazku z obrona tej tradycji. No i tutaj jest pies pogrzebany: Bo n.p. We Francji (i w Polsce) nikt nie protestuje przeciwko rodzinom, w ktorych rodzice zawarli drugie malzenstwo i wychowuja dzieci z pierwszych malzenstw. Wiec chyba jednak pojecie tradycji uleglo zmianie. A w dodatku we Francji (gdzie dzietnosc jest o wiele wyzsza niz w Polsce), wiekszosc dzieci rodzi sie w nieformalnych zwiazkach. W Polsce jest takich dzieci coraz wiecej i cos nie slysze o protestach przeciwko temu. Wyglada na to, ze obroncy "tradycyjnej rodziny" traktuja ta tradycje bardzo selektywnie.
Wisz coś jest na rzeczy jak piszesz, że definicje się zmieniają ale jak to pogodzić z kolorami, przecież je też kiedyś "zdefiniowano" i jakoś czarne wciąż jest czarne i nie chce być białe, czyż nie? Więc Kopyrda społeczeństwa mogą sobie "definiować" do woli lecz PRAWDY się przez to nie zmieni. Od taka filozoficzna mądrość mojej babci. Pozdrawiam
PS: jeśli nie interesujesz się zjawiskiem to nie pisz proszę głupotek.
np. "A w dodatku we Francji (gdzie dzietnosc jest o wiele wyzsza niz w Polsce), wiekszosc dzieci rodzi sie w nieformalnych zwiazkach. "
większej głupotki ostatnio nie czytałem
Większa dzietność we Francji niż w Polsce wynika z dużej ilości "imigrantów" z kolonii francuskich. To w tych "tradycyjnych" islamskich rodzinach jest wysoka dzietność a nie w "nieformalnych". Zjawisko dostrzegane w większości państw europejskich, gdzie są duże diaspory islamskie. W islamie seks poza małżeński karany jest śmiercią, a bracia "shańbionej" siostry mają prawo do krwawej zemsty.
Panie Korpyda, Po pierwsze definicja tradycyjnej rodziny jest nadzwyczaj ostra i obejmuje (jak sama etymologia tego slowa wskazuje, rod=rodzina) ludzi spokrewnionych ze soba. Rodzine tworza wiec osoby, miedzy ktorymi istnieje pokrewienstwo (np. rodzice i dzieci). Zwiazek kobiety i mezczyzny, dzieki ktoremu moze zaistniec rodzina tradcyjnie nazywamy malzenstwem i wlasnie z racji owej mozliwosci juz w starozytnosci oraz w epoce feudalnej malzenstwa cieszyly sie pewnymi przywilejami. Po drugie, jest rzecza oczywista iz jakikolwiek zwiazek gejowski nie moze byc rodzina, dokladnie w wymienionych wyzej powodow. Dlatego uzywane przez Pana okreslenie ¨malzenstwa gejowskie¨ czy ¨rodziny gejowskie¨ to oksymoron. Jesli wiec ktos probuje podpiac taki absurd pod pojecie rodziny czy malzenstwa - jest rzecza oczywista iz rodziny i malzenstwa beda sie temu sprzeciwiac. Dokladnie na tej samej zasadzie, ktora podali inni dyskutanci - ktos, kto uzyskal tytul magistra bedzie sprzeciwial sie rozmywaniu znaczenia tego tytulu poprzez automatyczne nadawanie go wszystkim gimnazjalistom. Po trzecie, podany przez Pana fakt zakladania nowych rodzin po np. rozwodzie akurat nie wypacza znaczenia slowa rodzina wiec pisze Pan kompletnie nie na temat. Probuje Pan po prostu oddelegowac obroncow trodziny do innych, wydumanych przez siebie problemow udajac, ze nie widzi konkretnego problemu, przeciw ktoremu protestuja.
Skoro zawarłem coś takiego jak związek małżeński i polegało to na trwałym związaniu się mnie jednego z jedną konkretną kobietą, to jakiekolwiek próby majstrowania przy definicji małżeństwa i rodziny (i rozszerzanie ich na dowolny związek osób dowolnej płci) mam prawo odbierać jako atak na małżeństwo i rodzinę. To chyba logiczne!
Jeżeli ktoś uzyskał po pięciu latach studiów stopień magistra, będzie jak najbardziej słusznie oburzony gdy jakieś politycznie poprawne głąby zaczną nadawać stopień magistra obligatoryjnie wszystkim gimnazjalistom.
Modle sie, aby Francuzom nie zabraklo determinacji. Mogliby wezwac pomoc z Polski. Jak my, Polacy, zaczniemy protestowac, to kazda dyktatura upadnie (patrz ACTA) ;)
Do Mata: Sondaze wskazuja, ze demonstranci reprezentuja mniejszosc obywateli Francji: 38%. Do Obywatela: A jesli, ja zare zwiazek malznesmi z jedna kobieta, potem sie rozwwiedziemy, zawre z druga i bedziemy wspolnie wychowywac dzieci z obu malzenstw, bo ona tez sie rozwiodla, a w dodatku jestesmy w kontakcie z naszymi poprzednimi malzonkami i dzielimy sie z nimi wychowaniem dzieci, to ile rodzin wchodzi w gre i ktora jest z nich tradycyjna? Pytam sie, bo takich rodzin jest coraz wiecej - w Polsce i we Francji. N.p. obecny prezudent rozszedl sie ze swoja partnerka, matka jego czwroga dzieci i zyje w wlonym zwiazku z dwukrotna rozwodka. A jego poprzednik tuz po wyborach rozwiodl sie a potem zawarl nowy zwiazek malzenski. A z kolei jego poprzednik mial dwie rodziny. Wiec gdzie jest tradycja i wlasciwie co jest zrodlem, ataku na rodzine?
Panie RaBi: Bez przesady z tymiwilodzietnymi rodzinami immigrantow, zwlaszcza muzulmnskich. Dzietnosc w ich rodzinach wynosi2.2 i spada w drugim pokoleniu. Srednia dzietnosci we Francji wynosi 2.03. Wiec w sumie rozrodczosc wsrod Muzulmanow nie ma az takiego wpywu na dempgrafie we Francji, jak sie Panu wydaje. Panie Marcinie: Definicja tradycyjnej rodziny sie nieco zmienila. Jescz do niedawna, w wielu krajach, n.p. w USA taka rodzina skladala sie z pracujacego ojca, dzieci 9 niepracujacej (poza domem) matki. A w dodatku, w.g. panskiej definicji, grupa, ktora sklada sie z meza, zony oraz adoptowanych dzieci, nie jest rodzina. Ale postawmy sprawe w ten sposob: Warunkiem koniecznym do zaistnienia rodziny jest zwiazek mezczyzny z kobieta. I wtedy mozemy w ramy tej definicji wlaczyc rodziny, ktore powstaja po rozwodach oraz zwiazki nieformalne. Tylko, ze w wyniku przemian kulturowych te definicje sie zmieniaja. A oto przyklad z USA, z farmerskiego stanu Iowa, gdzie malzenstwa gejowskie sa legalne. Prosze uwaznie przeczytac sekcje dotyczaca badan opinii publicznej: http://en.wikipedia.org/wiki/Same-sex_marriage_in_Iowa. Tempora mores. Z tym, ze my dyskutujemy na odrebnych plaszczyznach, poniewaz Pan pisze (bardzo madrze) o istocie definicji, a ja sie przestawilem na zmiany w kulturze i percepji spolecznej.
Panie Korpyda, najwyrazniej dyskutujemy na roznych plaszczyznach ale definicja tradycyjnej rodziny, jak napisalem wczesniej, nie zmienila sie. To Pan probuje twierdzic, ze sie zmienila podajac za przyklady jakies zmiany prawa, ktore bynajmniej nie maja nic wspolnego z owym tradycyjnym pojeciem rodziny. I owszem, rodzina skladajaca sie z meza, zony i adoptowanych dzieci moze byc uwazana za rodzine ale nie za tradycyjna rodzine, chocby z powodu braku pokrewienstwa miedzy jej czlonkami. Kultura i percepcja spoleczna rowniez nie zmienia tradycji, tak jak np. wprowadzenie maszyn do wypieku chleba na masowa skale nie zmienia tradycjnych metod wypiekania pieczywa. Caly problem zas nie dotyczy nomenklatury ale tego, co za owa nomenklatura idzie, mianowicie przywilejow malzenskich, o ktorych istnieniu oraz logicznym umocowaniu wspominalem wczesniej. Jesli zaczniemy rozdawac przywileje wszystkim grupom spolecznym, ktore takich przywilejow chca mimo niespelnienia warunkow ich otrzymania to dojdziemy do nakrecania spirali absurdow. I tak np. 25-latkowie beda argumentowali, ze chca przywilejow emerytalnych gdyz takie maja 65-latkowie i wobec tego czuja sie dyskryminowani. Proponuje przyjac prosta zasade, iz jesli spoleczenstwo nie ma zadnych korzysci z istnienia danych przywilejow, po prostu nie nadaje ich. I doprawdy, ciezko doszukac sie jakichkolwiek korzysci spolecznych wynikajacych z faktu nadania zwiazkom homo statusu malzenstw. Nie bronie im rejestrowac sie u organow wladzy, zawierac notarialnie wspolnoty majatkowej, ustanawiania tzw. osoby najblizszej ale nie widze zadnego powodu, dla ktorego panstwo mialoby zapewniac im to wszystko z urzedu + wszystkie inne przywileje malzenskie.
Święta Rodzina tez nie miała pokrewieństwa, wszystkich członków, nawet nie miała tradycyjnego ślubu. A była i jest najważniejsza.
A ponadto mylisz przywileje z prawami i tutaj @Kopyrda ma w zupełności rację. Prawo do pochówku nie jest przywilejem, itd. Małżeństwa homo są podobnie jak tradycyjna rodzina zobowiązane np. do płacenia alimentów i innych świadczeń na rzecz drugiej osoby lub państwa.
Najpierw przeczytaj regulacje, a potem wypisuj elaboraty, błagam troche krótsze, jakąś esencję.
Nie nudź @Okroj, a pisz krócej i bardziej zrozumiale nie tylko dla siebie.
Nadto mylisz przywileje z prawami. Prawo do pochówku partnera, czy wiedzy o stanie jego zdrowia, nie jest przywilejem, ale prawem wynikajacym z podstawowych praw i wolności obywatelskich zawartych w Karcie ONZ i polskiej konstytucji.
Wbrew temu co twierdzisz także małżeństwa homo, czy związki partnerskie moga przysparzać społecznych korzyści, np. wychowując i ucząc dzieci, płacąc wszelkie opłaty, biorąc na siebie np. obowiązek alimentacyjny.
Potem będą wybory i znowu te same miliony oddadzą głosy na francuskich odpowiedników różnych Tusków i Komorowskich.
Homoseksualiści są dla nich tylko mięsem armatnim, bo przecież nie o żadną "tolerancję" tutaj chodzi.
Polska powinna przestać oglądać się na Zachód, a zamiast tego trzymać się własnej tradycji, która bardzo jasno odróżniała tolerancję od nachalnej promocji.
Warto spojrzeć na historię:
W tradycyjnie tolerancyjnej Polsce odrodzonej w 1918 roku nie było żadnych praw prześladujących homosiów: chcesz, baw się w łóżku jak chcesz ale nie krzycz o tym wszystkim dookoła. W Wielkiej Brytanii jeszcze w latach 50-tych przymusowo kastrowano pederastów, a dzisiaj przeginają bagietę w drugą stronę. Społeczeństwa zachodu miotają się ze skrajności w w skrajność.
Choć ślę ukłony Francuzom sprzeciwiającym się dyktaturze gender i Hollande, to jednak ubolewam że dopiero teraz, po fakcie się obudzili. Ale jest w nich siła i determinacja! Jeśli nie spoczną na laurach - wszystko można odwrócić i być mądrym na przyszłość. A czy my, Polacy nauczymy się wreszcie na błędach innych?
Poza tym uważam, że Kozłowska-Rajewicz powinna być niezwłocznie odwołana.
Ostrożny pogląd twórcy psychoanalizy na temat modyfikacji kultury (cywilizacji) najwyraźniej nie pasuje do radykalnych zmian kulturowych Nowej Lewicy, która nie raz bierze sobie na sztandary swojej ideologii Freuda.
Wyobrazmy sobie marsz w obronie np. dzieci bo oto jakis lewacki pedofil -polityk wymyslil sobie, zeby zniesc kare za seks z nieletnimi a jednoczesnie wprowadzic obowiazkowe zajecia z antykoncepcji w szkolach podstawowych. I tak oto zebralo sie kilka milionow ludzi na ulicach z transparentami ¨chronmy nasze dzieci¨ tymczasem niejaki Kopyrda wyskakuje z pytaniem przeciw czemu wlasciwie protestuja z takimi haslami - wszak powinni przeciw pijanym kierowcom, ktorzy rzeczywiscie zabijaja male dzieci na drogach.
To nie jest dobra analogia a to dlatego ze: Po pierwsze, definicja tradycyjnej rodziny nie jest ostra i podlega ciagleh ewolucji. I obecny spor (we Francji, w Polsce) dotyczy czesto nie tyle definicji rodziny, lecz tego, kto ja definiuje. Po drugie, jesli zgodzimy sie z panska definicja rodziny, to malzenstwa gejowskie i rodziny, ktore sa ich konsekwencja do tej definicji nie pasuja, wiec demonstracje przeciwko nim nie moga miec zwiazku z obrona tej tradycji.
No i tutaj jest pies pogrzebany: Bo n.p. We Francji (i w Polsce) nikt nie protestuje przeciwko rodzinom, w ktorych rodzice zawarli drugie malzenstwo i wychowuja dzieci z pierwszych malzenstw. Wiec chyba jednak pojecie tradycji uleglo zmianie. A w dodatku we Francji (gdzie dzietnosc jest o wiele wyzsza niz w Polsce), wiekszosc dzieci rodzi sie w nieformalnych zwiazkach. W Polsce jest takich dzieci coraz wiecej i cos nie slysze o protestach przeciwko temu. Wyglada na to, ze obroncy "tradycyjnej rodziny" traktuja ta tradycje bardzo selektywnie.
Wisz coś jest na rzeczy jak piszesz, że definicje się zmieniają ale jak to pogodzić z kolorami, przecież je też kiedyś "zdefiniowano" i jakoś czarne wciąż jest czarne i nie chce być białe, czyż nie?
Więc Kopyrda społeczeństwa mogą sobie "definiować" do woli lecz PRAWDY się przez to nie zmieni. Od taka filozoficzna mądrość mojej babci.
Pozdrawiam
PS: jeśli nie interesujesz się zjawiskiem to nie pisz proszę głupotek.
np.
"A w dodatku we Francji (gdzie dzietnosc jest o wiele wyzsza niz w Polsce), wiekszosc dzieci rodzi sie w nieformalnych zwiazkach. "
większej głupotki ostatnio nie czytałem
Większa dzietność we Francji niż w Polsce wynika z dużej ilości "imigrantów" z kolonii francuskich. To w tych "tradycyjnych" islamskich rodzinach jest wysoka dzietność a nie w "nieformalnych". Zjawisko dostrzegane w większości państw europejskich, gdzie są duże diaspory islamskie.
W islamie seks poza małżeński karany jest śmiercią, a bracia "shańbionej" siostry mają prawo do krwawej zemsty.
Po pierwsze definicja tradycyjnej rodziny jest nadzwyczaj ostra i obejmuje (jak sama etymologia tego slowa wskazuje, rod=rodzina) ludzi spokrewnionych ze soba. Rodzine tworza wiec osoby, miedzy ktorymi istnieje pokrewienstwo (np. rodzice i dzieci). Zwiazek kobiety i mezczyzny, dzieki ktoremu moze zaistniec rodzina tradcyjnie nazywamy malzenstwem i wlasnie z racji owej mozliwosci juz w starozytnosci oraz w epoce feudalnej malzenstwa cieszyly sie pewnymi przywilejami. Po drugie, jest rzecza oczywista iz jakikolwiek zwiazek gejowski nie moze byc rodzina, dokladnie w wymienionych wyzej powodow. Dlatego uzywane przez Pana okreslenie ¨malzenstwa gejowskie¨ czy ¨rodziny gejowskie¨ to oksymoron. Jesli wiec ktos probuje podpiac taki absurd pod pojecie rodziny czy malzenstwa - jest rzecza oczywista iz rodziny i malzenstwa beda sie temu sprzeciwiac. Dokladnie na tej samej zasadzie, ktora podali inni dyskutanci - ktos, kto uzyskal tytul magistra bedzie sprzeciwial sie rozmywaniu znaczenia tego tytulu poprzez automatyczne nadawanie go wszystkim gimnazjalistom.
Po trzecie, podany przez Pana fakt zakladania nowych rodzin po np. rozwodzie akurat nie wypacza znaczenia slowa rodzina wiec pisze Pan kompletnie nie na temat. Probuje Pan po prostu oddelegowac obroncow trodziny do innych, wydumanych przez siebie problemow udajac, ze nie widzi konkretnego problemu, przeciw ktoremu protestuja.
Brak im ducha...
To chyba logiczne!
Jeżeli ktoś uzyskał po pięciu latach studiów stopień magistra, będzie jak najbardziej słusznie oburzony gdy jakieś politycznie poprawne głąby zaczną nadawać stopień magistra obligatoryjnie wszystkim gimnazjalistom.
Mogliby wezwac pomoc z Polski. Jak my, Polacy, zaczniemy protestowac, to kazda dyktatura upadnie (patrz ACTA) ;)
Simon Weil: "Nasz epoka zniszczyła wewnętrzną hierarchię."
Panie Marcinie: Definicja tradycyjnej rodziny sie nieco zmienila. Jescz do niedawna, w wielu krajach, n.p. w USA taka rodzina skladala sie z pracujacego ojca, dzieci 9 niepracujacej (poza domem) matki. A w dodatku, w.g. panskiej definicji, grupa, ktora sklada sie z meza, zony oraz adoptowanych dzieci, nie jest rodzina. Ale postawmy sprawe w ten sposob: Warunkiem koniecznym do zaistnienia rodziny jest zwiazek mezczyzny z kobieta. I wtedy mozemy w ramy tej definicji wlaczyc rodziny, ktore powstaja po rozwodach oraz zwiazki nieformalne. Tylko, ze w wyniku przemian kulturowych te definicje sie zmieniaja. A oto przyklad z USA, z farmerskiego stanu Iowa, gdzie malzenstwa gejowskie sa legalne. Prosze uwaznie przeczytac sekcje dotyczaca badan opinii publicznej: http://en.wikipedia.org/wiki/Same-sex_marriage_in_Iowa.
Tempora mores. Z tym, ze my dyskutujemy na odrebnych plaszczyznach, poniewaz Pan pisze (bardzo madrze) o istocie definicji, a ja sie przestawilem na zmiany w kulturze i percepji spolecznej.
Panie Korpyda, najwyrazniej dyskutujemy na roznych plaszczyznach ale definicja tradycyjnej rodziny, jak napisalem wczesniej, nie zmienila sie. To Pan probuje twierdzic, ze sie zmienila podajac za przyklady jakies zmiany prawa, ktore bynajmniej nie maja nic wspolnego z owym tradycyjnym pojeciem rodziny. I owszem, rodzina skladajaca sie z meza, zony i adoptowanych dzieci moze byc uwazana za rodzine ale nie za tradycyjna rodzine, chocby z powodu braku pokrewienstwa miedzy jej czlonkami. Kultura i percepcja spoleczna rowniez nie zmienia tradycji, tak jak np. wprowadzenie maszyn do wypieku chleba na masowa skale nie zmienia tradycjnych metod wypiekania pieczywa. Caly problem zas nie dotyczy nomenklatury ale tego, co za owa nomenklatura idzie, mianowicie przywilejow malzenskich, o ktorych istnieniu oraz logicznym umocowaniu wspominalem wczesniej. Jesli zaczniemy rozdawac przywileje wszystkim grupom spolecznym, ktore takich przywilejow chca mimo niespelnienia warunkow ich otrzymania to dojdziemy do nakrecania spirali absurdow. I tak np. 25-latkowie beda argumentowali, ze chca przywilejow emerytalnych gdyz takie maja 65-latkowie i wobec tego czuja sie dyskryminowani. Proponuje przyjac prosta zasade, iz jesli spoleczenstwo nie ma zadnych korzysci z istnienia danych przywilejow, po prostu nie nadaje ich. I doprawdy, ciezko doszukac sie jakichkolwiek korzysci spolecznych wynikajacych z faktu nadania zwiazkom homo statusu malzenstw. Nie bronie im rejestrowac sie u organow wladzy, zawierac notarialnie wspolnoty majatkowej, ustanawiania tzw. osoby najblizszej ale nie widze zadnego powodu, dla ktorego panstwo mialoby zapewniac im to wszystko z urzedu + wszystkie inne przywileje malzenskie.
Święta Rodzina tez nie miała pokrewieństwa, wszystkich członków, nawet nie miała tradycyjnego ślubu. A była i jest najważniejsza.
A ponadto mylisz przywileje z prawami i tutaj @Kopyrda ma w zupełności rację. Prawo do pochówku nie jest przywilejem, itd.
Małżeństwa homo są podobnie jak tradycyjna rodzina zobowiązane np. do płacenia alimentów i innych świadczeń na rzecz drugiej osoby lub państwa.
Najpierw przeczytaj regulacje, a potem wypisuj elaboraty, błagam troche krótsze, jakąś esencję.
Nadto mylisz przywileje z prawami. Prawo do pochówku partnera, czy wiedzy o stanie jego zdrowia, nie jest przywilejem, ale prawem wynikajacym z podstawowych praw i wolności obywatelskich zawartych w Karcie ONZ i polskiej konstytucji.
Wbrew temu co twierdzisz także małżeństwa homo, czy związki partnerskie moga przysparzać społecznych korzyści, np. wychowując i ucząc dzieci, płacąc wszelkie opłaty, biorąc na siebie np. obowiązek alimentacyjny.