Jako kilkunastoletnia dziewczyna tańczyłam boso przy tym samym piecu. Który to mógł być rok? – zastanawia się pani Stefania, dokładając węgla do ognia. – Nie aż tak dawno, chyba 1957.
Przed świętami Bożego Narodzenia ze szpitala w Łodzi wyjdą Bartek i Kuba Markowscy. Chłopcy zostali dotkliwie poparzeni w pożarze, jaki wybuchł w samochodzie, w którym na chwilę zostawiła ich mama.
Ryś miał roczek i nad wyraz dobrze się rozwijał. Nic nie zapowiadało dramatu. Ale zanim rodzice dowiedzieli się, że w ciele ich dziecka rozwija się nowotwór, przeszli psychiczne piekło.
Ze Stanisławą Celińską o trzymaniu się torów, cygańskiej duszy i cudach rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Panie, a tu co? – zaczepiła mnie staruszka dźwigająca pod pachą chryzantemy. – Pogrzeb – odparłem. – Pogrzeb??? – zdumiała się kobiecina. I jeszcze raz ciekawie zerknęła na klaszczący tłum.
O małych i wielkich samotnościach, automacie na radosne życie i karierze matki-Polki z Natalią Niemen rozmawia Agata Puścikowska.
– W więzieniu czuje się ból, ma się poczucie wyeliminowania ze środowiska. Mieszkańcy domu dają mi ciepło, serce, miłość, bo im również tego brakuje.
Rodzina w tradycji afrykańskiej jest święta, ponieważ w niej odbija się doskonała jedność istnienia. Harmonijne współżycie z naturą jest również uważane za świętość.
Ryzykując życie, ugasił pożar w domu. Uratował rodzinę, ale został ciężko poparzony. W Wigilię znów poprowadził główne wydanie "Wiadomości".