- Narkotyki to największe oszustwo świata - mówi Wiesław Jindraczek.
Od 14 lat mieszka w Medjugorie. W sezonie pielgrzymkowym pomaga tam franciszkanom. Zimą odwiedza Polskę. Spotyka się z ludźmi, żeby opowiedzieć o piekle narkomanii. Przestrzega, żeby nie wyrzucali Boga ze swojego życia. Na początku marca zawitał do Bobrownik. Najpierw głosił swoje świadectwo młodzieży, później już wszystkim na godzinnym spotkaniu w kościele.
Pustka w życiu
W parafii Matki Bożej Jasnogórskiej w Bobrownikach w przygotowaniu młodzieży do bierzmowania pomagają osoby świeckie. Wśród nich jest małżeństwo Dorota i Sławomir Rychlewscy. Będąc w Medjugorie, spotkali W. Jindraczka. Uznali, że warto, żeby spotkał się z młodymi ludźmi z ich parafii. – Chciałbym wam opowiedzieć, jak po 20 latach nałogu – życia w piekle – 14 lat temu miłosierny Bóg pochylił się nad łotrem i tego łotra wyciągnął z samego dna piekła. To będzie historia o synu marnotrawnym, ale nie tym biblijnym, ale bardziej współczesnym – zaczął swoją opowieść W. Jindraczek.
Choć nie bierze już narkotyków, mówi o sobie, że jest narkomanem. Urodził się w katolickiej rodzinie. Był ochrzczony, przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej. Chodził na religię i do kościoła. Był nawet ministrantem. – Kiedy miałem 15 lat, zbuntowałem się. Okres dorastania jest jednym z najtrudniejszych w życiu człowieka. Rodzą się wtedy trudne pytania. Skąd się wziąłem? Dlaczego żyję na tym świecie? I czasem, gdy młody człowiek nie potrafi sobie na nie odpowiedzieć, rodzi się w nim bunt. I ja się zbuntowałem. Zrobiłem to w najgłupszy sposób. Wyrzuciłem Boga ze swojego życia. Powiedziałem Mu: „Ja Cię nie potrzebuję”. Na śmietniku wylądował Dekalog. Moją życiową obsesją stała się wolność. Robić, co się chce, i za nic nie odpowiadać – mówił.
Zaczęło się imprezowanie, picie alkoholu. Pustka, która pojawiła się po wyrzuceniu Boga z życia, domagała się zapełnienia. Alkohol już nie wystarczał. Pojawiły się narkotyki. – To największe oszustwo świata. To najperfidniejszy wynalazek szatana. Dlaczego? Bo dużo obiecują. Na początku wydawało mi się, że odlatuję do nieba. To się szybko skończyło, bo zamiast nieba nastało piekło. Brałem nie dlatego, że chciałem, ale dlatego, że musiałem. Narkotyki nie dają nic poza chwilami wątpliwej przyjemności, za którą później wystawiony jest taki rachunek, że człowiek nie jest w stanie go spłacić. Zabrały mi wszystko. Zdrowie, rodzinę, przyjaciół, sumienie, zasady moralne, ludzką godność. Ale i tak mogę uważać, że jestem największym szczęściarzem na świecie, bo narkotyki nie zabrały mi życia. Moi koledzy, z którymi brałem, po kilku latach nałogu zaczęli umierać – opowiadał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |