Życie, do końca

Tych gości nikt nie chce – za bardzo komplikują życie. Trafiają więc do „umieralni”, gdzie… miłość smakuje jeszcze bardziej.

Podaj mi rękę

– Kiedy jako stażystka pracowałam w szpitalu, uderzył mnie sposób, w jaki traktowano umierających – wspomina Anetta Kasprzak-Radecka. – Łóżko z takim pacjentem otaczano parawanami i czekano na koniec. Jakby chciano ukryć, że medycyna przegrała w starciu z chorobą. Człowiek, porzucony przez bezradnych medyków, dogorywał w samotności – odepchnięty, wyrzucony poza nawias – ocenia. W tym samym czasie w domu koleżanki pani doktor umierała prababcia. – Odwiedziłam ją. Znowu zobaczyłam staruszkę odchodzącą z tego świata. Jednak jej umieranie było pełne godności i pokoju. Otoczona przez najbliższych, z modlitwą na ustach, w pożegnalnym uścisku i gromnicą w ręce. Kontrast był tak potężny, że stałam jak wryta – mówi.

Dzisiaj najczęściej można uśmierzyć ból fizyczny. Wtedy człowiek umierający na raka może normalnie funkcjonować. Dopóki starczy mu sił. Jednak brak bólu to tylko połowa sukcesu. Potrzebna jest jeszcze gościnność. – Oferuje ona przyjaźń bez „wiązania gościa” ze sobą, zapewniając mu swobodę, nie pozostawiając go jednak samemu sobie – definiuje Anetta Kasprzak-Radecka. Gościnność zakłada gotowość czuwania. – Jezus w Ogrójcu przed męką prosił Apostołów „Smutna jest moja dusza aż do śmierci – zostańcie tu i czuwajcie ze mną” – przypomina lekarka. – Czasownik „czuwać” dosłownie znaczy: odmawiać sobie snu podczas nocy. Chodzi więc o stałą obecność przy umierającym szczególnie w godzinach nocnych, w których poczucie osamotnienia i duchowa walka mogą się wzmagać – precyzuje i powołując się na Jana Pawła II, wymienia najprostsze i elementarne znaki obecności: uśmiech, uprzejme słowo, miły gest, znak zauważenia i grzeczności, brak pośpiechu, umiejętność cierpliwego słuchania.

– Niezwykle ważnym znakiem obecności i miłości, zwłaszcza w okresie agonii, jest trzymanie za rękę – dodawał ks. Eugeniusz Dutkiewicz SAC, nieżyjący już przewodniczący Ogólnopolskiego Forum Ruchu Hospicyjnego w Polsce. – Fizyczny kontakt daje konającemu poczucie pewności, że druga osoba jest przy nim obecna – zapewniał.

Ożenię się – może

Małgorzata Łazarska to doświadczona pielęgniarka oddziału hospicyjnego w Świebodzicach. O swoich pacjentach mogłaby opowiadać godzinami. O życiu, które rozkwitało w obliczu śmierci, o przebaczeniu, które pozwalało spokojnie umierać, o tęsknotach, które trzymały przy życiu, i o przemianach możliwych tylko dzięki „krótkiemu czasowi”. – Proszę porozmawiać z panem Januszem Ziachem. To jest zupełnie inny człowiek niż ten, który przyszedł do nas trzy miesiące temu – zapewnia. Rak gardła nie pozwoli pięćdziesięciopięciolatkowi zamienić już ani jednego słowa w życiu. Bez względu na to, jak długo będzie ono trwało. Pozostał mu zeszyt i długopis. I już wiadomo, dlaczego powstaje niezwykły dziennik ostatnich miesięcy życia. Jest tam wszystko: od zwyczajnych próśb o kupienie landrynek, po wyznania, do których można dorosnąć wyłącznie wtedy, gdy śmierć nie tyle zagląda w oczy, co siada na kolanach i każe się przytulić, by oswoić się z ciszą bez bijącego serca.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg