Najłatwiej znaleźć ich w lesie, gdzie dzięki pomysłowości i cierpliwej pracy oraz za pomocą drewnianych żerdzi i sznurka organizują sobie blisko trzytygodniowe obozowe życie. Wracają zazwyczaj opaleni i pogryzieni przez komary, przemoczeni, jeśli pogoda nie dopisała.
W 1972 roku w Lublinie przy Zakładzie dla Głuchoniemych harcmistrz Michał Bobrzyński zakłada Szczep Drużyn Środowiskowych „Zawisza”. Po czterech latach szczep liczy około 300 osób. Dziś Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”, które od 1995 roku jest członkiem Federacji Skautingu Europejskiego, w Lublinie skupia dzieci i młodzież w pięciu żeńskich i trzech męskich drużynach. Zawiszackie drużyny są obecne także przy parafiach w Chełmie, Łęcznej, Kraśniku i Puławach.
Sobotnie poranki
- Śmiejcie się, ile tylko możecie, to dobrze robi – tak podobno mówił do swoich podopiecznych twórca ruchu skautowego generał Robert Baden-Powell. Faktycznie, pod jednym z lubelskich kościołów śmiech grupki kilkunastu dziewczyn co chwila dźwięczy w gorącym tego lipca powietrzu. Dziewczyny ubrane są w niebieskie koszule i granatowe spódnice. Gdyby byli tu chłopcy, ubrani byliby w mundury beżowe. Jednak drużynowy zrobił zbiórkę w terenie, bo stwierdził, że prawdziwi harcerze nie siedzą w mieście, gdy mogą z niego wyjechać.
Atmosfera na zbiórce dziewczyn poważnieje, gdy drużynowa rozpoczyna wspólną modlitwę połączoną z recytacją prawa harcerskiego. Na twarzy kilkunastoletniej harcerki maluje się wzruszenie, gdy przyboczna wyznacza ją do trzymania sztandaru drużyny. – Lewa ręka na górze, prawa na dole. Trzymasz tak, jakbyś chciała spojrzeć na zegarek – tłumaczy przyboczna Mariola. Od czasu, gdy stawiała swoje pierwsze kroki w harcerstwie, minęło dobrych kilka lat, dziś jest już studentką. Wcześniej podczas zbiorek i obozów zajmowały się nią i wychowywały starsze wiekiem i stopniem harcerki. Dziś to Mariola wspiera drużynową w organizowaniu pracy drużyny. To jeden z ważniejszych rysów harcerstwa: starsi wychowują i kształcą młodszych. – Bo harcerstwo to świetna przygoda, ale przede wszystkim metoda wychowawcza – mówi Agnieszka, która w „Zawiszy” jest drużynową, czyli odpowiada za pracę kilku podległych sobie zastępów.
Agnieszka harcerką jest od dziesięciu lat. O „Zawiszy” może mówić godzinami. Przyznaje, że gdy była młodsza, harcerstwo było dla niej przede wszystkim świetną zabawą i przygodą. – Teraz jest taki czas, że ja daję harcerstwu coś z siebie, poświęcam mu swój czas, przecież każdy obóz czy zbiórkę ktoś musi zorganizować – mówi Aga. A Patryk, drużynowy w Sieci Samodzielnych Zastępów „Puszcza” w Lublinie dodaje: – Gdy zostałem zastępowym, a moi młodsi koledzy patrzyli na mnie jak na starszego brata, zaczęła się prawdziwa szkoła. To nie regułki, które trzeba było wykuć, ale wspólne noce pod niebem z gwiazd zrobiły ze mnie człowieka, którym jestem obecnie.
Zbiorki w sobotnie poranki to oprócz modlitwy zabawa i nauka według ułożonego przez drużynową czy drużynowego planu pracy rocznej. Mieści on w sobie konkursy kulinarne, ale także zobowiązuje m.in. do poznania historii harcerstwa na ziemiach polskich czy nabycia umiejętności udzielania pierwszej pomocy.
Może być zbawienne
„Starajcie się zostawić ten świat choć trochę lepszym, niż go zastaliście”. Te słowa Baden-Powella, a także inne ważne myśli harcerki i harcerze zapisują na małych karteczkach i obdarowują się nimi w Dzień Myśli Braterskiej, czyli 22 lutego, w rocznicę urodzin lorda Baden-Powella – założyciela skautingu. Czy żyją nimi na co dzień? – Zgodnie z rotą przyrzeczenia harcerskiego staramy się służyć innym, np. spełniając codziennie dobry uczynek. A gdy komuś ze znajomych czy rodziny trzeba pomoc np. rozładować płytki, to z chłopakami z kręgu jedziemy i to robimy. Razem raźniej – mówi Patryk.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |