„Wielki uśmiech na dwóch nogach” – najkrótszy i idealny opis osobowości dr Ewy Zarzeckiej z Żywca
„Wielki uśmiech na dwóch nogach” – najkrótszy i idealny opis osobowości dr Ewy Zarzeckiej z Żywca
Urszula Rogólska

Ciocia jak anioł

Brak komentarzy: 0

Urszula Rogólska; GN 14/2013 Bielsko-Biała

publikacja 15.04.2013 09:30

– Jak by TU opisać ciocię... To jest taki wielki uśmiech na dwóch nogach! – woła Francisco, Nikaraguańczyk, mąż Mirki, dla której doktor Ewa Zarzecka z Żywca jest przyszywaną ciocią.

Pamiętam taką scenę – opowiada Janina Kliś, wolontariuszka domowego Hospicjum św. Faustyny Kowalskiej w Żywcu. – Grypa szaleje. W przychodniach kilkadziesiąt osób na jednego lekarza. I akurat wtedy doktor Ewie odzywa się uraz kręgosłupa. Nie jest w stanie wyjść z domu do przychodni. Przychodzę do niej, a w maleńkim mieszkaniu kilku pacjentów – ten na kanapie, ten na krześle, w szlafrokach, w kapciach. To przeziębieni sąsiedzi z klatki przyszli po pomoc. Nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać, gdy widziałam panią doktor ledwo ruszającą się wśród tych chorych ludzi. Ewa Zarzecka śmieje się perliście: – To naprawdę musiał być niezły widok!

Jak samarytanin

Jest lekarzem od 44 lat. Ćwierć wieku pracowała w szpitalu żywieckim, a od 15 lat jest lekarzem rodzinnym w Żywcu-Sporyszu. Pełni też funkcję kierownika medycznego w żywieckim hospicjum. Ufna modlitwa i wspólnota, inni ludzie – to baza, na której buduje. – Doktor Ewunia jest do dyspozycji chorych cały czas – mówią jej przyjaciele. – Łączy pracę zawodową z posługą wolontariusza. Jeszcze niedawno opiekowała się swoją mamą, która dożyła 102 lat. Choć sama choruje, jedzie wszędzie tam, gdzie trzeba pomóc choremu, samotnemu, zaniedbanemu: zrobić pranie, zakupy, ugotować obiad, powiedzieć dobre słowo, uśmiechnąć się, przynieść modlitwę, przyprowadzić księdza z sakramentami. Wszyscy pacjenci hospicyjni i ich rodziny są zgodni: doktor Ewa w domu to najlepszy środek przeciwbólowy. Potrafi zabrać z ulicy do swojego domu człowieka poturbowanego w kolizji samochodowej i opiekować się nim przez kilka dni, zanim będzie w stanie się poruszać sam. Jak Samarytanin z Ewangelii.

Nowe pole działania

Kapituła nagrody Miłosiernego Samarytanina, przyznawanej przez krakowski Wolontariat św. Eliasza, otrzymała pokaźny plik świadectw jej pacjentów. Mówią o jej empatii, pokorze, pełnym nadziei i budującego współczucia uśmiechu. Ma czas dla każdego, nigdy nie spogląda na zegarek kiedy ktoś potrzebuje rozmowy. To ona razem z ks. Zdzisławem Grochalem rozpoczęła działalność żywieckiego hospicjum. – Hospicjum ze św. Faustyną – Apostołką Bożego Miłosierdzia – jako patronką, powstało 15 lat temu. Dokładnie 27 września 1998 roku – mówi dr Ewa. – W czasie diecezjalnego Kongresu Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich w Bielsku usłyszałam jak ks. Zdzisław modlił się o domowe hospicjum. Stwierdziłam, że otwiera się dla mnie nowe pole działania... Dr Ewa mówi, że bardzo do niej trafia nauczanie Jana Pawła II o budowaniu cywilizacji miłości i postrzeganie człowieka chorego jako centrum Bożego świata: – Prymat osoby nad rzeczą, być nad mieć, miłosierdzia nad sprawiedliwością. To się sprawdza na naszych oczach – tylko wtedy będziemy w stanie budować Boży świat.

Ludzie miłosierdzia

Zdaniem pani Ewy Zarzecka, Miłosierny Samarytanin należy się całej wspólnocie hospicjum. Bez wspólnoty życie nie ma sensu: – Bardzo ważne jest dla mnie to, co głosi nauka Soboru Watykańskiego II o otwarciu na świeckich. To, że tak afirmowany jest apostolat ludzi pełniących miłosierdzie, że Kościół musimy budować z żywych kamieni. Utwierdza mnie w tym bardzo wybór papieża Franciszka. Do mieszkania pani doktor co chwilę ktoś dzwoni, w drzwiach pojawiają się goście. – Nie, nie byliśmy umówieni. Każdy wie, że do cioci może przyjść zawsze – mówi Mirka, która dziś przyszła z mężem Francisco. Doktor Ewa opowiada, jakim prezentem jest dziś dla nas mąż Mirki: – Ma imię naszego papieża i pochodzi z jego kontynentu!. – Dla mnie ciocia to anioł – dodaje Mirka. – Kiedy widzę ciocię, księdza i inną wolontariuszkę w samochodzie, w drodze do chorych, mam nieodparte wrażenie, że wyglądają jak aniołowie...

Świadectwo

Podczas gali w Krakowie obecnych poruszyło świadectwo salwatorianina ks. Piotra Majchera, który opowiadał o trosce, jakiej doświadczył od doktor Ewy. Dzięki niej skończył seminarium, a kiedy wyjechał na misje do Meksyku, także tam przysyłała pieniądze na pomoc dla jednej z matek samotnie wychowującej dzieci. A kiedy budował kaplicę, przesłała brakującą sumę na okna i ołtarz. Bo przecież muszą mieć miejsce, gdzie spotkają Jezusa w Eucharystii! Ewa Zarzecka mówi, że osobom poświęconym Bogu jest trudniej w życiu i dlatego trzeba je wspierać. – Tę nagrodę przyjęłam z zażenowaniem, ale powoli zaczynam zauważać, że ważne jest świadectwo. Nie można się wstydzić przynależności do Chrystusa. Chyba przyszedł taki czas, że musimy zaznaczać swoją obecność w świecie, pokazywać, że chrześcijaństwo jest radosne, że niesie nadzieję, że ten czas tutaj, to tylko przystanek. Nasz prawdziwy dom jest tam, gdzie obiecał Jezus.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama

Autopromocja