Słowo w żałobie

Jak pomóc osobie pogrążonej w żałobie? Jak rozmawiać i towarzyszyć, by nie zranić?

Mijają miesiące…

Mijają dni, tygodnie, miesiące od śmierci. Zainteresowanie osobą w żałobie maleje. – W pierwszym etapie dalsza rodzina, przyjaciele skupiają się na cierpiącym. Po miesiącach ci, którzy byli obok – powoli zapominają. Tymczasem żałoba nadal trwa, czasem wręcz boli coraz bardziej – mówi ks. Szychowski. – I właśnie wtedy nie zapominajmy i o żałobniku, i o jego zmarłym bliskim. I nie „popędzajmy” go słowami: „ale to już tyle czasu, musisz zacząć żyć normalnie i nie rozpamiętywać ciągle”.

Dorota Bojemska: – Mnie pomagało mówienie o synu, więc potrzebowałam słuchającego... Cieszę się, że moi przyjaciele nie bali się tych opowieści i moich łez. Nie mówili „wiem, co czujesz”, bo przecież nie wiedzieli. Ale nie trzeba „wiedzieć jak jest”, żeby towarzyszyć i wspierać, po prostu nie uciekać.

Ksiądz Szychowski przypomina, że w żałobie charakterystyczne i naturalne jest tzw. przyciąganie i odpychanie. Z jednej strony żałobnik chce być sam, bo przeżywa coś intymnego i delikatnego. Z drugiej potrzebuje też kogoś obok. – Ten ktoś może wysyłać SMS-y: „jestem i pamiętam, modlę się”, może wysłuchać, może posiedzieć razem przed telewizorem – mówi psycholog. – Byle tylko nie krytykował i na siłę nie tłumaczył. W pierwszej fazie żałoby mechanizmy obronne są silne i nie ma perspektywy przyszłości – warto to wiedzieć. Po czasie do żałobnika dociera prawda, że bliskiej osoby naprawdę już nie ma i w nowych okolicznościach trzeba nadal jakoś żyć i funkcjonować. Tu przychodzi moment na wspomnienia, refleksje, rozmowy o zmarłym, często bardzo różnej treści.

Ku równowadze...

Pan Aleksander długo nie potrafił mówić o zmarłej siostrze. Jednak chętnie słuchał opowieści innych. To nie bolało. Bolało natomiast… udawanie, że nie istniała. – Może znajomi bali się, że gdy o niej będą mówić, wyprowadzą mnie z równowagi. Było odwrotnie. Wyprowadzało mnie z równowagi to, że oni milczeli. Ale jednocześnie nie potrafiłem poprosić, by mówili o Annie...

– Bardzo raniący może być też brak pamięci. W pracy terapeutycznej często słyszę, że przeżywających żałobę boli to, gdy widzą, jak wszyscy dookoła szybko powracają do swoich codziennych spraw i żyją tak, jakby nic się nie stało. Świat kręci się dalej, mimo że dla osób, które straciły kogoś bliskiego, nagle stanął w miejscu. Stopniowo coraz mniej ludzi dzwoni, pyta o samopoczucie, wspomina zmarłego, co dla jego najbliższych może być bardzo bolesne – opowiada psychoterapeutka Anna Bajkowska.

Pani Małgorzata krótko po śmierci męża potrzebowała samotności. Nie bała się też zachowań, które mogły wydawać się otoczeniu dziwne. – Na początku moi przyjaciele bali się o mnie i ktoś ze mną mieszkał. Po 3 tygodniach zażądałam jednak, by zostać sama. Wtedy znalazłam wewnętrzną równowagę i siły, by iść do świata. Mówiłam do Jurka. Mam w domu jego zdjęcie, takie z pogrzebu, duże, w ramce. Wchodziłam do domu, rzucałam „cześć Jurek” i opowiadałam mu o wszystkim, pytałam o radę, mówiłam, że tęsknię. Nie potrafiłam wyrzucić jego ubrań. Dopiero po dwóch latach zrobiłam porządek w szafie... Spałam z jego koszulą. Moi przyjaciele tego nie negowali, nie oceniali. Trwali ze mną.

Według pani Małgorzaty najważniejsze w żałobie jest słuchanie. – Jeśli jest obok ktoś, kto przeżywa żałobę, robi to na swój własny sposób. Nie narzucajmy mu własnych „sposobów”, słuchajmy, czego potrzebuje. Jeśli jesteśmy obok, po prostu towarzyszmy. Bez względu na to, jak to wydaje się nam głupie. Nie oceniajmy. Nie wyobrażajmy sobie, że znamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie znamy. Najprawdziwsze jest stare przysłowie: czas leczy rany. W tym czasie Bóg potrafi uporać się z naszym nieszczęściem.

Co robić, gdy widzimy, że bliski w żałobie mimo upływającego czasu nie odzyskuje harmonii? I jak odróżnić naturalny stan smutku od depresji? – Osoba w żałobie potrzebuje około roku, by w miarę stanąć na nogi. Jeśli po tym czasie widzimy, że żałobnik jest wciąż przygnębiony, unika kontaktów – to sygnał, że być może trzeba działać szerzej – twierdzi psycholog ks. Szychowski. – Jeśli widzimy, że nasze rozmowy i towarzyszenie są niewystarczające, warto zaproponować konsultację w poradni psychologicznej, gdzie cierpiący znajdzie profesjonalną pomoc.

– Skorzystałem z takiej pomocy – mówi pan Aleksander. – Po dwóch latach od śmierci siostry musiałem ratować siebie przed ciężką depresją. Pomógł mi psycholog. Cieszę się, że miałem odwagę do niego pójść.

Anna Bajkowska: – Wchodząc w otwarty i autentyczny kontakt z drugą osobą, zawsze w pewien sposób ryzykujemy – że powiemy coś w mało fortunny sposób albo że zabraknie nam słów, że nasz rozmówca będzie poruszony albo że to my mocno się odsłonimy. Jednocześnie bez podjęcia tego ryzyka trudno jest mówić o prawdziwie bliskich relacjach. Dlatego, moim zdaniem, warto ryzykować, być przy osobie w żałobie, rozmawiać z nią, towarzyszyć jej w tym, co przeżywa. A jeśli zdarzy nam się powiedzieć coś, co ją zrani? Zwyczajnie przeprosić i… być przy niej dalej.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg