Choć nie pochodzą z Amazonii, są silne i doświadczone. Po ciężkiej chorobie nowotworowej pokazują, że rak to nie wyrok, ale szansa na nowe życie.
Z chorobą zmagają się 7, 16, a nawet 40 lat. Każda z amazonek ma własną historię życia i przebytej walki, ale jedno, co je wszystkie łączy, to niestrudzona walka o życie. Stanisława Smolińska zachorowała 16 lat temu. Wcześniej była kierownikiem administracyjno-gospodarczym w Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Sulechowie. Jednym z jej zadań było wydawanie chorym na raka piersi protez i peruk. – Przychodziły do mnie panie po radioterapii i chemioterapii i bardzo im wtedy współczułam, rozmawiałam z nimi i pocieszałam. Wtedy nie wiedziałam, że ja też zachoruję – wspomina pani Stanisława. Ludzkie tragedie skłoniły ją do tego, by pójść na profilaktyczne badania. Po mammografii okazało się, że jest guz, ale biopsja nie wykryła, że jest złośliwy. – Czułam jednak, że muszę go usunąć. W szpitalu w Zielonej Górze okazało się, że jest to złośliwy rak. Ordynator powiedział mi, że nosiłam „bombę z opóźnionym zapłonem” – mówi pani Smolińska. Po chemii, radioterapii i pięcioletniej kuracji tabletkowej wróciła do pracy. – Uważałam, że jak będę w domu, to się załamię. Wychodziłam na dwór, jak było ciemno, kiedy nie spotykałam ludzi. Ranili mnie mówieniem, jak źle wyglądam. Później się uodporniłam na różne komentarze. W pracy zapomniałam o wszystkich moich problemach – wspomina.
Temat tabu
Trzynaście lat temu Stanisława Smolińska założyła stowarzyszenie Klub Sulechowskich Amazonek. Na jedno ze spotkań przyszła Danuta Hajduk, która dziś ma za sobą 40 lat walki z nowotworem. – Kiedy zachorowałam, rak to był temat tabu. Zawsze się mówiło, że lepiej nie ruszać żadnych guzów. Ja zdecydowałam się na operację i dziś żyję – mówi pani Danuta i dodaje: – Miałam małe dzieci, synek miał dwa lata, a córka siedem. Podjęłam leczenie, bo miałam dla kogo żyć. Wtedy nie było profilaktyki, biustonoszy i protez. Trzeba było radzić sobie samemu i ukrywać chorobę. Po miesiącu zwolnienia, choć czułam się bardzo źle, poszłam do pracy i nikt mi nie współczuł. Kobieta po amputacji, kiedy jest nierehabilitowana, ma wysuniętą łopatkę i bardzo grubą rękę. Dlatego ważne są ćwiczenia fizyczne, ale też opieka psychologiczna. Wiele pań może liczyć na wsparcie rodziny czy przyjaciół, ale są też osoby, które z powodu choroby zostawił mąż lub opuścili „przyjaciele”. – W grupie jest zawsze łatwiej. W stowarzyszeniu służymy poradą, jest psycholog, rehabilitantka. Mamy też opiekuna duchowego, ks. Henryka Wojnara – wyjaśnia Stanisława Smolińska.
Profilaktyka to połowa sukcesu
Amazonki są też wolontariuszkami. Chodzą do szpitali, by wspierać chore na raka kobiety. Organizują spotkania w miastach i małych miejscowościach, by mówić o profilaktyce i doświadczeniu walki z nowotworem. – Pracujemy z kobietami z różnych środowisk – i nie jest to łatwe zadanie. Dostają od nas foldery informacyjne i uczą się na fantomach, jak badać piersi. Chcemy pokazać, jak ważna jest profilaktyka. Jeśli uratujemy choć jedną osobę, to jest to dla nas sukces – mówi pani Stanisława. – Ja zawsze badałam się regularnie. Po jednej z mammografii okazało się, że jestem chora. Miałam dwa guzki i gdybym tego nie usunęła, już bym nie żyła – zauważa Elżbieta Trawka. Trafiła do Klubu Sulechowskich Amazonek, bo nie potrafiła sobie poradzić z chorobą. Wsparcie, które otrzymała od swoich koleżanek, przekazuje teraz innym. – Jestem siedem lat po chorobie i pokazuję, że z rakiem, po chemii, można żyć. Spłacam dług. Całą swoją wiedzę i doświadczenie wykorzystuję jako wolontariuszka w szpitalu – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |