Rocznie przebiega około 4 tys. kilometrów. Jacek Łabucki, sandomierski pediatra, jeśli w lipcu pokona najtrudniejszą na świecie trasę biegową Badwater w Dolinie Śmierci w Kalifornii, będzie pierwszą osobą w Polsce, która zdobędzie koronę ultramaratonów.
Autostrada do piekła
Wszystkie biegi ekstremalne i ultramaratony to biegi elitarne, gdzie nie każdy może się z marszu zapisać i wystartować. – Do większości prowadzona jest rygorystyczna selekcja zawodników, którzy muszą się wykazać ukończonymi mniej wymagającymi biegami i zdobyć określoną liczbę punktów w biegach górskich i trudnych. Wtedy zaczęliśmy wspólnie ze Zbyszkiem „łykać” biegi i zbierać punkty – opowiada biegacz. I tak pokonali polskiego „Rzeźnika”, trudne trasy w Ardenach, przebiegli całą Grań Niżnych Tatr, czyli 100 km z ponad 5,5 tys. metrów przewyższeń.
– Mieliśmy już za sobą Spartathlon, więc przyszedł czas na UTMB. Po zdobyciu tej trasy ruszyliśmy na ultramaraton pustynny. Pamiętam, startowaliśmy do tego biegu w Niedzielę Wielkanocną. To była szkoła życia. 250 km przez pustynię. Ten bieg pokonuje się etapami. Dostaje się od organizatora wodę i na kempingu płachtę do spania. Na biwaku ma się zapewnioną wodę i opiekę medyczną, resztę niesie się ze sobą w plecaku. To jest niesamowite, kilka tysięcy ludzi biegnie po pustyni. Jest to sześć etapów po maksymalnie ekstremalnej trasie bezdroży, wydm i piachu. Codziennie rano start następuje przy muzyce AC/DC „Autostrada do piekła”, coś w tym jest, bo gorąco jak w piekle – wspomina pan Jacek.
Tego samego roku wystartowali w biegu w Południowej Afryce – jak wspomina – już w ludzkich warunkach i na dystansie „tylko” 90 km. – Biegło mi się super, miałem wtedy czas 7 godzin i 21 minut. I Comrades Marathon był zaliczony – dodaje z dumą. Na kolejny bieg, Western States Endurance Run w Kalifornii, pojechał bez biegowego kompana, który nie został zakwalifikowany do startu, o którym decyduje losowanie spośród zgłoszonych. – Zbyszkowi zabrakło wtedy po prostu szczęścia – dodaje. Po drodze sandomierzanin wystartował jeszcze w kilku biegach: Brazil na dystansie 217 km w górskim tropiku Brazylii, który ukończył jako pierwszy Polak, oraz w La Utra The High w Himalajach, pokonując 222 km ekstremalnie górskich tras. – Nie zapomnę także biegu w Tajlandii, podczas którego jednemu z biegaczy z USA uratowałem życie. Dostał udaru i potrzebował natychmiastowej pomocy. Na szczęście biegłem zaraz za nim, lekarze dojechali dopiero po 45 minutach. Wtedy nie liczyły się bieg i wynik, tylko życie kolegi – wspomina sandomierzanin.
W Dolinie Śmierci
Przed nim ostatni bieg z wielkiej szóstki, ale – jak podkreśla – nie ostatni. – Batwater to też nie łatwy bieg. Trasa 217 km w przerażającym gorącu dochodzącym do 50 stopni Celsjusza i limit czasowy 48 godzin. Dlatego potrzebne jest dobre przygotowanie – podkreśla J. Łabucki. Zdradzając tajemnice biegania tak długich dystansów, podkreśla, że nie wolno myśleć o dystansie, który jest do pokonania oraz, że sukces dobiegnięcia leży w umiejętności pokonywania kryzysów. – Jak to określa mój kolega, kryzysy mają tę właściwość, że przychodzą i odchodzą. Ważne, żeby przeczekać ten czas i pobiec dalej. Wiadomo, nie są to łatwe biegi i takiego biegania nie polecam. Jednak serdecznie namawiam do systematycznego ruchu. Nie wolno zrażać się pierwszymi trudnościami. Po kilku dniach będą już małe sukcesy, a potem same duże. I trzeba pamiętać, że prawdziwe sukcesy rodzą się bólach – podkreśla sandomierski ambasador sportu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |