• Gosia
    26.06.2018 10:22
    Czy nie zauważam, czy nie ma nazwiska autora? "To, że penitent znajduje się w obiektywnej sytuacji grzechu ciężkiego (z wyjątkiem sytuacji, w których pierwsze małżeństwo zostało zawarte nieważnie), nie ulega wątpliwości. " Jednak nie żyje on w sakramentalnym małżeństwie, więc jest w sytuacji grzechu. Nieważne, czy pierwsze małżeństwo było ważne.
  • Gosia
    26.06.2018 10:23
    A, już widzę, To fragment książki.
  • bartek
    26.06.2018 10:57
    " Wyobraźmy sobie, że ktoś, kto został ochrzczony, ale nigdy nie przeszedł rzeczywistej ewangelizacji, zawarł małżeństwo w sposób powierzchowny, a następnie został porzucony." To nie jest usprawiedliwienie. Żyjemy w czasach, w których nie przechodzi ewangelizacji tylko ten, co nie chce. Niewiedza nie jest żadnym usprawiedliwieniem, bo ta niewiedza w naszych czasach wynika tylko i wyłącznie z lenistwa i ignorancji, a więc jej brak obciąża, a nie usprawiedliwia. Każdy umie czytać, umie pisać i może się uczyć, do jakiejś szkoły chodził, a więc i na lekcje religii. Spowodujcie wypadek jadąc samochodem (o bardo nieprzyjemnych skutkach), a później tłumaczcie się, że nie wiedzieliście, co ten znak drogowy (ostrzegający przed niebezpieczeństwem ) oznacza, a poza tym niezbyt dobrze potraficie prowadzić samochód. Przecież wszyscy wiemy, że sąd takich argumentów nie uwzględni. Przedstawiając takie argumenty o niewiedzy i przyzwalając na nią - bo to jest przyzwalanie - totalnie lekceważy się Boga i Jego przykazania. Jezus nigdy nie szedł z grzesznikami na kompromisy, ani ich nie usprawiedliwiał ich postępowania; Jezus wzywał do nawrócenia, wzywał do radykalizmu, a nie rozmazywania wiary. Nie wasze słowo będzie"tak", albo "nie" i nic pośredniego pomiędzy tymi słowami.
    • czytelnik
      27.06.2018 14:48
      Zatem, kolego, odrzucasz nauczanie papieży, dot. zmniejszonej odpowiedzialności z powodu niewiedzy? Mocne!
      Rozumiem też, że ci, którzy żyją w patologicznych środowiskach albo w takich, gdzie nie żyje się wiarą, gdzie nie ma spotkania z praktykującymi katolika sami sobie są winni, że są niezewangelizowani? Mocne po raz drugi.
      Przykład z wypadkiem tez mocny. Bo wynika z niego, że dla sądu jest obojętne, czy wypadek nastąpił celowo czy z niewiedzy dot. przepisów. Mogę poprosić o źródła tej wiedzy?
      • bartek
        27.06.2018 17:31
        Źle mnie zrozumiałeś odnośnie wypadku. Dla sądu niewiedza kierującego pojazdem nie usprawiedliwia kierowcy, a wręcz go obciąża. O celowym spowodowaniu wypadku nie pisałem, tylko o lekceważeniu przepisów przez zaniedbanie ich poznania i konsekwencjach tego zaniedbania. Co do wiedzy religijnej... Na lekcjach religii uczniowie często, zbyt często - wykazują zupełny brak zainteresowania, czemu dają niejednokrotnie wyraz niesfornym zachowaniem. Więc czyją jest winą, że nie chcą nabywać wiedzy , jeśli nie ich? Niedawno miałem spotkanie rodzinne. Wywiązała się dyskusja na tematy kościół, moralność . Dwoje młodych ludzi (dziewczyna i chłopiec chodzący ze sobą), którzy ukończyli studia, byli zdumieni, gdy usłyszeli, że współżycie przed ślubem jest grzechem. Czy rzeczywiście tego nie wiedzieli? Pochodzą z katolickich rodzin, uczęszczali na lekcje religii wiele lat, ale widocznie wygodniej jest powiedzieć, że się nie wiedziało. Czy to są faktyczne braki wiedzy, czy mijanie się z prawdą, bo tak można siebie przedstawić w ładniejszym świetle zwalając winę na innych. Takich przykładów można mnożyć. Starsza kobieta co niedzielę chodząca do kościoła i żyjąca w konkubinacie.Gdy jej ktoś powiedział, że to grzech odparła, że nieprawda i : a gdzie to jest w Ewangelii napisane? Ale do tej Ewangelii sięgnąć nie chce. A później, to ja nie wiedziałam?
      • czytelnik
        28.06.2018 10:34
        Jeżeli ktoś zna przepis i go nie stosuje, to jest to celowe działanie. To przecież coś innego niż działanie wynikające z niewiedzy (zawinionej czy nie).
        A to że ludzie udają, że czegoś nie wiedzą, to cóż, sami siebie oszukują...

        Dalej będę bronił tezy, że są ludzie, których wiedza jest niezawiniona. Cóż z tego, że na katechezie, kazaniu słyszą to i to, skoro w domu słyszą, że ksiądz to pijak i złodziej..., i pewnie do kościoła rodzice chodzą od wielkiego święta.
        Nic konkretnego nie będzie wiedział
      • bartek
        28.06.2018 16:07
        Przeczytaj uważnie jeszcze raz to zdanie, ponieważ widzę, że masz jakieś problemy ze zrozumieniem, cytuję :"O celowym spowodowaniu wypadku nie pisałem, tylko o lekceważeniu przepisów przez zaniedbanie ich poznania i konsekwencjach tego zaniedbania." Piszę, o zaniedbaniu poznania przepisów, a nie o tym, że je zna, a nie stosuje. Pozdrawiam
    • gulaj
      10.07.2018 22:37
      Całkowicie się zgadzam z tym komentarzem
    • SzareKocisko
      01.11.2018 16:28
      "Żyjemy w czasach, w których nie przechodzi ewangelizacji tylko ten, co nie chce" - to akurat największa bzdura, jaką słyszałam. Naprawdę. Jestem osobą, która przyjęła bierzmowanie później - to jest w 20 roku życia. Była to moja świadoma, dobrowolna decyzja. Dziś okazuje się, że nie miałam zielonego pojęcia, jaka naprawdę jest wykładnia Kościoła w wielu sprawach, mimo chodzenia na katechezy, modlitwy i ogólne przygotowania w parafii, a moja dojrzałość wi wierze oscylowała w okolicy podstawówki. Prawdziwą ewangelizację dziś, w dobie katolików niedzielnych i skłóconych ze sobą księży przejść można dopiero wtedy, kiedy człowiek NAPRAWDĘ się postara. Inaczej większość zatrzymuje się na etapie wiary totalnie niedojrzałej, przykładanej do regułek, odklepanych litanii, która czasem stać się może przedziwną formą gloryfikacji pokrętnego cierpienia. Jezus może i nie szedł na kompromisy, ale zawsze przychodził do człowieka. Jadł z celnikami, nie uczonymi w piśmie. Nie oceniał i nie osądzał osoby, ale czyn. Warto się zastanowić, czy czasem my w swym przekonaniu o słuszności nie czynimy na odwrót, bo choć w teorii wszystko może byc TAK lub NIE - w życiu zawsze jest szarawe.
  • bartek
    26.06.2018 14:31
    "Następnie taka osoba związała się z kimś, kto pomógł jej w trudnych momentach, obdarzył ją szczerą miłością, stał się dobrym ojcem lub dobrą matką dzieci z pierwszego małżeństwa." Obdarzył ją szczerą miłością? Jakby obdarzył ją szczerą miłością, to by z nią nie współżył, tylko pomagał bezinteresownie, ponieważ by wiedział, że w dwóch z dziesięciu przykazań Bóg tego zabrania (nie cudzołóż i nie pożądaj żony bliźniego swego) i przekraczanie tych przykazań grozi utratą zbawienia. Więc nie jest to czysta miłość, tylko za coś, a konkretnie za współżycie (co zakrawa nawet na swego rodzaju prostytucję). I czego uczą się dzieci wychowywane przez ludzi o takiej moralności? Do sprzedawania Boga za doraźne korzyści ziemskie .
  • tomak
    04.12.2018 13:49
    Rocco Buttiglione, włoski filozof, poważnie błądzi. Seks nie jest najwyższą wartością na świecie. Gdyby tak było, księża, zakonnicy, biskupi i papież musieliby się obowiązkowo żenić, no bo bez seksu nie byliby w stanie funkcjonować. A jednak bez seksu można żyć. Przeciwnie, gdyby współcześni ludzie nie nastawiali się tak bardzo na seks, więcej byłoby bezinteresownej miłości między nimi i więcej wierności. Nie sztuka być wiernym gdy się wszystko w małżeństwie wszystko układa, sztuka wtedy, gdy jest źle. Tacy ludzie jak Buttiglione kompletnie zapomnieli o chrześcijańskim wyrzeczeniu. Chrześcijaństwo nie promuje przyjemnego życia za wszelką cenę, lecz raczej wskazuje na wartość cierpienia. No ale komu dziś mówić o cierpieniu. Kto w nim widzi jakikolwiek sens. Kościół, niestety, poddaje się wygodnemu i hedonistycznemu światu, kształtowanemu przez hollywoodzkie filmy.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg