Geniuszem nie trzeba się urodzić

Kto wie, czy z Lublina nie będzie pochodził następca Wayne’a Rooneya i Cristiano Ronaldo. Wszystko możliwe, gdy trening dziecko rozpoczyna w wieku 6 miesięcy, kiedy jeszcze nawet nie potrafi chodzić. Lublin dołączył do miast, gdzie ruszyły zajęcia Socatots.

Jan Staniewicz ma troje dzieci, Szymon Bojarski czworo (najmłodsze niedługo się urodzi). Obaj pochodzą z wielodzietnych rodzin i na własnej skórze doświadczyli, co znaczy dbać o więzi w rodzinie. – Kiedy sami zostaliśmy rodzicami, zaczęliśmy szukać możliwości lepszego kontaktu z naszymi dziećmi. Wracaliśmy do domu z pracy i poświęcaliśmy maluchom nasz czas, ale w praktyce wyglądało to tak, że co chwila dzwonił telefon, coś się nam przypomniało, coś trzeba było zrobić lub załatwić. Nasza zabawa z dziećmi była więc przerywana – mówi Jan Staniewicz. Panowie zaczęli więc szukać w Lublinie możli-wości spędzenia wspólnie z dzieckiem czasu, którego nic nie będzie przerywać. To miała być godzina tylko dla rodzica i dziecka.

Rodzic na wyłączność

– Znaleźliśmy basen, balet, angielski, ale wszystkie te zajęcia były dla dzieci, nie dla rodziców i dzieci. Zaczęliśmy więc szukać, czy gdzieś poza Lublinem jest jakaś oferta, która spełni nasze oczekiwania. Tak dowiedzieliśmy się o grupach Socatots – wyjaśniają panowie. Centrala Socatots w Polsce mieści się w Szczecinie. Od Lublina to strasznie daleko, ale nie zraziło to młodych rodziców. Skontaktowali się z ludźmi z Pomorza i ruszyli w drogę.

– Zajęcia w Szczecinie nas zachwyciły. Dzieci wraz z rodzicami szalały na sali, doskonale się bawiąc, a przy okazji ucząc się różnych umiejętności. Ostatecznie przekonała nas pewna przedszkolanka, którą spotkaliśmy w Szczecinie. To nauczycielka z wieloletnim stażem, która powiedziała nam, że po kilku dniach pobytu dzieci w przedszkolu od razu widać, które chodzą na Socatots. Inaczej się zachowują, reagują na polecenia i nie boją się grupy. Postanowiliśmy spróbować w Lublinie – opowiada Jan Staniewicz. Panowie odbyli specjalistyczne szkolenia, zaczęli szukać ludzi przygotowanych do prowadzenia takich zajęć, no i zaprosili rodziców na zajęcia. Tak do Socatots trafiła ze swoimi dziećmi pani Ilona. – Zaintrygowało mnie to, że mogę przyjść na zajęcia zarówno z moim dwuletnim synem, jak i czteroletnią córką. Pomyślałam, że spróbujemy. Lenka, moja córka, trochę się bała pierwszego razu i dopytywała, czy jak się jej nie spodoba, będzie mogła wrócić do domu. Tak się umówiłyśmy, że idziemy na próbę. Jednak już po kilku minutach Lenka zapytała mnie, czy będziemy mogły tu przychodzić zawsze. No i zostałyśmy – uśmiecha się pani Ilona.

Co to jest Socatots?

Trudno się dziwić, że dzieciom bardzo się podoba. Wielka sala gimnastyczna, piłki te prawdziwe i miękkie z materiału, i takie z gumy z kolcami jak jeże, i tor przeszkód, i wiele innych atrakcji, w których razem z dzieckiem szaleje rodzic – to niespotykane na co dzień w domu zjawisko. – Chodzi o to, by przez zabawę, w której dzieci czują się bezpiecznie, uczyć się pewnych rzeczy – mówią trenerzy. Maluchy głównie się bawią, ale przy wykorzystaniu określonych komend. Gdy od pierwszych miesięcy życia ktoś powtarza dziecku: teraz kopiemy piłkę prawą nóżką, w lewą rączkę bierzemy obręcz i wyglądamy przez nią jak przez okienko, naturalne staje się rozróżnianie strony prawej i lewej. – Wiadomo, że musi w tym pomagać mama lub tato. Dziecko nie rozumie wydanego polecenia, ale jeśli rodzic pokazuje, która to jest prawa nóżka, a która lewa rączka, i robi to systematycznie przez wiele zajęć, maluch odruchowo później reaguje na takie komendy – obserwuje Jan Staniewicz. Rozumienie poleceń i ich wykonywanie przenosi się z sali gimnastycznej na inne dziedziny życia.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| EDUKACJA, RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg