Jedni zachwalają, inni patrzą z dezaprobatą, jeszcze inni zwyczajnie z obawą. Bez względu na opinie porodów domowych z roku na rok przybywa.
Coraz popularniejsze na świecie, ale także w naszym kraju staje się tzw. rodzicielstwo bliskości – filozofia, która jeszcze kilkanaście lat temu była oceniana jako swojego rodzaju fanaberia. Dziś nikogo już nie dziwią rodzice z niemowlakami w chustach. Ciągle jednak temat związany z rodzicielstwem bliskości, czyli porody domowe, traktowany jest jak coś marginalnego. A okazuje się, że coraz więcej małżeństw decyduje się rodzić w domu. Powody są różne, choć w większości przeważa pragnienie bezpieczeństwa i spokoju. I o dziwo, mimo ostrzeżeń ze strony lekarzy, młode matki wybierające poród domowy, bardziej od komplikacji i powikłań boją się szpitalnej atmosfery, obligatoryjnej oxytocyny, gdy poród się przedłuża, czy też, jak mówią, przedmiotowego traktowania.
Nigdy nie ryzykuje
W województwie lubelskim liczba porodów domowych w porównaniu z województwem mazowieckim jest niska. Jak podkreślają mamy, które rodziły w domu, wynika to głównie z faktu, że na Lubelszczyźnie jest tylko jedna położna, która odbiera porody w domu. – Co więcej, ta położna w zasadzie obsługuje całą tzw. ścianę wschodnią – śmieje się Grzegorz Konasiuk, tata piątki dzieci, z których czwórka przyszła na świat w domu.
Zofia Saj, bo o niej mowa, towarzyszy przy porodach domowych już prawie 30 lat. – Wiele widziałam także trudnych sytuacji – opowiada. – Wielokrotnie także musiałam odmówić przyjęcia porodu w domu, ponieważ nie były spełnione wszystkie konieczne warunki, jak choćby ostatnio, kiedy mama już pięciorga dzieci, z których dwójka przyszła na świat w domu, miała za słabą morfologię. Nigdy nie ryzykuję – podkreśla położna. Pani Zofia, mimo że chętnych na Lubelszczyźnie do rodzenia w domu jest coraz więcej, nie ma swoich następczyń. – Wynika to głównie z nastawienia środowiska lekarskiego na naszym terenie do porodów domowych – mówi. – Już zupełnie inaczej jest na Mazowszu czy na Śląsku. U nas niestety ciągle porody w domu traktowane są jak swojego rodzaju dziwactwo – komentuje.
Zofia Saj oprócz przyjmowania porodów domowych od lat prowadzi również szkołę rodzenia, która znajduje się w budynku należącym do parafii kościoła garnizonowego w Lublinie, i jako uczennica profesora Fijałkowskiego udziela również nieodpłatnie porad laktacyjnych.
Cztery razy i z przygodami
Iza i Grzegorz Konasiukowie już czternaście lat temu chcieli rodzić swoje pierwsze dziecko w domu – Nie lubię szpitali, nigdy w ciąży nie czułam się chora, uznaję moje ciąże za stan fizjologiczny – mówi Iza Konasiuk. – Niestety nie udało nam się na czas znaleźć położnej. Napisałam list do pani Irenki Chołuj, którą profesor Fijałkowski nazwał matką porodów domowych, ale odpowiedź od niej wraz z podaniem namiarów na Zofię Saj, przyszła już po narodzinach Lidki – relacjonuje pani Iza. Konasiukowie wiedzieli jednak, że następne dzieci będą rodzić się w domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |