Podobno na każdym paciorku różańca siedzi anioł. Nie siedzi jednak sam. Setki - jeśli nie tysiące - rodziców z Podbeskidzia postanowiły posadzić obok aniołów swoje dzieci.
Te własne i te „nabyte”
Róże mają swoich patronów, wybieranych przez rodziców. Agata Kóska i Katarzyna Kozina za patronkę swojej róży wybrały bł. Karolinę Kózkównę. Zalążkiem każdej róży jest jedna osoba, do której dołącza druga, trzecia i kolejne. Gdy uzbiera się dwudziestka, będzie cała róża. Ale przystępujący do dzieła modlą się od razu, od momentu wyrażenia chęci udziału w dziele modlitwy różańcowej za dzieci, nie czekając na komplet. Jeśli ktoś potrzebuje więcej informacji o tym, jak się modlić, wszystkie niezbędne materiały znajdzie w internecie. Dzieło – choć proste – ma swoją duchową głębię. Modlitwą obejmuje się nie tylko własne, rodzone dzieci, ale też te „nabyte”: synowe i zięciów oraz dzieci chrzestne. W zasięgu modlitwy są też dzieci „obce” – nienarodzone, porzucone, chore, małe ofiary wojny i przemocy. Nie ma określonej liczby objętej modlitwą: każdy z członków róży może się modlić za tyle dzieci, ile mu się zmieści... na różańcu. Najwięcej „podopiecznych” pani Małgosia ma w Rzykach, gdzie mieszka, i w sąsiednich miejscowościach. Ale są też pojedyncze osoby ze Śląska, z okolic Łodzi, a nawet z Warszawy. – Nasza róża swoim zasięgiem obejmuje krąg od Skoczowa, Bielska-Białej i okolic po Rzeszów aż do... Strasburga, bo tam mieszkają dzieci, za które się modlimy – mówi Kasia. – Tak się złożyło, że naszą różę tworzą rodzice w różnym wieku. Ja zaproponowałam tę modlitwę mojej mamie. I w związku z tym w naszej róży moja mama modli się za mnie i za mojego męża oraz za mojego syna. My m.in. za naszego syna. Dla mnie czymś cudownym jest to, że w naszej róży, niemal w komplecie, modlą się małżeństwa. To niesamowite, że także mężczyźni decydują się na ten krok. Do róż chcą dołączać osoby, po których byśmy się tego nie spodziewali, które znaliśmy z tej strony, że im „nie po drodze z Panem Bogiem”.
Najlepsza inwestycja
– Zadaniem członków róż Różańca rodziców za dzieci jest połączenie modlitwy z przykładem życia – mówi Małgorzata. – Zaangażowanie w dzieło Różańca ma służyć uzdrowieniu relacji między pokoleniami. Jest też świadectwem naszej troski o najmniejsze, najsłabsze i najbardziej zagrożone istoty ludzkie. – Dla większości ludzi oczywiste jest, że warto inwestować w dzieci. Ja wierzę, że ta modlitwa to najlepsza inwestycja – mówi Katarzyna. – A jej owoce widzimy codziennie. Moja mama jest chrzestną mojej kuzynki, która też jest w naszej róży. Kuzynka długo nie mogła znaleźć pracy. Mama tę intencję podejmowała szczególnie w swojej modlitwie i... w bardzo niedługim czasie praca się znalazła! Cały czas czujemy opiekę Bożą. To nie jest tylko „bank niebieski”, w którym jest zdeponowana nasza modlitwa. Jej owoce są widoczne już tu, na ziemi. Sama widzę to codziennie – przy żywiołowym trzylatku nietrudno o różne wydarzenia w domu. A u nas – spokojnie. Ta modlitwa to wielka siła. Doświadczamy z mężem jej zwłaszcza teraz, kiedy nasz Kuba z zapaleniem płuc musiał trafić do szpitala. Codziennie uświadamiam sobie, że za niego modli się dwadzieścia osób... Sześcioletnia Zosia, córeczka Bernadety, łatwo łapie przeziębienia. Trudno zliczyć dni, które musiała opuścić w przedszkolu z powodu choroby. – Ufam, że to moc tej modlitwy, bo od kiedy ją podjęłam, Zosia owszem, katar łapie, ale nie choruje tak ciężko, żeby musiała zostawać w domu. Rodzice podkreślają, że ta modlitwa pozwoliła im dokonać jeszcze jednego odkrycia. Czasem mniej się kiedyś pamiętało o chrześniakach, zwłaszcza tych, którzy mieszkają gdzieś dalej. W róży, nawet jeśli my zapomnimy o intencji, zawsze ktoś modli się za bliskie nam dzieci. – Wiem, że Pan Bóg nie stoi nad nami, żeby nas rozliczać z odmówionych i zapomnianych dziesiątek – wyznaje Bernadeta. – Zdarza mi się jednak obudzić w nocy albo nad ranem z takim przynagleniem i przypomnieniem o tej nieodmówionej modlitwie...
– Niedawno tłumaczyłam Kubie, jak się modli na różańcu – opowiada Katarzyna. – Chciał spróbować. Odmówił „Ojcze nasz”, a po trzech „Zdrowaś, Maryjo” popatrzył na mnie z rozbrajającym uśmiechem i mówi: „Mamo, fajna ta modlitwa!”.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.