Nie prowadzę żadnych statystyk, jednak pracując ponad 5 lat na forum wiara.pl zauważyłem ze zdziwieniem, że katolickie kobiety przejawiają pewien charakterystyczny syndrom. Otóż one milczą na temat swoich relacji z mężami albo prezentują zaledwie jakieś ogólniki lub komunały. W pewnej części przypadków było charakterystyczne, że panie sugerowały, że ulegają jakimś formom przemocy ze strony męża, w tym przemocy seksualnej, jednak uważają to za naturalne i normalne, choć wstydliwe.
Może warto o tym porozmawiać, tu czy na forum, zamiast tłuc pianę w stylu tematów takich, jak: "Spojrzałem pożądliwie na koleżankę. Czy mogę iść do Komunii?"
Gdy człowiek przesiąknie przemocą i pogardą, gdy wyniesie je z domu, to nie ma szansy, żeby poradził sobie z tym sam. Żadne kary i napiętnowanie nic tu nie pomogą, co najwyżej pogorszą sprawę. Dla mnie osobiście drogą było nawrócenie, a i to była (jest) droga żmudna. Zamiast napiętnowania, albo nie daj Boże pozbawiania praw rodzicielskich (oczywiście zależnie od skali przemocy) należy uświadamiać, że to droga do nikąd, a co najważniejsze dawać nadzieję i pokazywać realną ścieżkę wyjścia.
W pewnej części przypadków było charakterystyczne, że panie sugerowały, że ulegają jakimś formom przemocy ze strony męża, w tym przemocy seksualnej, jednak uważają to za naturalne i normalne, choć wstydliwe.
Może warto o tym porozmawiać, tu czy na forum, zamiast tłuc pianę w stylu tematów takich, jak: "Spojrzałem pożądliwie na koleżankę. Czy mogę iść do Komunii?"