Podobno na każdym paciorku różańca siedzi anioł. Nie siedzi jednak sam. Setki - jeśli nie tysiące - rodziców z Podbeskidzia postanowiły posadzić obok aniołów swoje dzieci.
Razem z aniołem na różańcowym koraliku siedzą dopiero co narodzone maleństwa, kilkulatki, nastolatki, a nawet trzydziesta – i czterdziestoparolatkowie. Różańce do rąk biorą i sadzają na jego paciorkach swoje dzieci dojrzałe panie, staruszki i młode mamy. Kobiety. Ale, wbrew opiniom, że to taka niemęska modlitwa, za różaniec łapią też ich mężowie, ojcowie i dziadkowie! – Mężczyzna potrzebuje konkretu. Kiedy mu powiesz, że ta dziesiątka to za jego dziecko, to niemal każdy zmięknie – uśmiecha się Katarzyna Kozina z Wiślicy koło Skoczowa, która razem z mężem włączyła się do gigantycznej sieci rodziców odmawiających Różaniec w intencji dzieci. Na internetowej stronie: www.rozaniecrodzicow.pl „zarejestrowało” się już ponad 1800 takich róż! Ale to nie wszystkie – wiele osób nawet nie wie o istnieniu takiej strony. Za różańce łapią wtedy, kiedy tylko słyszą o idei tej modlitwy.
Pocztą pantoflową
Do róży należy 20 osób. Każda z nich przez miesiąc odmawia jedną, określoną tajemnicę Różańca. Pierwszego dnia kolejnego miesiąca następuje zmiana – zaczyna się odmawianie następnej tajemnicy. Kto w listopadzie odmawiał ostatnią chwalebną, w grudniu wróci na początek kolejki i będzie zamyślał się nad zwiastowaniem. Sprawa jest prosta, ustalona, ale żeby nie było wątpliwości, pod koniec lub co jakiś czas osoba czuwająca nad dana różą wysyła każdemu esemes albo e-mail z przypomnieniem, jaką też tajemnicę w nowym miesiącu ma odmawiać. Małgorzata Fryś mieszka w Rzykach.
Codziennie dojeżdża do pracy do Bielska-Białej, prawie 40 kilometrów w jedną stronę. Pielęgnuje mamy, które mają urodzić swoje dzieci, a których ciąża przebiega w ekstremalnych warunkach. Koleżanka w pracy zaproponowała jej modlitwę w róży rodziców za dzieci. Zareagowała jak prawie każdy: – Nie mam czasu, już jestem w róży różańcowej, boję się nowych zobowiązań. Ale ziarenko zapadło w serce, kiełkowało, aż urosło, zakwitło i teraz przynosi owoce. Dziś pani Małgosia nie tylko sama się modli, ale namawia do modlitwy innych. I to skutecznie. Uzbierała już dwanaście róż, a trzynasta się tworzy! – Dla mnie fenomenem jest to, że jest to oddolna inicjatywa rodziców, którzy chcą się modlić za swoje dzieci. Ta wiadomość biegnie z ust do ust, pocztą pantoflową. Księża nie mówią o niej z ambony, nie mówi się też o niej szeroko w mediach, a jednak lotem błyskawicy zatacza coraz szersze kręgi – opowiada Katarzyna Kozina. – O róży dowiedziałam się od Agaty Kóski z Bielska-Białej, z którą jesteśmy we wspólnocie charyzmatyczno-ewangelizacyjnej. Ona z kolei usłyszała o tym od ginekologa Moniki Małeckiej-Holerek. Kiedy zbieraliśmy naszą dwudziestkę, dałam też znać koleżance Bernadecie Stawowczyk-Zemanek z Bielan. Po kilku dniach się dowiedziałam, że nie tylko dołączyła do naszej róży, ale i udało się jej stworzyć kolejną – następnych dwadzieścia osób zaczęło się modlić za dzieci! – Kończyłam odmawiać nowennę pompejańską, która wcale nie przychodziła mi tak łatwo – mówi Bernadeta Stawowczyk-Zemanek. – A tu wiadomość od Kasi o codziennej modlitwie na różańcu za dzieci... Przyszła mi jednak od razu myśl: dbamy o to, żeby nasze dzieci wysłać do dobrych szkół, by uczyły się języków obcych, by je ładnie ubrać. Ale to przecież nie wszystko. Chcielibyśmy, by były zdrowe, by wzrastały w dobrym towarzystwie – ludzi, którzy powierzają swoje sprawy Panu Bogu i Jemu ufają...