Szli 400 km na szczudłach, a jeśli będzie taka potrzeba, bez dotknięcia ziemi stopą wejdą na Śnieżkę!
Sochaczewianie Jeremiasz Aftyka i Grzegorz Zażdżyk przeszli kilkaset kilometrów, żeby dotrzeć nad morze. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zrobili to... na szczudłach. Cały swój trud ofiarowali choremu na serce 4,5-letniemu Kubie.
Najlepsze z jesionu
Przy ul. Traugutta w Sochaczewie mieści się Niezależny Dom Kultury „Piekarnia”. Tam przyjazne dla siebie miejsce znaleźli członkowie zespołu L’ombelico del Mondo (Pępek Świata). To wizytówka miasta. Ich perkusyjne, naładowane pozytywną energią występy doceniane są za granicą. Grupa otwarta jest na wszelkie pomysły, które wnoszą urozmaicenie w życie młodych ludzi. Kuglarstwo? Czemu nie? A może chodzenie na szczudłach? Okazuje się, że poruszanie się na kijach jest zaraźliwe.
Wiedzą coś o tym Jeremiasz Aftyka i Grzegorz Zażdżyk. Połknęli bakcyla, podpatrując innych. Teraz sami uczą, jak poruszać się na szczudłach. – To wciąga – mówi Jeremiasz. – Ciekawa jest reakcja innych – gdy idzie się na szczudłach, słychać wkoło: „Wow!”. Niektórzy myślą, że to jakaś magia, a to w sumie proste jest. – Ludziom daje się radość, w sumie nic nie robiąc – dodaje Grzegorz. Szczudła robią sami. To też nie jest nic nadzwyczajnego. Trochę drewna, najlepiej z jesionu (ze względu na wytrzymałość i sprężystość), sklejka i wkręty. Do tego zręczne dłonie i już można chodzić na szczudłach. Nauczyć się może każdy, wystarczy chcieć. A im zachciało się także pójść na szczudłach nad morze. Dla sprawdzenia siebie, ale przede wszystkim dla Kuby, żeby pomóc mu wyjść z choroby.
Szczęściarz roku
Jakub Sajdak ma 4,5 roku, to żywy i energiczny chłopiec, choć nie potrafi jeszcze chodzić, a lewą rękę ma bezwładną. Dopiero też zaczyna mówić. To efekt powikłań po leczeniu, a raczej nieodpowiedniej szpitalnej opiece. – U Kuby wadę serca wykryto już w 31. tygodniu ciąży – opowiada Agnieszka Sajdak, mama chłopca. – Od razu po urodzeniu musiał mieć operację, a nawet dwie. Obie na otwartym sercu, w odstępie 2 tygodni. Po pół roku potrzebna była jeszcze jedna. Niestety, po niej Kuba dostał w szpitalu udaru. Gdyby nie to, byłby fizycznie zdrowym dzieckiem. Do udaru doszło wskutek skrzepu w tętnicy szyjnej. Według pani Agnieszki, można było temu zapobiec. Ma porównanie między szpitalami polskimi a tym w Niemczech, gdzie Kuba był operowany po raz kolejny. Za granicą jej syn miał lepszą opiekę i trafił na fenomenalnego kardiochirurga, prof. Edwarda Malca.
Prof. Malec to światowej sławy lekarz, specjalizujący się w leczeniu najcięższej, wrodzonej wady serca – HLHS, która charakteryzuje się tym, że lewa komora serca jest niezdolna do prawidłowej pracy lub w ogóle się nie wykształciła. Z taką wadą urodził się Kuba. Szukając pomocy dla syna, pani Agnieszka dotarła do prof. Malca. Ten zgodził się na operację. Problemem były jednak pieniądze. Potrzebne było aż 36 tys. euro. Pomógł w tym internet. Na portalu siepomaga.pl zamieszczono informację o Kubie. Dokładnie w sylwestra ubiegłego roku z Fundacji „Cor Infantis”, pod której opieką jest chłopiec, pani Agnieszka otrzymała telefon z radosną wieścią, że anonimowy darczyńca wpłacił całą kwotę potrzebną na operację.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.