Codzienność tylko z pozoru jest szara i nużąca. Nie trzeba pieniędzy, żeby ją ożywić, potrzeba czegoś więcej.
Może być Polska
Kiedy wzięli ślub, wiedzieli, że nie będzie łatwo, bo na Ukrainie wciąż było i niespokojnie, i biednie. – Ja jestem tchórzem, nie mam siły rozpychać się łokciami, nie umiem być bezwzględny, więc po dwóch latach pracy na uczelni trzeba było szukać innego sposobu na życie – wyznaje Igor. Mieszkali w akademiku, który musieli opuścić. Nie mieli gdzie się podziać, pracy nie było, pojawiły się problemy ze zdrowiem Lenki; lekarz ostrzegał, że nie wolno czekać z urodzeniem dziecka.
– Co my na to wszystko? – pyta retorycznie Igor. – Zamknęliśmy oczy i powalczyliśmy o swoje małżeństwo i rodzinę – odpowiada. Znajomi z Polski, spod Warszawy, gdzie Igor jako student jeździł podczas wakacji dorabiać w pracowni specjalizującej się w kopiach antycznych rzeźb z marmuru, dali mu adres do Świdnicy. Tu potrzebowali rzeźbiarza. Na miejscu Bóg im pobłogosławił przyjaciółmi, którzy znaleźli im mieszkanie i pomogli postawić pierwsze kroki w obcym kraju. – Gdyby nie oni… – Igor zawiesza głos. – Nigdy nie spłacimy długu wdzięczności, jaki wtedy wobec nich zaciągnęliśmy – kończy. Tutaj urodziła się najpierw Kasia, a potem Wiktor.
Pociągnięcia pędzlem
Żyją bardzo skromnie. Jednak świat Leny (Oleny Suriny), ten, który istnieje na jej płótnach, przekonuje o czymś zaskakującym: pełen barw, wydobywa ze zwyczajności życie ukryte głęboko pod powierzchnią zabieganej krzątaniny, zmartwień i pustego konta. Jakby wbrew nachalnej propagandzie konsumpcjonizmu Lena udowadnia, że codzienność bez zbytku, luksusu i „europejskiego poziomu” wcale nie musi być brzydka, odrzucająca i wstydliwa. Żelazko pozostawione na parapecie, widok z balkonu, kawałek ul. Okrężnej i maluch stojący pod blokiem – przetworzone przez artystkę nabierają znaczenia. Zapraszają do widzenia świata takim, jakim on może być dla każdego, kto przyłoży do niego inną miarę niż ta obowiązująca. Kto zaryzykuje zdystansowanie się od gonitwy za każdą „nowością”, „okazją”, „wyprzedażą” i „szansą”. Lena zaskakuje paletą barw: intensywne, wibrujące, kontrastowe, a jednak melancholijne i mistyczne kolory budują nastrój świata, w którym nie ma pośpiechu, nie ma szaleństwa, nie ma krzyku i walki – jest pokój. Zgoda na życie.
Dziecięce rysunki
Igor stał się rzemieślnikiem. Pracuje w warsztacie produkującym Liczyrzepy, Dziadki Mrozy czy Krasnale zdobiące niemieckie kominki. – Raz w roku przypominam sobie, że jestem artystą – zaznacza bez żalu. – Na 10 dni wyjeżdżam do Czech na rzeźbiarski plener. Wtedy nabieram oddechu, który musi mi wystarczyć na cały rok. Nie ma ambicji? Ma, ale najpierw jest mężem, który ma żonę, i ojcem, który ma dzieci. Kasia i Wiktor z zapałem rysują swoje obrazki. Czy dziwi, że są tak bardzo kolorowe i pełne rozmachu? Nie, jeśli zauważy się miłość. Miłość, której nie widać, ale którą się czuje. To ona daje polot, otwiera serce i wyobraźnię. Ojciec, który jest gotów poświęcić swoje artystyczne marzenia, byle tylko jego dzieci miały gdzie mieszkać, co jeść i za co rozwijać swoje talenty – to on jest światem nadającym sens i wprowadzającym ład w życiu. To on jest zdolny pomalować świat dziecka czułością i zaangażowaniem. To on może dać mu oparcie i pewność, że to, kim jest, ma o wiele głębsze znaczenie od tego, co posiada. I matka – ta, która nasącza codzienność pięknem i harmonią; która poprzez to, kim jest i poprzez to, co robi, głosi pochwałę tej miłości – i ludzkiej, i Bożej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |